Pamiętacie, jak śmiali się ze słomek? Dziś nawet do McDonald's przyjdziesz z własnym kubkiem
McDonald’s pochwalił się nowością, którą kawiarnie i małe restauracje wdrożyły już dawno temu. Zamiast jednak punktować korporację, warto spojrzeć na sprawę szerzej. Ruch fastfoodowego molocha mówi nam wiele o społecznej zmianie.
W punktach McDonald’s kupujący może mieć napój podany w kubku jednorazowym podlegającym recyklingowi – jak chwali się sieć po przetworzeniu opakowania wracają do restauracji w postaci m.in. papierowych ręczników - ale możliwe jest też kupno kubka wielorazowego, a przede wszystkim przyjście z własnym. I to do niego trafi wybrany płyn.
Na pierwszy rzut oka: tani zielony PR
I faktycznie takie podejrzenie nasuwa się samo. Kiedy czytam, że sieć w ten sposób „troszczy się o środowisko”, nie mogę powstrzymać złośliwych i szyderczych myśli. Gdyby faktycznie McDonald’s chciał lepszego jutra, wystarczyłoby, że znacząco ograniczyłby, a najlepiej zrezygnował ze sprzedaży produktów zwierzęcych. W samej tylko Unii Europejskiej emisje gazów cieplarnianych pochodzących z hodowli zwierząt wynoszą 17 proc. całkowitych emisji.
Hodowla zwierząt wykorzystuje aż 83 proc. gruntów rolnych na świecie, by wyprodukować zaledwie 18 proc. spożywanych przez nas kalorii. Odpowiada też za 60 proc. emisji gazów cieplarnianych z rolnictwa oraz za 90 proc. amoniaku, który jest emitowany przez rolnictwo do atmosfery w Europie. To twarde fakty, które przemysł mięsny stara się pomijać. Ograniczenie produkcji i konsumpcji zwierząt gospodarskich jest konieczne, by zatrzymać ogromne wylesianie, wymieranie gatunków dzikich zwierząt i roślin oraz przeciwdziałać pogłębiającemu się kryzysowi klimatycznemu – wyliczała Marta Gregorczyk z Greenpeace.
Swego czasu media donosiły, że McDonald’s kupuje ziemniaki z farmy należącej do Billa Gatesa. Uprawy były wówczas tak duże, że ponoć widoczne z kosmosu. Taka masowa „produkcja” ma niewiele wspólnego z lokalnym rolnictwem, nie mówiąc już o tym, że wykupowanie terenów na taką skalę i gromadzenie ich przez jedną osobę powinno budzić sprzeciw.
Biorąc to wszystko pod uwagę można dojść do wniosku, że sprawa kubków zajmuje dalekie miejsce na liście „co McDonald’s może zrobić, aby mieć pozytywny wpływ na środowisko”.
Tyle że w wielorazowych opakowaniach nie o sieć tu chodzi, a o nasze zwyczaje
Jakiś czas temu poczytna literatka Blanka Lipińska narzekając na nieodrywalne nakrętki przypomniała, że wcześniej „zabrali nam plastikowe słomki”. Aż trudno uwierzyć, że ktoś jeszcze o tym pamięta. Kilka lat temu wojna wypowiedziana plastikowym słomkom przypominała dzisiejsze nakrętkowe oburzenie. Też padały oskarżenia, że to zajmowanie się drobiazgami, które nie mają prawa niczego zmienić.
Przeciwnicy zakazu sprzedaży jednorazowych „rurek” nie dostrzegali, że nie chodzi wyłącznie o ten produkt – był to jeden z wielu kroków prowadzących nas do momentu, w którym znaleźliśmy się teraz.
Czyli sytuacji, kiedy duże korpo mówi: OK, to my też dajmy zielone światło wielorazowym opakowaniom, które przynosi nasz klient
To nie jest tak, że McDonald’s kreuje trendy lub wychodzi przed szereg – sieć się do nich dostosowuje, bo nie ma innego wyjścia. Łatwo sobie wyobrazić, że w takim molochu decyzje zapadają wyjątkowo wolno, wszystko trzeba prześwietlić, przeanalizować, oszacować, wyliczyć zyski i straty, a potem zacząć od nowa i proces powtórzyć trzykrotnie. W końcu jednak i tam doszli do ściany, rozumiejąc, że na taki krok trzeba się zdecydować, bo ludzie chcą mieć napój w swoim wielorazowym opakowaniu.
Podobną zmianę podejścia na własnej skórze doświadczyło PKP Intercity. Jeszcze w 2019 r. przewoźnik zabraniał sprzedaży napojów w Warsie nalewanych do kubków pasażerów. Tłumaczono wówczas, że „ze względu na przestrzeganie zasad higieny i bezpieczeństwa żywności” nie można wdrożyć serwowania napojów gorących w kubkach pasażerów, bo „w styczności z osobistymi kubkami klientów niemożliwe jest bowiem spełnienie procedur gwarantujących bezpieczeństwo mikrobiologiczne wydawanych przez WARS produktów”. Minął rok i w wagonach gastronomicznych została wprowadzona możliwość zakupu napojów gorących do własnych kubków podróżnych.
W McDonald’s zmiana podejścia trwała niestety dłużej, ale i tam „nie no, gdzie wy, tak się nie da” zamieniło się w „dobra, robimy”. Nawet taki gigant i moloch musiał dostrzec, że ludzie chcą dostawać napoje wlewane do własnych kubków. Być może za wolno, być może nie w tych najbardziej palących kwestiach, ale stajemy się bardziej świadomi. A nasze działania mają wpływ.
Łatwo czasami takie pozornie drobne, ale w praktyce istotne zmiany przegapić
Nie zauważyć ich przez skupienie się na samych złych rzeczach. A przecież jest to jednak dość niesamowite, że niemal w każdym sklepie można kupić dziś produkty wegetariańskie. Duże sieci handlowe wystawiają „niedoskonałe” owoce i warzywa, zachęcając do ich kupna – odchodzi już myślenie, że pomidor czy jabłko muszą być idealnie okrągłe i bez żadnych obić czy śladów. Nie mówiąc o tym, że coraz więcej osób sięga po przecenione produkty, bo zbliża się data końca przydatności do spożycia.
Jasne, sporą rolę odgrywają w tym również rosnące koszty życia, ale świadomość, że nie powinno się dopuszczać do marnowania żywności też ma znaczenie. Zarówno sklepy jak i sami kupujący wolą tej sytuacji unikać. To już nie kosze ukryte gdzieś w kącie, a wręcz normalna oferta. W moim dyskoncie przecenione pieczywo ustawione jest obok tego świeżego – każdy ma wybór. Zmienia się sposób myślenia.
Nie oznacza to, że w ten sposób uratuje się świat. Potrzebujemy zmian systemowych. Tyle że jeszcze niedawno słyszeliśmy od sceptyków, że wybór jednostki nie ma znaczenia. Co z tego, że nie weźmiesz słomki, skoro w tym czasie jakaś inna firma wypuści setki tysięcy plastikowych opakowań. I choć niewątpliwie jest w tym cień racji, to jednak jak widać kropla drąży skałę i fanaberia ekooszołomów, krzywiących się na widok jednorazowych plastikowych opakowań doprowadziła do tego, że korporacja poniekąd się ugięła. W najprostszej sprawie, fakt, ale jednak. Dołóżmy do tego dalsze działania, wspomniane systemowe decyzje podejmowane na najwyższym szczeblu, a uda się uzyskać efekt domina.
Niedawno dowiedziałem się, że w pewnej kawiarni trzeba dopłacić za mleko krowie – to roślinne jest bazą, a produkt zwierzęcy ekstrawagancją. Jeszcze kilka lat temu było przecież zupełnie odwrotnie. Przemiana trwa, a rzeczy zmieniają się bardzo szybko. Kto wie – być może rzeczy, których teraz sobie nie wyobrażamy, zostaną zrealizowane za 3-4 lata.