Wrocław reaguje na hałas. "Dejcie spać"
W nocy uliczne wyścigi i imprezowicze, a za dnia – wadliwe sprzęty. Polskie miasta stają się coraz głośniejsze. Wrocław zwraca uwagę na problem, ale póki co liczy na to, że swoje zachowanie poprawią sami hałasujący.
Wrocławscy urzędnicy przygotowali akcję… „Dejcie spać”. Jest skierowana do osób zakłócających spokój w godzinach nocnych.
„Ty masz prawo do zabawy i korzystania z uroków nocnego życia, a oni mają prawo do spokojnego snu i relaksu w swoich domach. Możemy to pogodzić! Baw się, ale z szacunkiem dla mieszkańców” – podkreślono na uruchomionej stronie internetowej akcji”.
Wrocław tętni życiem przez cały rok, także nocą, gdy kluby i bary zapraszają do wspólnej zabawy. Pamiętajmy jednak, że w samym sercu miasta, w okolicach centrum, mieszka 9000 osób, które codziennie potrzebują spokoju i ciszy, aby móc wypocząć po długim dniu.
Na stronie znalazło się nawet nagranie uświadamiające, jak brzmi Wrocław nocą.
„Pamiętaj, że każdy z nas ma wpływ na poziom hałasu w naszym otoczeniu” – piszą organizatorzy akcji i zachęcają hałasujących do spokojniejszej zabawy czy jazdy.
No właśnie – źródłem hałasu są nie tylko imprezowicze i kluby puszczające zbyt głośno muzykę
- W dzień przeszkadzają nam kierowcy strzelający z rur wydechowych i hałasujący silnikami, co jest bardzo uciążliwe. Inny kłopot to głośna praca wentylacji, klimatyzacji i innego sprzętu technicznego, który nie jest odpowiednio zabezpieczony i wyciszony – wymienia Anna Władyczka, wrocławianka z placu Solnego i wiceprzewodnicząca rady osiedla Stare Miasto.
Niedawno zwracałem na to uwagę pisząc, że problem będzie się nasilał. W naszym otoczeniu przybywać będzie klimatyzatorów czy pomp ciepła i to właśnie one będą tworzyć nową ścieżkę dźwiękową miasta. Tym bardziej że te wadliwe potrafią pracować bardzo głośno, co zresztą już jest przyczyną konfliktów sąsiedzkich.
Jak Wrocław chce walczyć z hałasem?
Na razie polubownie. Na stronie akcji zamieszczono sugestie (dość oczywiste, ale niestety nie dla każdego: „nie śpiewaj na ulicach po 22:00”, „nie imprezuj na ulicach” czy „nie odtwarzaj głośnej muzyki poza klubami i barami), a na rynku postawiono specjalny prostopadłościan z kodami QR. Skanując znaczek można posłuchać, jak brzmią nieprzyjemne dźwięki nocnego życia w centrum Wrocławia.
Bardziej stanowczy są mieszkańcy Krakowa, którzy postanowili pozwać miasto za to, że nic nie robi z problemem hałasu w okolicach rynku.
Miasto nie reaguje na taki stan rzeczy. Pijany tłum imprezuje, krzyczy i nie liczy się z nikim. Kilka dni temu nie spałem całą noc, dzwoniłem na służby, prosiłem o interwencję. Służby przyjechały. Najpierw straż miejska, żeby powiedzieć, że ona nic nie może. Patrol policji był o 4 rano, jak się nieco uspokoiło i zasnąłem. Policjanci powiedzieli, że oni porozmawiają
– mówił w rozmowie z Radiem Kraków Ryszard Rydygier, przedstawiciel oburzonych mieszkańców, którzy domagają się wyposażenia strażników miejskich w sprzęty mierzące hałas.
Na przekraczanie norm narzekają również mieszkańcy krakowskiego Starego Podgórza. Jak pisała niedawno „Gazeta Krakowska” batalia trwa od roku. Jeszcze w 2023 r. powstała petycja skierowana do prezydenta Krakowa i rady miasta.
Zwracamy się do Rady Miejskiej i prezydenta miasta z wnioskiem o pilne podjęcie działań mających na celu uspokojenie ruchu samochodowego oraz poprawę jakości przestrzeni publicznej Starego Podgórza poprzez zaprojektowanie i wprowadzenie na nasze ulice zieleni i drzew.
Po roku mieszkańcy narzekali, że nic się nie zmieniło. Miasto broniło się tłumacząc, że wprowadzono progi zwalniające. Zapowiedziano również posadzenie zieleni.
Walka z hałasem nie musi skończyć się porażką
Jak zwracał uwagę portal Coraz Głośniej Rzeszów jest pierwszym miastem w Polsce, gdzie próbuje się ustalić, jaka głośność i częstotliwość dźwięku jest odpowiednia zarówno dla uczestników imprez masowych, jak i okolicznych mieszkańców. W końcu właśnie takie wydarzenia – plenerowe koncerty, juwenalia itd. – również są źródłem dodatkowych odgłosów.
W samym Rzeszowie w 2023 r. – jak informuje blog Coraz Głośniej – odbyły się imprezy o „łącznym czasie trwania 32 dni z nagłośnieniem wymuszającym słuchanie ich w mieszkaniach nawet przy szczelnie zamkniętych oknach”.
Władze miasta nie tylko przeprowadziły testy odpowiedniego poziomu głośności dla okolicznych mieszkańców, ale też zapowiedziały, że ograniczą liczbę głośnych wydarzeń odbywających się na rzeszowskich bulwarach w ciągu tygodnia.
- Te, które się tutaj pojawią, będą to już wydarzenia z obniżonym poziomem głośności, co dotyczyć będzie nie tylko muzyki, ale też konferansjerki, ponieważ zrozumieliśmy punkt widzenia mieszkańców, jak uciążliwe jest słuchanie takich okrzyków ze sceny. Wypracujemy też mniejszą głośność muzyki w lokalach gastronomicznych działających w godzinach nocnych. Jeżeli rezultaty będą niewystarczające, wówczas muzyka będzie musiała się sprowadzić do delikatnego grania w tle – mówiła Krystyna Stachowska, wiceprezydent Rzeszowa, cytowana przez Coraz Głośniej.
Jak widać hałas nie musi być czymś, do czego w mieście trzeba przywyknąć lub też liczyć na to, że hałasujący spojrzą dalej niż za czubek własnego nosa. Pozostaje mieć nadzieję, że inne miasta pójdą drogą wyznaczoną przez Rzeszów. Warto jednak pamiętać, że problem nie dotyczy wyłącznie dużych ośrodków. Coraz głośniejsza staje się również polska wieś. Odgłosy aut to jedno, ale do tego dochodzą również dźwięki maszyn, i to nie zawsze tych rolniczych. Ich użytkownicy zapominają, że wokół nich mieszkają inni ludzie, którzy wcześnie rano lub wieczorem chcą odpocząć, a nie słuchać jednostajnych, uciążliwych dźwięków.