REKLAMA

Dobrze siać postrach w polskim The Inquisitor. Trochę Wiedźmin, trochę Gothic

Ostatni wieczór spędziłem z wersją demonstracyjną polskiej produkcji The Inquisitor na podstawie książek Jacka Piekary. Po ogarniu demo wiem jedno: na pewno nie odpuszczę pełnej wersji, zaplanowanej na 2024 rok.

Dobrze siać postrach w polskim The Inquisitor - opinia o grze
REKLAMA

Jezus nie zginął na krzyżu. Zamiast tego zszedł z niego i ukarał swoich oprawców. Następnie skrócił rzymskiego cesarza o głowę, stając na czele Imperium. Od tamtego czasu minęło kilkanaście wieków, a Kościół Katolicki pod przewodnictwem Jezusa Triumfatora jest największą siłą na świecie: religijną, kulturową, polityczną oraz militarną. Chwała Triumfatorowi! Śmieć innowiercom!

REKLAMA

Powyżej dokonałem powierzchownego opisu uniwersum Jacka Piekary, zawartego w Cyklu Inkwizytorskim. Na podstawie serii popularnych książek powstaje polska gra The Inquisitor, a jej demo może już pobrać każdy zainteresowany. Spędziłem z nim ostatni wieczór i zupełnie szczerze: naprawdę chcę więcej. Nie jest to projekt kalibru Wiedźmina czy Dying Light, ale ma coś w sobie.

The Inquisitor oferuje unikalną dla gier cRPG perspektywę: od początku mamy autorytet, pozycję oraz wzbudzamy respekt.

Jako inkwizytor Świętego Oficjum, jesteśmy licencjonowanym sędzią oraz katem wszechmocnego Kościoła. To my decydujemy kogo spalić na stosie, kto zasługuje na tortury i kto jest grzesznikiem. Od nas zależy życie lub śmierć maluczkich, będących na naszej łasce. The Inquisitor od razu daje to graczowi do zrozumienia, oferując odpowiednie linie dialogowe.

Pozycja, autorytet i władza to coś, co rzadko towarzyszy graczom na początku ich przygody w produkcjach cRPG. Zazwyczaj musimy wyrąbywać szacunek oraz uznanie pośród hord wrogów, mozolnie awansując z poziomu na poziom. W The Inquisitor od początku jesteśmy KIMŚ i właśnie ta unikalna perspektywa przyciągnęła mnie do ekranu. Nareszcie coś świeżego.

Oczywiście status inkwizytora nie rozwiązuje wszystkich problemów. Bandyci wciąż nas atakują w ciemnych zaułkach, a możni snują przeciw nam spiski. O ile jednak w innych grach musieliśmy znaleźć 10 jaj by przekupić strażnika bramy, w The Inquisitor wystarczy, że spojrzymy na niego spode łba. Znaj swoje miejsce kmiocie.

Trzeba tylko mieć na uwadze, że The Inquisitor to gra o mniejszym kalibrze i mniejszym budżecie.

Mamy do czynienia z produkcją AA, co od razu widać. Gdy pierwszy raz zobaczyłem głównego bohatera, czułem, że cofam się o technologiczną dekadę. Modele postaci, interakcja otoczenia, efekty świetlne i cienie - wszystko to stoi na podstawowym poziomie. Czuć, że z większym budżetem produkcja znacząco by zyskała pod względem oprawy.

Z drugiej strony The Inquisitor potrafi zachwycić widokami. Piszę to z pełnym przekonaniem. Portowa dzielnica biedy czy starówka z wielką katedrą wyglądają naprawdę świetnie. Zwłaszcza na monitorze ultrawide. Spacer po zatłoczonym placu w świąteczny dzień robi wrażenie. Oczywiście nie jest to poziom miasta z Plague Tale: Requiem, ale praca wrocławskiej ekipy przynosi efekty.

Szkoda tylko, że ładne otoczenie sprawia wrażenie martwego. Chociaż średniowieczne miasto jest pełne mieszkańców o zróżnicowanych animacjach, to mruki gapiące się bez życia w przestrzeń przed sobą. Byłem wręcz zdziwiony, jak cicha jest aglomeracja, gdy szedłem zatłoczoną portową uliczką, mijając kolejne zapijaczone mordy. Byłoby cudownie, gdyby ekipa z The Dust tchnęła nieco więcej życia, więcej dialogów i więcej interakcji do swojego świata przed premierą.

The Inquisitor budzi skojarzenia z pierwszym Wiedźminem oraz Gothikiem. To nie jest przytyk.

Część dialogów jest infantylna do bólu. Mimika postaci jest tak oszczędna, że miejskie pomniki wypadają na ekstrawertyków. Notorycznie pojawia się problem z przenikaniem obiektów. Mimo tego The Inquisitor ma w sobie to coś, co sprawia, że chcesz spędzić z produkcją więcej czasu. Trochę jak misje w Gothiku. Trudno mi wytłumaczyć, dlaczego je robiłem, ale sprawiało mi to czystą przyjemność, mimo drewnianej otoczki.

Przechodząc demo The Inquisitor byłem szczerze zainteresowany tym, co wydarzy się dalej. Chciałem poznać więcej możliwości dialogowych, pozwalających pastwić się nad mieszczanami. Z jednej strony robiłem facepalm, widząc infantylne zaloty bohatera i szlachcianki, ale z drugiej przypomniało mi to czasy pierwszego Wiedźmina, w którym romanse także nie były szczytem finezji.

Bardzo pozytywnie zakończył mnie system walki. Animacje podczas szermierki są zdumiewająco dokładne i naturalne. Czuć ciężar zadawanych ciosów, jest frajda z parowania oraz kontrataków. Nic wyszukanego, ale nie spodziewałem się, że właśnie ten element tak przypadnie mi do gustu. Wróciłem nawet do trenera na placu miejskim, by jeszcze raz pomachać mieczem. Mniam.

Wrocławskie The Dust ma pół roku, by dopieścić The Inquisitor. Mało czasu, dużo pracy. Ale efekt może być świetny.

Linie dialogowe dla postaci tła. Więcej motywów muzycznych podczas eksploracji i dłuższe pętle dźwiękowe. Dodatkowe efekty graficzne, zwłaszcza cieniowanie. Rozbudowanie mimiki bohaterów, przynajmniej przy sekwencjach dialogowych głównego wątku fabularnego. Optymalizacja. Do tego kompletne przemodelowanie interfejsu, bo ten aktualny wydaje się jedynie zaślepką na finalne rozwiązanie. To pierwsze, co przychodzi mi do głowy, gdy myślę, jak poprawić The Inquisitora.

Czytaj również:

Jedno za to nie ulega za to żadnej wątpliwości już teraz: z dużą przyjemnością zagram w finalną wersję Inkwizytora. Ta produkcja jest mocno "polska", w naszym specyficznym poczuciu mrocznych, szarych, ponurych produkcji fantasy. Takich, w których nie ma wróżek i elfów, dominuje za to chciwość, podłość oraz rozpusta. To idealne podglebie dla inkwizytora i może właśnie dlatego czułem, że mam pełne ręce roboty.

The Inquisitor zadebiutuje w lutym 2024 roku. Wcześniej każdy może przetestować demo gry na Steam.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA