REKLAMA

Recenzja Banishers: Ghosts of New Eden - (nie)moralne egzorcyzmy wciągają

Banishers: Ghosts of New Eden to największa, najdłuższa i najładniejsza gra studia Dontnod, znanego z serii Life is Strange. Mieszanina gry akcji, przygodówki i produkcji RPG zaskakuje świetną historią, ciekawym kolonialnym światem oraz kilkoma unikalnymi pomysłami na rozgrywkę.

Recenzja Banishers: Ghosts of New Eden - (nie)moralne egzorcyzmy wciągają
REKLAMA

Jeszcze przed zejściem na ląd wiedzieli: źle się dzieje w brytyjskiej kolonii Ameryki. Nie sądzili jednak, że sprawy przybiorą aż tak fatalny obrót. Red oraz Antea to para Pogromców (Banishers) dla których duchy, zjawy i nawiedzenia są chlebem powszednim. Nienaturalne zło sieką mieczami, a gdy trzeba, odprawiają także specjalne rytuały. Ich wiedza i doświadczenie okazały się jednak niewystarczające.

REKLAMA

Na skutek tragicznych wydarzeń z samego początku Banishers: Ghosts of New Eden Antea traci życie. Wraca jednak jako duch, silnie związany z Redem. Więź między bohaterami jest bowiem szczególna - para to partnerzy w profesji oraz kochankowie. Jako Pogromca, Red rozważa wykonanie rytuału wskrzeszenia swojej miłości, ale ten wymaga poświęcenia wielkiej liczby dusz. Nie zawsze winnych.

Gracz staje przez moralnym wyborem godnym BioShocka: odsyłać zbłąkane dusze do nieba czy pożerać je w imię miłości?

 class="wp-image-4420871"
 class="wp-image-4420868"

Ten dylemat ma rewelacyjne przełożenie na rozgrywkę. Dostajemy bowiem obietnicę wskrzeszenia Antei, ale jest ona mglista i niekonkretna - nie wiemy ile dusz musimy poświęcić. Jednak z każdym takim rytuałem nasza astralna towarzyszka staje się silniejsza. Zyskuje esencję, która przekłada się na potężne umiejętności pomocne podczas walki. Kosztem innych żyć zwiększamy więc własną siłę.

Jeśli zamiast pożarcia zbłąkanej duszy zdecydujemy się na jej uwolnienie, dokonujemy rzeczy właściwej moralnie. Nie mamy w tym jednak żadnej korzyści: nie przybliżamy kochanki do wskrzeszenia ani nie zyskujemy lepszych umiejętności specjalnych. Pikanterii dodaje fakt, że sama Anteia jest przeciwna rytuałowi wskrzeszenia… ale można ją do tego odpowiednio przekonać. Miłość to bowiem potężna emocja, której - jak się okazuje - nie kończy nawet śmierć.

Moralny dylemat w Banishers: Ghosts of New Eden jest tym większy, że twórcy umiejętnie rozpisali głównych bohaterów.

Francuzi z DontNot świetnie wykorzystują zdobyte doświadczenie przy Life is Strange, tworząc wiarygodne, naturalne i pełne emocji postacie. Red nie jest typowym księciem w błyszczącej zbroi, a Anteia to nie księżniczka w zamku czekająca na uratowanie. Bohaterowie mają swoje skazy i słabości, ale właśnie przez to dają się lubić. Ich miłość wydaje się naturalna. Jako gracz, kupiłem te emocje. Uwierzyłem w nie.

 class="wp-image-4420865"
 class="wp-image-4420862"

Duet Pogromców wspólnie przedzierający się przez grę na kilkadziesiąt godzin to coś odświeżającego. Zazwyczaj ratujemy białogłowę albo ją mścimy, podczas gdy w Banishers nasza towarzyszka jest stale przy nas, wspólnie walcząc oraz dzieląc się przemyśleniami. Po serii gier z osamotnionym herosem ratującym świat taka wspólna eksploracja to przyjemna zmiana.

Podczas sekwencji dialogowych Anteia wtrąca swoje trzy grosze, a także możemy wybierać jej kwestie, jak w rasowym RPG. W trakcie walki gracz przełącza się między Redem i duchem zmarłej, rotując katalogiem dostępnych możliwości. Red włada mieczem oraz strzelbą, z kolei Anteia opanowała magiczne wybuchy i pociski różnego rodzaju. W trakcie eksploracji partnerka regularnie pojawia się obok bohatera, jako NPC z kontekstowymi kwestiami dialogowymi.

Osobnym, równie ciekawym bohaterem Banishers: Ghosts of New Eden jest kolonialna Ameryka 1669 roku.

Brytyjczycy przystępują do kolonizowania nowego świata później niż Hiszpanie czy Francuzi. Przez to eksplorując tytułowe New Eden gracz czuje pierwiastek pionierskości. Poddani Korony wznoszą osady dopiero od kilku dekad, co widać w stosunkowo prymitywnej zabudowie, pożeranej przez okoliczne lasy. Co prawda Indianie już uciekli w głąb lądu, ale natura wciąż stanowi zagrożenie.

 class="wp-image-4420874"
 class="wp-image-4420877"

Zupełnie innym niebezpieczeństwem jest to, co nienazwane. Mistyczne. Wszelkiego rodzaju duchy, zjawy i zmory są silniej obecne w Ameryce niż na Starym Kontynencie. Pogromcy mają więc pełne ręce roboty, pomagając kolonizatorom. Podczas przygody z Banishers gracz odwiedzi kilka kolonii. Te miejsca to naturalne źródła misji pobocznych. Każda jest unikalna, ciekawa i dobrze napisana. Zawsze ze zwrotem akcji i trudnym moralnie wyborem do podjęcia. Uwielbiam je przechodzić.

Osady to każde miejsce w którym można odpocząć, kupić ekwipunek i sprzedać przedmioty zdobyte w dziczy. Warto też porozmawiać z mieszkańcami i nadstawić ucha. Z kolei sama dzicz Ameryki jest zbudowana w stylu Metroida: gra ma względnie otwartą strukturę, ale dostęp do pewnych obszarów jest odblokowywany dopiero po uzyskaniu nowych umiejętności specjalnych. Dzięki temu miłośnicy eksploracji mogą liczyć na masę skarbów oraz sekretów do odnalezienia.

Doceniam twórców za to, że naszpikowali Amerykę masą jaskiń i chat. Banishers: Ghosts of New Eden szczodrze nagradza zdeterminowanych odkrywców oraz wnikliwych obserwatorów, podczas gdy osoby skoncentrowane na głównym wątku fabularnym mogą po prostu biegać za znacznikiem misji. Dla każdego coś miłego. Sam nie potrafiłem przejść obojętnie, widząc np. wiejską chatę pośród pól kukurydzy. Nie byłbym sobą, gdybym nie zajrzał do środka w poszukiwaniu mrocznych sekretów.

 class="wp-image-4420880"
 class="wp-image-4420883"

Dobre wrażenie psuje dopiero walka. Na początku fatalna, potem znacznie lepsza, ale i tak co najwyżej poprawna.

Banishers: Ghosts of New Eden pożycza charakterystyczny schemat Dark Souls. Mamy więc ogniska przy których regenerujemy życie, ale kosztem odradzających się przeciwników. Twórcy znacząco upraszczają popularny system. Po śmierci nie tracimy zdobytego doświadczenia, a lecznicze mikstury regenerują się po KAŻDEJ udanej walce. Do tego zapisać rozgrywkę możemy w dowolnym momencie, nie tylko w określonych punktach. Gra nie jest więc trudna, choć opcjonalne aktywności otwartego świata mogą stanowić wyzwanie.

Pierwsze starcia w Banishers wydają się sztywne, drewniane i monotonne. Sytuacja zmienia się na lepsze po kilku godzinach, gdy gracz odblokowuje możliwość korzystania ze strzelby. Później jest tylko lepiej, wraz z nauką dodatkowych ataków. Kiedy jednak wracam myślami do pierwszych starć, uważam, że twórcy mogli to lepiej rozegrać. Banishers robi kiepskie pierwsze wrażenie, skutecznie do siebie zniechęcając.

Gra cierpi też na stosunkowo małe zróżnicowanie przeciwników. Z drugiej strony korzysta z bardzo ciekawego mechanizmu opętania. Poza zniszczeniem ciała przejętego przez złego ducha (np. wilka czy kolonizatora) musimy też pokonać samą zjawę. Jeśli nie zrobimy tego w porę, ta może zacząć się rozglądać za kolejnym gospodarzem. Tutaj pomocna jest wcześniej wspomniana strzelba, rażąca duchy na dystans.

 class="wp-image-4420889"
 class="wp-image-4420895"

Banishers: Ghosts of New Eden to zaskakująco udana, wielka i długa gra RPG. Nie pozwólcie jej przejść bez echa.

Tytuł nie otrzymał potężnej kampanii reklamowej, nie korzysta też z popularnego uniwersum. To odważny, autorski i ciekawy projekt. Twórcy mają moje wielkie uznanie za świeże pomysły. Banishers przekonało mnie do siebie świetną historią, dobrymi dialogami i masą, masą zawartości. Do tego te moralne rozterki! Trzymam kciuki aby gra odniosła sukces. Jest zbyt unikalna by przeszła bez echa.

Banishers: Ghosts of New Eden jest jak obfity posiłek w dobrym barze mlecznym. Wiesz, że nie stołujesz się w restauracji z katalogu Michelin, ale w niczym to nie przeszkadza. Otrzymujesz bardzo dobrą grę na dziesiątki godzin, z unikalnymi rozwiązaniami oraz klimatycznym środowiskiem. Eksploracja nawiedzonej Ameryki to wielka przyjemność, a z każdą godziną gra staje się tylko lepsza.

Największe zalety:

  • Kolonialna Ameryka 1669 r. to świetny pomysł na środowisko gry
  • Moralne wybory - miłość czy szlachetność?
  • Prawdziwa chemia między wirtualnymi bohaterami
  • Ciekawe, zróżnicowane, dobrze rozpisane questy
  • Masa nagród czekających na wnikliwych eksploratorów
  • Przygoda na wiele dziesiątek godzin
  • Wyraźnie wyczuwalne konsekwencje podjętych decyzji
  • Bardzo przyjemna oprawa graficzna

Największe wady:

  • Taki sobie początek, gra pięknie się rozwija po kilku godzinach
  • Walka jest początkowo zbyt powtarzalna
  • Błędy w polskim tłumaczeniu
  • Dziwna zadyszka gry przy wywoływaniu mapy
  • Przeciętne, nieco drewniane animacje
REKLAMA

Ocena recenzenta: 8/10

W Banishers nie znajdziemy co prawda mistrzowskiego szlifu charakterystycznego dla najlepszych producentów, ale ta perełka dała mi masę frajdy.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA