REKLAMA

Połowa Polaków jest gotowa ograniczyć fejsbuczka, by ratować planetę. Dobra, to kto pierwszy kasuje konto?

Facebooka nie powaliły wpływy obcych mocarstw i bycie zagrożeniem dla demokracji, ale pokona troska o środowisko? Patrząc na najnowsze badania, można byłoby snuć takie długofalowe teorie. Wynik odpowiedzi na inne pytanie pokazuje jednak, że na pierwszym miejscu wolimy stawiać wygodę, a nie ekologię.

06.06.2023 10.16
cyfrowy ślad węglowy
REKLAMA

Niemal połowa badanych (47 proc.) jest gotowa rzadziej korzystać z mediów społecznościowych, aby ratować środowisko - wynika z badań serwisu rekrutacyjnego IT the:protocol. Ankietowani zaznaczyli jednak, że trzeba ich umotywować, udowadniając, że ich ograniczenie faktycznie ma wpływ na środowisko.

- Nasze dane pokazują, że badani Polacy są gotowi zmieniać swoje konkretne zachowania, bardziej świadomie postępując m.in. w kwestii ładowania i wyłączania urządzeń, drukowania dokumentów czy korzystania z mediów społecznościowych. Przyznają też, że kwestie ekologiczne mogłyby być dla nich argumentem. Wyraźnie widać, że stoimy u progu zmian, które wpłyną na życie prywatne i zawodowe – podsumowuje Paulina Berska z serwisu the:protocol, inicjatora badania.

REKLAMA

Cynicznie można byłoby stwierdzić, że rezygnacja z mediów społecznościowych w 2023 roku to żadne wyzwanie, tym bardziej że taki Facebook to i tak platforma starych ludzi. I można byłoby przyznać cynikom rację, cytując odpowiedzi na inne zadanie pytanie: "czy obejrzysz serial w gorszej jakości, aby ratować środowisko?".

Na ograniczenie korzystania z serwisów audio w celach ekologicznych zgodziłoby się 37 proc. respondentów, a na zmniejszenie liczby oglądanych online seriali czy filmów – 36 proc. Jeszcze większe kontrowersje budzi zmniejszanie jakości oglądanych grafik i wideo – do tego skłonnych jest odpowiednio tylko około 26 proc. i 22 proc. badanych Polaków.

A mówimy tu tylko o niewinnym sondażu, w którym można byłoby pokazać się z dobrej strony, wkręcając ankietera. Tymczasem i tak zaledwie garstka przyznała, że np. zwykłe HD wystarczy.

Z opublikowanego w październiku 2022 roku raportu wynika, że pół godziny oglądania treści na Netfliksie uwalnia 1,6 kg CO2 – to mniej więcej tyle, co przejechanie 6,5 km samochodem. Takie "zarzuty" pojawiają się od lat, więc w tekście z 2021 roku Netflix tłumaczył:

Średni ślad węglowy jednej godziny przesyłania strumieniowego w Europie wynosi około 55 gCO2e (gramów ekwiwalentu dwutlenku węgla). To mniej więcej tyle, co uprażenie w kuchence mikrofalowej czterech torebek popcornu lub trzykrotne zagotowanie wody w czajniku elektrycznym w Wielkiej Brytanii

Zmiana rozdzielczości obrazu wpływa na emisję dwutlenku węgla w bardzo niewielkim stopniu – więc nie trzeba schodzić z 4K do HD – a choć wykorzystanie przesyłania strumieniowego i internetu w ciągu ostatnich kilku lat wzrosło, zużycie energii podczas tych działań zmalało. Na dodatek spora część emisji podczas oglądania to "zasługa" urządzenia, a te stają się coraz bardziej energooszczędne.

Jak widać sprawa jest naprawdę skomplikowana, bo jedne badania pokazują jedno, a drugie – drugie. Bądź mądry i pisz tu wiersze. A przecież do zagadnienia można podejść bardziej bezpośrednio i zadać słuszne pytanie: dlaczego to ja mam rezygnować z godziny przed ekranem, ograniczając jakieś skrawki CO2, a molochy i tak będą truć planetę.

Wszak 70 firm odpowiada za emisję ponad 70 proc. gazów cieplarnianych

Tomasz Stawiszyński w swoim eseju "Czy los planety zależy od ciebie?" pisał:

Nie zachęcam do dezynwoltury, rozrzutności i ostentacyjnej kontestacji ekologicznego stylu życia. Przeciwnie – ma on mnóstwo zalet, nie tylko zdrowotnych. Niemniej wybierając takie czy inne ubranie, produkt albo środek transportu, nie pomożemy planecie. Nie mamy takiej mocy. Nie jesteśmy aż tak ważni, aż tak istotni w ekonomice zbawienia Ziemi. Tutaj potrzebna jest prawdziwa rewolucja. Potrzebne są realne i daleko idące zmiany w prawie, które ograniczą absurdalne aspiracje wielkich podmiotów gospodarczych. Po prostu to, czy jutro wsiądę, czy nie wsiądę do jakiegoś samolotu, nie ma większego znaczenia dla stanu środowiska. Natomiast kształt prawa regulującego działalność firm lotniczych – owszem. Analogicznie – to, co jutro zjem, albo w co zapakuję kanapki, jest w zasadzie zaniedbywalne. Ale przepisy wyznaczające pole możliwości działania wielkich koncernów produkujących żywność – wręcz przeciwnie.

Zgadzam się ze Stawiszyńskim – tak naprawdę niewiele możemy. Ale tu pojawia się słynne dopowiedzenie: "pomyślały miliony". Pamiętacie jeszcze o plastikowych słomkach? Kilka lat temu w dyskusji o plastikowych słomkach padał ten sam argument. Co ta moja jedna słomka zmieni, i tak wcale nie trafia do oceanu? Tyle że słomka stała się symbolem i jak pisał w 2018 roku Marcin Napiórkowski: "z każdą odmową zwiększamy ekologiczną świadomość u siebie i innych". Trafnie przewidział, co się stanie: "dziś zrezygnujemy ze słomki – jutro z foliowej torby czy jednorazowego kubka".

REKLAMA

Zakaz sprzedaży plastikowych słomek i sztućców w Unii Europejskiej wprowadzony został dopiero w 2021 roku. Na długo przed tym wiele miejsc same z siebie zrezygnowały z jednorazowych produktów, widząc, że domagają się tego klienci. Najpierw była zmiana, a później reakcja.

Pomaganie nie jest łatwe, czasami wydaje się, że nasza decyzja jest bez znaczenia, a my sami niewiele możemy. Sam wpadam w tę pułapkę, domagając się zmian systemowych, a nie indywidualnych. Tyle że potem dostajemy takie wyniki jak choćby te dotyczące cyfrowego śladu węglowego. "Z Facebooka zrezygnować mogę, bo i tak nie używam, ale seriale i filmy? O nie, nie".

Być może czasami zwykła chęć zmiany jest ważna, bo może zachęcić do działania. Niektórzy obecnie takiej konieczności nie widzą i to jest na pewno niepokojące.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA