REKLAMA

Wydali 300 mln zł na supernowoczesny dworzec. Jest ryzyko, że będzie świecił pustkami

Otwarcie dworca w Lublinie to powód do radości, ale i refleksji. Mamy świetną architekturę, która za chwilę może być krytykowana, bo chętnych do korzystania z niej zabraknie. Inwestycje w budynki to jedno, ale pamiętać trzeba o znacznie trudniejszym i kosztowniejszym przedsięwzięciu.

lublin
REKLAMA

"Dziś historyczny dzień dla Lublina: otwieramy Dworzec Lublin" – napisał na Twitterze prezydent Miasta Krzysztof Żuk. Tak naprawdę cieszyć możemy się wszyscy, bo Polska zyskała przepiękny, nowoczesny i wyjątkowy obiekt. Jest co podziwiać. Spójrzcie tylko na zdjęcie jednego z mieszkańców, który uwiecznił Dworzec Metropolitalny nocą.

REKLAMA

Wygląda świetnie, jest ekologiczny, nowoczesny i jeszcze na długo przed otwarciem zgarniał nagrody oraz pochwały, m.in. wyróżnienie Green Building Awards 2022 w konkursie PLGBC w kategorii najlepszy projekt ekologiczny.

Jury doceniło kompleksowe podejście do stworzenia projektu, który nie tylko (zgodnie z ideą budownictwa zrównoważonego), stara się zminimalizować wpływ na środowisko, ale w sposób przemyślany proponuje wykorzystanie zasobów odnawialnych – m.in. poprzez pozyskiwanie energii z gruntu, wykorzystanie wody deszczowej i szarej, instalację fotowoltaiczną pełniącą funkcję wiat stanowisk autobusowych, czy wentylację naturalną wybranych przestrzeni. Z uwagi na ważną funkcję społeczną projektu, posiada on istotne walory edukacyjne, będąc żywym przykładem ekologicznego budynku, który może zobaczyć na własne oczy każda osoba odwiedzająca lub mieszkająca w Lublinie. Mnogość zaproponowanych rozwiązań oraz forma nawiązująca do natury sprawiają, że w przypadku implementacji tych założeń, budynek będzie mógł się ubiegać o miano jednej z ekologicznych wizytówek miasta

– komentował Daniel Hojniak, Starszy Inżynier ds. Budownictwa Zrównoważonego Sweco Polska.

Haczyk? Milionowa inwestycja może świecić pustkami

Portal lublin112.pl przeanalizował rozkład jazdy z nowego dworca w Lublinie i okazuje się, że na dzień dobry mało który przewoźnik zdecydował się realizować kursy z pachnącego świeżością i nowoczesnością miejsca. Rozkład jazdy obejmuje 31 tras i 166 kursów, a z 33 stanowisk czynne będzie tylko… 10. Coś mało, jak na wartą ponad 300 mln zł inwestycję (a wraz z drogami czy placem nawet 389 mln zł).

Władze Zarządu Transportu Miejskiego tłumaczą, że dworzec dopiero się otwiera i to „pierwszy etap” jego działalności. Liczba przewoźników korzystających z nowego dworca „ma sukcesywnie rosnąć”. Można się jednak zastanawiać, czy otwarcie obiektu to właśnie nie najlepszy moment, aby udowodnić, że z autobusów warto korzystać, bo można dojechać w wiele miejsc w kraju? „Spokojnie, zaraz się rozkręci” w przypadku transportu publicznego to bardzo ryzykowna strategia, bo pasażerowie nie mają czasu i po prostu wybiorą samochód.

Na Spider's Web piszemy o wyjątkowych polskich budynkach:

Łódź ostrzeżeniem

Przykładem, że obietnice mogą nie zostać zrealizowane, jest łódzki dworzec Fabryczny. To wspaniała architektura. Z każdej strony obiekt prezentuje się inaczej. Można podziwiać go z różnych miejsc i dostrzegać coś innego. To świetna przestrzeń, żeby wokół niej krążyć, odkrywać, zachwycać się detalami.

Jest tylko jeden problem: dworzec to wielki niewykorzystany potencjał.

Pod tym względem dziś jest trochę lepiej, ale jednak od 2016 r. nie korzysta z niego tylu pasażerów, ile mogłoby. Dość powiedzieć, że dopiero niedawno otworzono pełnoprawną kawiarnię, dzięki czemu na dworcu można spokojnie zjeść i się czegoś napić. Kiedy wchodzi się na dworzec ma się wrażenie, że to miejsce wymarłe, opuszczone, budzące się na chwilę, gdy przyjedzie pociąg – przede wszystkim z Warszawy. Poza tymi momentami jest cicho, spokojnie, smutno, bo liczba połączeń jest mała. Na dworcu stale powinno się coś dziać, ktoś przyjeżdża, ktoś odjeżdża, kotłuje się, dźwięki hamujących pociągów zlewają się w jedno z komunikatami obsługi pasażerskiej. A na Fabrycznym niemalże słychać cykanie zegarka założonego na ręku przechadzającego się ochroniarza.

W październiku ub. r. na łamach serwisu Transport Publiczny Kasper Fiszer zauważał, że dworzec nie zintegrował regionalnych autobusów i kolei. Najważniejsi przewoźnicy regionalni nie przywożą i nie zabierają pasażerów z Fabrycznego, bo cena wjazdu jest zbyt duża. Na dodatek przewoźnicy tłumaczą, że dotarcie przez zakorkowane miasto jest zbyt problematyczne i np. autobusy jadące w kierunku Pabianic musiałyby przebijać się przez centrum, co zajęłoby zbyt wiele czasu.

Tak, autobusy nie przyjeżdżają na dworzec, bo są korki. Witajcie w Polsce

Właśnie dlatego przykład Łodzi powinien być dla Lublina ostrzeżeniem. Stary dworzec autobusowy w stolicy woj. lubelskiego znajdował się w idealnej lokalizacji. W samym centrum, blisko zamku, ze starówką dosłownie witającą wychodzących pasażerów. Gorzej, że samo miejsce odjazdów i przyjazdów było obskurne, brudne, zaniedbane, więc dlatego przeprowadzka była konieczna. Teraz Lublin ma się czym chwalić, ale dotarcie z nowego dworca do centrum nie jest tak szybkie i wygodne. Niby wszystko jest w jednym miejscu, ale dla przewoźników przebicie się przez miasto może być utrapieniem i powodem, przez który nie spieszy im się do nowej lokalizacji. Stara ulokowana była na dodatek przy „wylotówce” z miasta. A do dworca metropolitalnego dotrzeć może być trudno, bo jak zauważają mieszkańcy w Lublinie - jak zresztą w całym kraju - połączenia bardzo często się ogranicza i tnie.

Oczywiście to nie oznacza, że nie należy budować nowych dworców czy odpuszczać sobie transport publiczny. Należy jednak pamiętać, że samą piękną architekturą i nowoczesnymi rozwiązaniami nie odciągnie się ludzi od samochodów. Połączeń musi być dużo, muszą być regularne. Pasażer musi mieć gwarancję, że idąc na dworzec znajdzie autobus bądź pociąg, dzięki któremu dojedzie zarówno do innej metropolii, jak i mniejszej miejscowości położonej niedaleko.

Niestety w Polsce bardzo często priorytety są odwrócone

Najpierw lekką ręką szasta się milionami na dworce, perony, przystanki, z których jednak odjechać można raz dziennie, o 5:00 rano, a wrócić wieczorem, o 23:31. W końcu wydać pieniądze i wybudować perełkę jest łatwiej niż odmienić podejście.

REKLAMA

Doszło do przedziwnej sytuacji. Ludzie przesiedli się do samochodów, bo nie mieli wyjścia – kiedy likwidowano połączenia pociągowe i autobusowe był to jedyny sposób, żeby dotrzeć do pracy czy szkoły. Teraz samochodów jest tak dużo, że trudno odkręcić trend. Autobusy nie mogą odbierać pasażerów, bo te nie dojeżdżają do dworców przez ruch generowany przez samochody. Nieliczni pasażerowie odwiedzający dworce dostają jasny i czytelny sygnał: ok, komunikacja miejska jest wygaszana, dzisiaj autobus jest, ale jutro może go nie być, więc samochód to jedyne rozwiązanie. I koło się zamyka.

Inwestycje w tabor i dworce są potrzebne i nie wolno o nich zapominać. Ale razem z nimi muszą iść nakłady na to, żeby autobusy i pociągi kursowały licznie oraz regularnie. Bez tego przepiękne obiekty, owszem, będą dalej zachwycać, ale na zdjęciach. Bo na żywo nikt do nich nie dotrze.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA