Gdzie jest tron to aplikacja, której Polacy potrzebowali, ale wstydzili się o nią upomnieć
Szukanie w Polsce miejsc, do których nawet król udaje się piechotą, wymaga niemałego wysiłku. Zamiast niepotrzebnie błądzić można skorzystać z mapy – wreszcie jest aplikacja Gdzie jest tron, która pokazuje dostępne publiczne toalety.
Problem jest naprawdę poważny. Według raportu NIK w aż 71,4 proc. gminach brakowało informacji o lokalizacji szaletów. Z kolei w badaniach firmy Zymetria 27 proc. ankietowanych Polaków w wieku 18-65 lat przyznało, że zdarza im się załatwiać potrzeby fizjologiczne w miejscach publicznych, ponieważ odmówiono im dostępu do toalet w urzędach lub lokalach gastronomicznych. Niby miasta zaczęły z tym walczyć i niektóre już pokazują kluczowe miejsca we własnych aplikacjach, ale nie dość, że ciągle to kropla w morzu, to informacje są rozproszone. Udając się do Warszawy trzeba wchodzić na osobną stronę, a odwiedzając Gdańsk instalować kolejną aplikację. Dziwne, że Google jeszcze tego nie pokazuje na swoich mapach.
Giganta wyręcza póki co firma WCTron – dostawca… toalet przenośnych. Oprócz zaopatrywania organizatorów imprez w urządzenia i rozwijania własnych technologii – m.in. systemu pozwalającego oszczędzać wodę w toaletach – WCTron wystartowało z akcją Gdzie jest tron. Najważniejszym elementem jest strona internetowa oraz aplikacja z mapą, na której znajdziemy dostępne toalety.
Gdzie jest tron? Najpierw lokalizację wpisywali właściciele miejsc, a teraz mogą robić to już również użytkownicy
Póki co mapa akcji Gdzie jest tron liczy prawie 4 tys. toalet.
Głównym elementem naszej kampanii jest aplikacja mobilna, która pozwala wyszukiwać najbliższe toalety. Aplikacja zawiera nie tylko informacje o lokalizacji toalety, ale również o tym, jakie udogodnienia są w niej dostępne, w jakich godzinach można z niej korzystać, czy jest odpowiednia dla rodzica z małym dzieckiem (odpowiednio duża), czy ma przewijak, czy wymaga opłaty czy można z niej korzystać bezpłatnie, czy jest dostępna dla osób z niepełnosprawnością
- mówi Daniel Chaciej, wiceprezes zarządu WCTron.
Aplikacja Gdzie jest tron pozwala przeglądać dodane toalety w mieście. Najważniejszą funkcją wydaje się być wyznaczenie trasy do tej najbliższej. Twórcy programu pozwalają również oceniać miejsce – czy jest czyste i czy faktycznie zgodnie z opisem.
Pomysłodawcy kampanii liczą na to, że dostępność toalet się zwiększy i będą coraz bardziej przyjazne rodzicom z dziećmi (przewijaki, nocniki, nakładki, sedes czy umywalki dopasowana do wzrostu małego człowieka) czy osobom niepełnosprawnym (specjalne uchwyty czy poręcze, dostosowana muszla i umywalka). Na razie jednak chcieliby, aby standardem stało się zapewnienie bezpłatnych środków higienicznych jak tampony czy podpaski. To straszne, że w 2024 r. ciągle nie jest to standardem. Nie mówiąc już o tym, że niektórych idea zagwarantowania darmowych podpasek zwyczajnie oburza.
Publiczne toalety to sprawa, którą technologia mogłaby ułatwić
W Paryżu darmowe publiczne toalety znajdują się w specjalnych nowoczesnych kontenerach, które przypominają kioski. Po skorzystaniu automatycznie się czyszczą, więc ich stan jest co najmniej w porządku. U nas kosmiczne stanowiska też coraz częściej się pojawiają – w Łodzi np. w remontowanych parkach – ale trzeba już za nie zapłacić. Nie wiem wprawdzie jak wygląda ich czyszczenie, ale paryski przykład pokazuje, że autonomiczny system sprzątający rozwiązuje kluczowy problem. Wie o nim każdy, kto musiał korzystać ze słynnych plastikowych kontenerów podczas imprezy masowej.
Z pobieraną opłatą przez toalety często jest zresztą problem. Zwróciła na to uwagę Olga Drenda w jednym z felietonów na łamach „Tygodnika Powszechnego”.
Toaleta na tejże stacji (ciekawe, jak często to WC staje się tak wymownym symbolem!) jest dostępna po wrzuceniu do automatu dwuzłotówki. Nie dwóch złotówek czy innych nominałów składających się na kwotę 2 zł, lecz wyłącznie dokładnie jednej, okrąglej dwuzłotówki. W dobie płatności bezgotówkowych wygląda to na nieco perfidny żarcik z pasażerów w naglącej potrzebie.
Sprzedawczyni z pobliskiego kiosku, która jak łatwo się domyślić pozbawiona była drobnych – w końcu każdy pasażer chciał coś rozmienić albo zdobyć monety w postaci reszty – zdradziła sposób na oszukanie systemu. W automacie wybiera się produkt, który chce się kupić, wrzucić kwotę, a następnie anulować zamówienie – wówczas maszyna może zwrócić pieniądze, a przy odrobinie szczęścia wypadnie właśnie dwuzłotówka.
Niezły absurd – nie dość, że z toaletami publicznymi jest problem (według danych na jedną stale utrzymywaną przypada… 11,9 tys. Polaków!) to nawet gdy są obecne, potrafią wykluczyć. Niby zwykły szalet, a możemy za jego pomocą zaobserwować braki w niezbędnej infrastrukturze czy niedopasowanie do technologicznych potrzeb użytkowników. Publiczne toalety dołączyły do ruchu "brońmy gotówki", ale raczej nie zwiększą jego popularności.