Nie umie programować, ale zarabia setki tysięcy. Tak strzyże się graczy na PS5
Producent tandetnego oprogramowania, które trudno nazwać grami, odsłania kulisy działalności na konsolach PlayStation. Wciskając użytkownikom crap w cenie 18 zł od sztuki, zarobił już ponad 350 000 dol.
Wpisując w wyszukiwarkę PS Store hasło „stroke”, pojawi się wam kolekcja osobliwych gier: Stroke the Dog, Stroke the Hamster czy Stroke the Cow. Tytuły polegające na „głaskaniu” zwierząt przypominają projekt na zaliczenie zajęć z programowania na poziomie liceum. Tyle tylko, że ktoś je sprzedaje, w cenie 18 zł od sztuki. Do tego ma dziesiątki tysięcy klientów.
Rozgrywka w Stroke the Dog polega na wciskaniu przycisku X. Wtedy zdjęcie psa - bezpłatne, wykorzystane w oparciu o licencję Creative Commons Wikipedii - na chwilę się rozjaśnia. To właśnie tytułowe „głaskanie”. Wciśniesz X 25 razy, dostajesz brązowe trofeum. Platynę zdobywasz po 2000 wciśnięciach przycisku. Rozgrywce nie towarzyszą żadne animacje, nie pojawiają się tu modele 3D czy unikalne pliki dźwiękowe.
Twórca tych „gier” tworzy je w 30 minut. Zarobił na nich już ponad 350 000 dol.
Redakcja Guardiana porozmawiała z producentem Stroke the Dog i pochodnych, działającym w sieci jako TJ Gardner. Gardner przyznał, że stworzenie pierwszej produkcji w „głaskanie” zajęło mu około 7 godzin. Twórca nie miał bowiem bladego pojęcia o programowaniu, ucząc się metodą prób i błędów, korzystając z poradników na YouTubIe.
Jednak teraz, po uzyskaniu wprawy, tworzenie takich „hitów” jak Stroke the Spider czy Stroke the Fish (?!) zajmuje Gardnerowi około 30 minut, nie generując przy tym praktycznie żadnych kosztów. Wystarczy grafika jakiegoś zwierzęcia na licencji Wikipedii, ten sam kod i gotowe - można publikować w PS Store.
TJ Gardner zaznacza, że kluczem do sukcesu jest odpowiednie rozpoznanie procesu publikacji gier w PS Store oraz zrozumienie zasad, którymi kieruje się Sony. Gdy to zostanie opanowane, producenci bez doświadczenia tacy jak Garder mogą do oporu wykorzystywać okazje stwarzane przez Sony, zyskując dostęp do potężnej bazy potencjalnych klientów na platformach PlayStation.
Sony przymyka oczy, bo z 350 000 dolarów przychodu Gardnera ma spory kawałek dla siebie.
Nie licząc indywidualnych przypadków, Sony zatrzymuje 30 proc. z każdej transakcji dokonanej za pośrednictwem PS Store. Oznacza to, że z 350 000 dol. generowanych przez takie potworki jak Stroke the Dog firma bierze dla siebie ponad 100 000 dol. Pozostałe 248 000 dol. musi zostać opodatkowane, a następnie trafia bezpośrednio do Gardnera. Producent nie musi się dzielić dochodem, bo nikogo nie zatrudnia.
Skoro Sony zyskuje 100 000 dol. za samo przymykanie oka, przestaje dziwić, że cyfrowe platformy sprzedaży gier na konsolach są zalane tandetnym chłamem. Przez chłam mam na myśli nie tyle najnowsze Suicide Squad, co właśnie oprogramowanie, które trudno nazwać grami - bardzo proste, byle jakie i tworzone przez totalnych amatorów bez żadnego budżetu.
My gracze też mamy sporo za uszami. Na ponad 11 000 zakupów Stroke the Beaver jest zaledwie 10 zwrotów.
Według TJ Gardnera „grę” Stroke The Beaver kupiło 11105 posiadaczy konsol PS4 i PS5. Z tej puli tylko dziesięciu domagało się zwrotu swoich pieniędzy. O co tutaj chodzi? Przecież trudno uwierzyć, by klienci byli zadowoleni z jakości rozgrywki w nabytym produkcie.
Tutaj pojawia się drugi klucz do sukcesu Gartnera: cyfrowe trofea. Każdy chłam publikowany przez tego twórcę umożliwia uzyskanie platynowego pucharu w bardzo prosty sposób, wciskając przycisk X określoną liczbę razy. Okazuje się, że dla wielu użytkowników PlayStation to wystarczy, by usprawiedliwić zakup. Chęć „pokazania się” jako zdobywców najwyższego trofeum PlayStation dla większości jest wystarczającym powodem, by usprawiedliwić zalew PS Store badziewiem.
Zyskuje więc Sony, zyskuje Gardner i zyskują łowcy trofeów. Traci cała reszta, widząc pogarszającą się z roku na rok ofertę cyfrowych gier.