REKLAMA

Tak AI wpływa na wybory. Deepjfejki, trolle i czatboty już teraz mieszają w polityce

Nad polityką nie wisi już widmo - to jest po prostu fakt, że sztuczna inteligencja wpływa na życie publiczne, a przede wszystkim na wybory. I nie chodzi o jedynie wulgarne TikToki prezentujące deepfejki, a o szersze spektrum zastosowań, które nagina rzeczywistość.

Tak AI wpływa na wybory. Deepjfejki, trolle i czatboty już teraz mieszają w polityce
REKLAMA

Choć generatywna sztuczna inteligencja samą nazwą sugeruje, że w jakiś sposób maszyna dogania człowieka, to nijak ma się to do rzeczywistości, w której nasze ulubione technologie to po prostu generatory treści z innych treści. Algorytmy wyszukują wzorce w milionach różnego rodzaju tekstów, obrazów, ale także dźwięków czy wideo, by następnie wygenerować coś, co według algorytmu "jest zgodne z wprowadzonym promptem".

I tak powstają nam odpowiedzi na to jak gotować jajko, zgrabnie wyjaśnione zgadanienia naukowe, które można przedstawić pięciolatkowi, jak i ośmiopalczaste dłonie czy absolutnie pozbawione sensu odpowiedzi na pytania dotyczące bardziej niszowych kwestii. Mimo to generatywna AI stanowi narzędzie, które może skutecznie namieszać w polityce.

REKLAMA

Generatywna AI pomoże stworzyć idealnego kandydata

Kampania wyborcza to - niezależnie od ustroju, kultury i cech charakterystycznych danej nacji - czas, kiedy każdy polityk rozliczany jest z tego, co zrobił dotychczas. Jednocześnie musi przekonać masy, że jego dotychczasowe doświadczenie i dorobek są wystarczające. Na wiele sposobów kampania wyborcza to masowa reklama, biorących w niej udział osób: są piękne zdjęcia, banery wpisujące się w aktualne trendy projektowania graficznego, chwytliwe slogany, przejmujące mowy podczas spotkań z wyborcami i formułowanie obietnic tak, by łączyły oczekiwania z rzeczywistością.

W każdej z tych rzeczy AI jest w stanie pomóc.

Polityka ma to do siebie, że jest domeną elitarnej grupy, która jest do pewnego stopnia hermetyczna, a jednocześnie zrzesza ludzi w średnim wieku. Statystyczny poseł na Sejm RP jest mężczyzną w wieku 40-49 lat, średnia wieku posła to 50 lat (w poprzedniej kadencji było to 49 lat). Będąc otoczonym ludźmi z podobnego kręgu, ale i widząc świat z perspektywy własnego pokolenia, nijak nie potrafi przemówić do najmłodszych obywateli.

Tu właśnie można znaleźć najprostszy sposób wykorzystania AI w kampanii - AI w większości trenowanej na danych z internetu zdominowanego przez młodych, która może podpowiedzieć setki sposobów na temat tego, o czym mówić, czego unikać i jak się wyrażać w kontakcie z młodymi. Podpowie czym jest essa, zasugeruje co mówić, by nie było krindżu, zwróci potencjalnie dobrą odpowiedź na pytanie "dlaczego jest nam trudniej rozpocząć dorosłe życie niż naszym rodzicom?".

Czy AI wyręcza polityków?

Stwierdzenie, że w tym przypadku AI wyręcza polityka, nie jest błędne. Właściwie to już mieliśmy z nim do czynienia. Zaledwie tydzień temu kandydat amerykańskich demokratów na prezydenta, Dean Philips próbował wykorzystać chatbota ChatGPT do rozmowy z potencjalnymi wyborcami. Poprzez system sklepików z chatbotami, w sklepie OpenAI pojawił się Dean.Bot, czyli chatbot oparty na technologii OpenAI, dzięki któremu wyborcy "mogli lepiej poznać Philipsa".

Dean.Bot znikł równie szybko, co się pojawił, będąc dostępnym przez niecałe dwa dni. OpenAI nakazało zdjęcie chatbota ze względu na naruszenie zasad dotyczących politycznego wykorzystania generatywnej AI.

Dwie twarze deepfejków

Deepfejki to temat rzeka. Zwykle myślimy o nich przez pryzmat papieża w kurtce Balenciagi, czołowych amerykańskich polityków zdradzających swoje partnerki czy wszelkiego rodzaju osób publicznych wypowiadających się na tematy polityczne i społeczne. Deepfejki wkręciły także samych polityków. Mimo to warto pamiętać, że manipulacja może być nie tylko negatywna, mająca na celu kompromitację, ale i pozytywna, koloryzując obraz polityka.

Generatywna AI może zarówno pogrążyć wizerunek danego polityka, jak i go polepszyć. Dana osoba nie jawiła się jako przyjaciel zwierząt? Wystarczy zgrabna manipulacja, by dołożyć stado szczeniaczków i zaprezentować się jako osoba kochająca czworonogi, lub stworzyć obraz przemawiający do rolników, choć ze wsią w życiu miało się mało wspólnego.

Osoby, które zgrabnie poruszają się po internecie wyczują deepfejka na kilometr. Zdradzi go nierealistyczna mowa ciała, robotyczny głos czy sama treść wypowiadanych słów. Jednak deepfejki mają przekonać nie ciebie, nie mnie, a hipotetycznego człowieka, który nie potrafi wychwycić niuansów i właśnie doszedł do nagrania Jarosława Kaczyńskiego, który z mównicy ogłasza "podniesienie rachunków za prąd tak, że się nie pozbieracie".

Deepfejki można użyć także bardzo bezpośrednio i zamiast prowadzić kampanię mającą na celu polepszenie (lub pogorszenie) wizerunku, wystarczy użyć AI, by wygenerować głos Joe Bidena, który masowo dzwonił do ludzi, by powiedzieć im aby po prostu nie brali udziału w wyborach. Fałszywy rozmówca sugerował mieszkańcom New Hampshire, by ci nie głosowali w prawyborach, gdyż "mają tylko jeden głos" i warto go oszczędzić na rzecz wyborów prezydenckich.

Niewątpliwie deepfejki, takie jak ten prezentujący marszałka sejmu Szymona Hołownię zapowiadającego obrady sejmu w formie patostreamów i pojedynki polityków w formule MMA działa na wyobraźnię, jednak tym (pozornie) niewidocznym filarem użycia AI w sferze politycznej są także farmy trolli.

Najbardziej niezauważalna forma manipulacji może nas po prostu zalać

To bardzo enigmatyczne sformułowanie ma dość proste wyjaśnienie: masowo prowadzone fikcyjne konta społecznościowe, które publikują treści polaryzujące, faworyzujące punkt widzenia jednej strony i pobudzające dyskusję. Farmy trolli sieją dezinformację, czyszczą wizerunek osób i podmiotów, przez które są opłacane, robią "darmową reklamę" osobom przychylnym owym jednostkom i piętnują jednostki im nieprzychylne. Farmy trolli to nie abstrakcja istniejąca za oceanem, a projekt jeszcze w 2019 roku realizowany z rządowych pieniędzy w celu upiększenia wizerunku polityków zdemaskowany przez Newsweeka.

Problem z farmami trolli polega na tym, że wymagają one prawdziwych osób, które generują treści na profile owych trolli. Własną inwencją twórczą, wiedzą oraz perswazją budzą zainteresowanie, dają poczucie autentyczności i przekonują do siebie obserwatorów. Dzięki AI farmy trolli będzie można tworzyć na większą niż dotychczas skalę, niwelując potrzebę zatrudniania prawdziwych ludzi i kontrolowania publikowanych treści względem choćby częstotliwości publikacji.

Sztuczna inteligencja dobrze posługuje się językiem naturalnym, potrafi pozyskać informacje o świecie i bieżących wydarzeniach z internetu, a ponadto można ją dostroić tak, by pisała z perspektywy byłego wojskowego, matki z trojgiem dzieci czy studenta zaangażowanego w działalność samorządową - z perspektywy jakiejkolwiek persony, której punkt widzenia jest obecnie potrzebny. A to wszystko za ułamek tego, co trzeba by było zapłacić człowiekowi.

Wierzchołek góry lodowej dopiero przed nami

I tak przykłady można mnożyć, bowiem generatywna AI to nic więcej jak narzędzie, którego wykorzystanie ograniczają jedynie środki finansowe (im więcej jesteśmy w stanie wydać na oprogramowanie i sprzęt, tym lepsze będą efekty działania AI) i ludzka wyobraźnia.

Generatywna sztuczna inteligencja nie ma wysokiego progu wejścia, nie jest zarezerwowana dla wąskiej grupy osób. A choć obecna polityka wielu firm mówi o zakazie używania AI w celach politycznych i o oznaczaniu treści, w praktyce skontrolować da się jedynie użycie na największych rynkach i w największych językach świata.

Na nasze szczęście, język polski ani rynek polski takim nie jest - a ponadto większość dotychczasowych pocztówek od generatywnej i deepfejków otrzymaliśmy zza Oceanu. Dlatego będziemy mieli okazję być jedynie obserwatorami pierwszej kampanii napędzanej AI. Bo taką będzie (i właściwie już jest) kampania prezydencka w Stanach Zjednoczonych.

Duży rynek, język angielski jako współczesna lingua franca oraz siedziba wszystkich koncernów, które odpowiadają za rozwój AI. Nawet jeżeli nie jest się zbytnio zainteresowanym polityką, to warto przycupnąć u progu amerykańskich dzienników, by zobaczyć, jak generatywna AI zmienia wybory. Bo nasze ukochane, lecz głupiutkie chatboty i nie tylko to największa rewolucja od czasów smartfona - a być może i samego internetu.

REKLAMA

Więcej na temat AI i deep fake:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA