Skanujesz produkty na kasie samoobsługowej? Teraz jeszcze każą za to zapłacić
Kasy samoobsługowe na stałe zagościły w polskich sklepach. Znajdziemy je praktycznie wszędzie - w małych sklepach franczyzowych i w dużych marketach. W każdej z nich klienci zastępują pracowników sklepów, a nowa rzeczywistość wymaga nowych obyczajów. Jednym z najbardziej zaskakujących jest napiwek dla kasy samoobsługowej.
Przez wiele lat myślałem, że korzystając z kasy samoobsługowej, oszukuję system, że zyskuję kilka minut życia za sprawą zdolności obsługi ekranu dotykowego. Czułem się jakbym wygrał los na loterii, miałem już nawet swoje ulubione kasy (Decathlon to mój pierwszy samoobsługowy crush), dźwięk niektórych wywoływał we mnie przerażenie (Biedronka i jej: potrzebne informacje, potrzebne informacje, potrzebne informacje, aaaaa). Korzystałem, ale pomału dostrzegałem, że pracowników w sklepie jest coraz mniej, a do kas samoobsługowych robią się coraz większe kolejki. Na początku trochę to ignorowałem, ale później przeczytałem tekst, który mi otworzył oczy.
Można powiedzieć, że Adam był moim Morfeuszem z czerwoną pigułką, ale zamiast niej miał teksty:
Od tego czasu coraz rzadziej korzystam z kas samoobsługowych, bo nie chcę, żeby sklep redukował zatrudnienie, w zamian za to, że ja i tysiące klientów stajemy się tymczasowymi i bezpłatnymi pracownikami. Czasem tylko nie mam wyjścia i muszę korzystać, ale ogarnia mnie wtedy smutek, nie cieszę się nawet z magicznych kas, które same wiedzą, co chcę zważyć, zanim to zrobię. Z przerażeniem za to odnotowałem, że niedługo nie dość, że będę darmową siłą robocza, to jeszcze będę za to płacił. Korporacje dobrze nas wytresowały.
Nie bądź sknera, daj napiwek kasie samoobsługowej
Zobaczyłem, ten filmik, a następnie na brzegu rzeki Bystrzyca usiadłem i płakałem. I nie było to łzy radości.
To wspaniałe w swoim okrucieństwie. Nie dość, że z powodu kas samoobsługowych jest coraz mniej pracowników w sklepach, to teraz będzie można dać im najniższą krajową i powiedzieć, że resztę zarobią w napiwkach. Dokładnie tak jak działa to w najbardziej patologicznej pod względem płac i praw pracownika branży w Polsce, czyli gastronomii. Samo dawanie napiwku za obsługę w kasie samoobsługowej miałoby sens, gdyby tym napiwkiem był kod rabatowy dla pracownika, który wykonał całą pracę, czyli klienta. To przecież on przyniósł, zeskanował i zapakował zakupy.
Z drugiej strony w Ameryce panuje specyficzna kultura dawania napiwków, która została świetnie sportretowana w kultowej scenie filmu Wściekłe psy.
Tam tipowanie jest wręcz automatyczne, więc nie dziwi mnie, że dotarło do kasy samoobsługowej. Bardziej obawiam się tego, że polscy przedsiębiorcy podchwycą ten pomysł i niedługo sami będziemy ochoczo dorzucać kilka złotych do rachunku. Już jedna sieć sklepów wprowadziła terminale, na których jesteśmy proszeni o przekazanie darowizny na jakąś fundację. Taka tam gra na emocjach. Zaiste powiadam wam, w temacie kas samoobsługowych jest jeszcze dużo do wymyślenia.