Konsekwencje tego wyścigu dotkną całej ludzkiej cywilizacji. Gwiezdne wojny dzieją się tu i teraz
Temat zbrojeń w kosmosie już dawno przestał być domeną science-fiction. Wraz z rozwojem technologii i coraz bardziej zaciętą rywalizacją światowych potęg, staje się oczywiste, że kosmos wraz z cyberprzestrzenią będzie kolejną po lądzie, morzu i powietrzu areną jeśli nie wojny, to przynajmniej rosnącego napięcia.
Do tej pory, przez dekady naznaczone zimnowojenną rywalizacją pomiędzy USA i ZSRR, przestrzeń kosmiczna była używana jako pole do szpiegowania. Satelity na orbicie mogły zajrzeć w każdy zakątek globu, pozostawać nad nim w nieskończoność (satelity na orbitach geostacjonarnych). Służyły one do fotografowania obiektów wojskowych, śledzenia ruchów wojsk, a także do ostrzegania o ewentualnym ataku atomowym, który rozpocząłby się od wystrzelenia setek międzykontynentalnych pocisków balistycznych.
Czytaj także:
- Opracowali niezwykle wytrzymały materiał. Ma szansę zmienić wszystko
- Ptaki giną, bo rozbijają się o szyby. W polskim mieście założyli specjalną taśmę, żeby je ratować
- Sztuczna Inteligencja odkryła blisko Ziemi niebezpieczną planetoidę
Teraz, w kwestii działalności związanej z bezpieczeństwem w kosmosie, dochodzi do rozwoju zdolności już nie tylko szpiegowskich lub ostrzegawczych, a ofensywnych. To rodzi nowe zagrożenia, które mogą w skrajnym wypadku doprowadzić do absolutnego chaosu na orbicie. Wiązałby się on ze zniszczeniem większości satelitów, jakie krążą nad naszymi głowami na skutek niekontrolowanych zderzeń. To poskutkowałoby katastrofalnym zaśmieceniem niskiej orbity okołoziemskiej i odcięciem ludzkości od możliwości wystrzeliwania czegokolwiek w kosmos.
Błędne koło strachu i niepewności
Najwyższy czas, aby ludzkość zaczęła postrzegać to zagrożenie z odpowiednią uwagą i powagą. Nie chodzi tu o skupianie się na poszczególnych rodzajach broni, jakie mogą zostać umieszczone i wykorzystane w kosmosie, ale o szersze, strategiczne spojrzenie na motywacje mocarstw i ewentualne skutki ich działań. Raz na jakiś czas świat obiega wiadomość o wystrzeleniu jakiegoś systemu mającego militarne zastosowanie, na orbitę (amerykański wahadłowiec kosmiczny, najprawdopodobniej szpiegowski). Innym razem chodzi o demonstracyjne zniszczenie swojego satelity, by przeciwnicy wiedzieli, że to samo może spotkać ich pojazdy. Nikt jednak nie zastanawia się na poważnie nad tym, gdzie cała ta sytuacja zmierza.
Ludzkość potrzebuje ogólnoświatowej dyskusji i działań tak jak np. w przypadku globalnego ocieplenia. Nie uciekniemy od zbrojeń w kosmosie. Musimy się w takim razie nauczyć jak je przynajmniej w pewnym stopniu kontrolować. Przywódcy muszą też zdać sobie sprawę, że chodzi tu nie tylko o demonstracje własnych możliwości, ale o trudne do wyobrażenia i ewentualnego odwrócenia konsekwencje o globalnym zasięgu.
Od momentu, gdy na orbicie zaczęły być umieszczane, choćby na stosunkowo krótki czas, pierwsze satelity, stało się jasne, że prędzej czy później ludzkość umieści tam broń. Nikt tego nie powstrzyma, choćby dlatego, że zrobić to mogłyby jedynie kraje, które same umieszczają broń w kosmosie. Robią to, ponieważ ich potencjalni przeciwnicy również to robią, lub mają taki potencjał. Błędne koło strachu i niepewności zaczyna obracać się coraz szybciej.
W przeciwieństwie do broni jądrowej, której rozwój szybko doprowadził do podpisania odpowiednich traktatów i ustanowieni mechanizmów wzajemnej kontroli pomiędzy USA i ZSRR tym razem, nie widać, przynajmniej na razie sensownych działań w dziedzinie ograniczenia i kontroli zbrojeń w kosmosie. Po pierwsze dlatego, że satelity krążące gdzieś tam, w kosmosie nie są nawet w ułamku tak spektakularne i działające na wyobraźnię jak próby jądrowe, które zawładnęły obiegiem informacji i wyobraźnią w latach 50. ubiegłego wieku.
Po drugie, mało kto, tak naprawdę zdaje sobie sprawę z zagrożenia, jakie niesie potencjalny konflikt w kosmosie, a w związku z tym, brak społecznego nacisku na to, by kwestia została podjęta. Oczywiście, gdy mowa o jakichkolwiek „społecznych” aspektach zbrojeń w kosmosie mowa o krajach demokratycznych takich jak USA, czy w mniejszym stopniu Francja. Od czasu zakończenia zimnej wojny, na świecie do głosu doszło do głosu nowe mocarstwo, w którym nikt specjalnie nie przejmuje się opinią publiczną ani wewnątrz, ani na zewnątrz: Chiny.
Nowy gracz na arenie
Obecnie rozwijane są technologie, które mogą służyć nie tylko do obserwacji lub obrony, ale także do ataku w kosmosie. To kolejny technologiczny przełom i powód do poważnego alarmu. Wraz z pojawieniem się nowego, trzeciego po USA i spadkobiercy ZSRR - Rosji, gracza na orbitalnej szachownicy, u wszystkich rośnie poczucie zagrożenie i poczucie potrzeby jak najszybszego zabezpieczenia swoich interesów.
Wraz z rozwojem zbrojeń w kosmosie, rośnie również zależność mocarstw od tego na ile świadome są na temat tego, co ich robią tam ich przeciwnicy. Ta zależność od satelitów zaopatrzonych w czujniki na orbicie niesie ze sobą podatność na zagrożenia. Zdolność kraju do postrzegania ataku w czasie rzeczywistym może zostać natychmiast zniszczona, jeśli satelita śledzący te ruchy zostanie wyeliminowany. Do tej pory już kilka państw zademonstrowało zdolność do niszczenia satelitów za pomocą pocisków wystrzeliwanych z ziemi lub powietrza. Innym, zrozumiałym skądinąd powodem, dla którego kraje mogą chcieć ukryć broń na orbicie, jest bardzo prosty: może ona czekać od razu na miejscu, gdy trzeba będzie zaatakować.
Umieszczanie broni na orbicie wiąże się z realnym niebezpieczeństwem, zwłaszcza jeśli wiedzą o tym inne kraje. Gdyby doszło do sytuacji, w której każdy satelita jest potencjalną bronią, może to skłonić określone państwa do atakowania satelitów innych krajów w obawie przed utratą jakichkolwiek zasobów już umieszczonych w kosmosie. Takie działanie byłoby czymś innym niż wyprzedzające uderzenie nuklearne, bowiem w tym wypadku własne zasoby mogłyby przetrwać w razie braku nieuchronnego ataku odwetowego. Możliwości bojowe w kosmosie są wciąż dość ograniczone, co sprawia, że pokusa takiego uderzenia wyprzedzającego może okazać się duża.
Ma to konsekwencje nie tylko dla ewentualnej wojny kosmicznej. Taki stan rzeczy utrudnia również państwom ostrzeganie przed ewentualnymi atakami nuklearnymi. Jeśli ktoś zdecyduje, że atak na satelity może być udany, będzie on świadom tego, że prawdopodobnie skorzysta na tym ten, kto zaatakuje pierwszy. To sprawia, że potencjalny atak jest potencjalnie dużo bardziej opłacalny niż w wypadku broni atomowej.
Miejmy nadzieję, że rozkręcający się wyścig zbrojeń w kosmosie zostanie nie tyle powstrzymany (na to już za późno), ile przynajmniej objęty wzajemnymi konsultacjami pomiędzy głównymi rozgrywającymi. Jeśli broń już jest w kosmosie, musimy szybko nauczyć się z nią żyć i rozumieć jakie zagrożenie dla całej ludzkiej cywilizacji ona niesie.