REKLAMA

Legenda pierwszych dni II wojny światowej. Po "Smoku Kaszubskim" nie został nawet ślad

W pierwszych dniach wojny w Warsztatach Portowych Marynarki Wojennej powstał opancerzony pociąg, który dał się we znaki wojskom niemieckim. Jego losy były krótkie, ale intensywne. Do dziś nie zachowały się nawet zdjęcia wyjątkowego pojazdu, którego barwy sprawiły, że okrzyknięty został "Smokiem Kaszubskim".

17.06.2023 07.33
historia
REKLAMA

Kapitan marynarki Jerzy Błeszyński dotarł do Gdyni z Warszawy jako kurier chwilę przed wybuchem wojny i już nad morzem zastał go atak na Polskę. Trafił na ORP "Mewa", gdzie miał pełnić funkcję kapitana, ale po kilkunastu godzinach okręt został zatopiony podczas nalotu na port helski 3 września.

Kapitan wrócił do Gdyni i koniecznie chciał znaleźć sposób, aby walczyć z najeźdźcą. W Warsztatach Portowych Marynarki Wojennej przedstawił projekt budowy pociągu opancerzonego. Podstawą była lokomotywa typu OKI 27. W warsztatach dokonano niemożliwego. Przy ciągłym ostrzale z nieba, bez wcześniejszego doświadczenia w budowie takich pojazdów, w ciągu kilku dni powstał opancerzony pociąg.

REKLAMA
 class="wp-image-3769271"
Parowóz OKl27-41 w skansenie w Chabówce / fot. Michał Derela, Wikipedia

Do opancerzenia wykorzystano dostępną stal okrętową (miała ona zostać użyta do budowy pierwszych niszczycieli, które miały spłynąć z polskich pochylni - Huragana i Orkana) - pisał Michał Lipka na łamach portalu historia.trojmiasto.pl. Pociąg wyposażony był w działo kal. 45 mm, 2 działa kal. 40 mm, 11 CKM-ów i 30 karabinów. W środku załoga mogła komunikować się poprzez telefon polowy. W jej skład wchodziło 40 podoficerów i marynarzy oraz kolejarze-ochotnicy. Dowódcą został pomysłodawca przedsięwzięcia, kpt. Mar. Jerzy Błeszyński.

Nad "Smokiem Kaszubskim" pracowało blisko 100 osób

To właśnie za sprawą nietypowego malowania okrzyknięto go smokiem. Opancerzony pociąg miał żółto-szary kamuflaż.

Bardzo szybko został sprawdzony w boju. Gdy dotarł do Gdyni, skierował się na nową pozycję, gdzie załoga dostrzegła niemiecki samolot obserwacyjny. Otwarto ogień, po chwili zobaczono czarny dym. Maszyna jednak ponownie wzbiła się w powietrze i odleciała. Smok tylko postraszył.

Następne zadanie ściągnęło "Smoka Kaszubskiego" w okolice Wejherowa, zajętego przez Niemców. Załoga pociągu została oddelegowana na obserwację niemieckich sił. W trakcie realizowania misji Polacy zostali dostrzeżeni, ale skutecznie odparli wroga i zmusili go do odwrotu. Brak amunicji zmusił jednak załogę do przerwania akcji.

9 września "Smok Kaszubski" stoczył wyjątkowo ciężką bitwę. Chociaż ostatecznie Niemcy się wycofali, to w trakcie batalii ranny został kpt. Błeszyński. Nie udało się go uratować, zmarł na stole operacyjnym. Dowódcą mianowano por. Hubickiego, a "Smok Kaszubski" dostał specjalną misję: wspomóc pluton desantowy, którego zadaniem było ewakuowanie rannych żołnierzy i zajmujących się nimi sanitariuszy. Cel został osiągnięty.

Ten pociąg był nie do zdarcia

12 września "Smok Kaszubskim" został trafiony kilkoma bombami. Część załogi zginęła, wielu zostało rannych. Wrak odprowadzono do Gdyni. Dowódca załogi dostał zaskakujący rozkaz: remontujemy pociąg, naprawiamy tory, walczymy dalej. W ciągu zaledwie kilku godzin "Smok Kaszubski" wrócił do poprzedniego stanu i był gotowy do walki. Rozkazy się jednak zmieniły. Żołnierze mieli opuścić pojazd i walczyć podczas obrony Kępy Oksywskiej.

REKLAMA

Co stało się dalej ze "Smokiem Kaszubskim"? W zasadzie do dziś nie wiadomo. Dopiero w 2020 roku Sebastian Draga natrafił na fotografię przedstawiającą jego zdaniem wrak polskiego pociągu opancerzonego. Niemieccy żołnierze postanowili uwiecznić moment, stojąc przy zniszczonym pojeździe. Czy dlatego, że aż tak zalazła im za skórę? Nie wiadomo, ale dzięki temu dysponujemy jedynym dowodem po nim. Niestety już w stanie, gdy sprzęt był zniszczony.  

Strona rumia.eu odnotowuje, że "wiele szczegółów związanych ze ścieżką bojową, wyglądem i wyposażeniem 'Smoka' wciąż owianych jest tajemnicą". Na archiwalnej stronie Muzeum Miasta Gdyni mogliśmy przeczytać, że choć w zbiorach znajduje się model pojazdu, to jednak "nie można uznać go za wiarygodny". Została legenda.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA