REKLAMA

Recenzja Advance Wars: 1 + 2 Re Boot Camp. Mała strategia na Switchu, a frajdy dużo

Advance Wars: 1 + 2 Re Boot Camp to remake dwóch kultowych strategii - gatunku, który mógłby się wydawać odległy dla takich wydawców jak Nintendo. Całkowicie błędnie!

12.05.2023 15.49
Recenzja Advance Wars: 1 + 2 Re Boot Camp. Mała strategia na Switchu, a frajdy dużo
REKLAMA

Mój średni czołg blokuje przejazd przez most, podczas gdy stojąca za nim artyleria bezkarnie ostrzeliwuje piechotę wroga. Prosta sztuczka z wąskim gardłem sprawia, że przeciwnik ponosi znacznie większe straty niż moja armia. Idealny obrót spraw. Zwłaszcza, że gram na czas, czekając aż moje fabryki wyprodukują pierwsze myśliwce zdolne do ataku głęboko na terytorium wroga, omijając jego lądowe fortyfikacje.

REKLAMA

Chociaż Advance Wars: 1 + 2 Re Boot Camp może tak nie wyglądać, to strategia pełną gębą.

Remake dwóch gier dla Game Boya Advance to turowa strategia o stopniu złożoności, który sięga głębiej, niż można oczekiwać po kolorowej, sympatycznej oprawie. Oczywiście to wciąż nie Total War, Europa Universalis czy nawet Company of Heroes, ale Nintendo nigdy nie miało zamiaru konkurować z komputerowymi strategiami. Zamiast tego wykorzystuje swoją konsolę i jej interfejs w optymalny sposób.

Gdybym miał do czegoś porównać Advance Wars na potrzeby posiadacza Switcha, wskazałbym serię Fire Emblem. Tyle tylko, że pozbawioną unikalnych bohaterów dzierżących potężne moce, a zamiast tego skupioną na walce zwykłych jednostek. Takich, które bez cienia żalu skazujemy za zagładę, jeżeli akurat wymaga tego przyjęta taktyka.

W Advance Wars: 1 + 2 Re Boot Camp mamy wszystko, czego można oczekiwać od strategii osadzonej w czasach zbliżonych do współczesności: piechotę, oddziały przeciwpancerne, wozy transportowe, wozy zwiadowcze, czołgi różnych rozmiarów, mobilne wyrzutnie rakiet, artylerię, samoloty i helikoptery, łodzie i jeszcze więcej. Skromniej wygląda to od strony budynków, gdzie mamy miasta, fabryki, porty oraz lotniska. Jednak co do zasady, jest co produkować i czego bronić.

Advance Wars: 1 + 2 Re Boot Camp jak prawdziwa wojna: nie planuj ataku bez solidnego zaplecza.

Advance Wars: 1 + 2 to kamień - papier - nożyce w taktycznej wersji turbo. Strategia Nintendo korzysta z prostego schematu przewag i słabości: piechota zdobywa budynki, ale nie ma szans z czołgami. Czołgi są niszczone lotnictwem i artylerią. Ta ostatnia jest bezradna w bezpośrednim starciu, nawet z piechotą. Na tę prostą siatkę zależności zostaje nałożona dodatkowa głębia związana z produkcją jednostek, zasobami paliwa oraz topografią terenu. Ot taki kamień - papier - nożyce w bardziej złożonej formie.

To, co szczerze podoba mi się w mechanice Advance Wars: 1 + 2 Re Boot Camp, to balans między ofensywą oraz defensywą. Co do zasady opłaca się uderzać jako pierwszy. Jeśli dwie jednostki podobnego typu zaczynają walczyć, ta rozpoczynająca starcie wychodzi z drastyczną przewagą. Nie oznacza to jednak, że kluczem do sukcesu jest ślepa szarża. Przeciwnie. Jak na Ukrainie, artyleria stanowi podstawę. Jeśli piechota i czołgi nie będą miały wsparcia za plecami, szybko polegną.

Takie podejście wymusza na graczu granie z ciągłym uwzględnieniem ofensywny oraz defensywny. Największe straty wroga są ponoszone podczas jego szturmów i dokładnie to samo tyczy się naszej armii. To miła odmiana względem innych turowych produkcji na konsole, które często skupiają się na odważnych, klinowych atakach w samo serce wroga. Advance Wars jest bardziej zachowawcze: nie masz co szykować się do skutecznego ataku, jeśli za plecami nie wspiera cię lotnictwo i artyleria. Do tego musisz zadbać o linie transportu do szybkiego przerzutu piechoty pojazdami transportowymi.

W praktyce Advance Wars: 1 + 2 Re Boot Camp świetnie pasuje do Switcha, o ile grasz nie więcej niż dwie, trzy bitwy dziennie.

To nie jest tytuł, przy którym wsiąkasz na wiele godzin, jak nowa Zelda, Bayonetta czy nawet Super Mario Odyssey. Starcia są podobne, rozgrywają się na mapach w bliźniaczej scenerii, a do rozgrywki szybko wkrada się powtarzalność. Brzmi jak kiepska gra, ale tak nie jest. Remake Advance Wars po wielu latach od właściwej premiery wciąż daje tonę frajdy, o ile jest właściwie dozowane. W przeciwnym razie - tak samo zresztą jak Fire Emblem - zaczyna ciążyć.

Warto mieć na uwadze, że nawet te dwie lub trzy bitwy dziennie mogą zająć sporo czasu. Starcia uwzględniające mgłę wojny oraz fabryki maszyn potrafią zamieniać się w totalną wojnę na pełne wyniszczenie, w której bierze udział po kilkanaście jednostek każdej ze stron jednocześnie. Gdzie się nie ruszysz, tam czyha wroga marynarka, lotnictwo albo piechota. Wtedy Advance Wars cieszy najbardziej, ale wtedy również pochłania masę czasu.

Od strony zawartości remake jest bardzo obfity. Mimo tego Nintendo mogłoby zrobić nieco więcej.

Dostajemy dwie pełne gry, każda z własną kampanią fabularną, kreatorem poziomów oraz trybem wieloosobowym. Zwłaszcza ten ostatni to kapitalna sprawa, bo może w nim wziąć udział czterech graczy jednocześnie, na jednej konsoli. Znajomi przekazują sobie wtedy Switcha z rąk do rąk, zgodnie z turami rozgrywki. Człowiekowi się przypomina Heroes of Might and Magic.

Do tego twórcy od zera odtworzyli kolorową oprawę, przenosząc Advance Wars do świata ograniczonego 3D. I właśnie tutaj mam pewien problem. Szkoda, że producenci nie wymęczyli Switcha nieco bardziej, oferując dodatkowy poziom przybliżenia czy możliwość rotacji mapy. O taki zabieg pokusili się chociażby Polacy tworzący remake konsolowej strategii z mechami Front Mission.

Szkoda też, że nie zdecydowano się na możliwość przeglądania map z edytora publikowanych przez innych graczy. Znajomi mogą wysyłać sobie swoje twory bezpośrednio, ale brak globalnej galerii z listą najpopularniejszych aren to wielkie niedopatrzenie. Taki element mógłby znacznie wydłużać żywotność tytułu w trybie kanapowego PvP, gdy posiadacze Advance Wars przeją już obie kampanie fabularne.

Największe zalety:

  • Solidna zawartość: dwie gry w jednym pudełku
  • Tryb PvP/Co-Op do 4 graczy na jednym Switchu
  • Oprawa graficzna odtworzona ze smakiem
  • Strategia na przenośnej konsoli, która ma ręce i nogi
  • Grania jest tu na wiele dziesiątek godzin

Największe wady:

  • Nintendo mogło nieco zaszaleć z wykonaniem aren
  • Brak globalnej listy map tworzonych przez graczy
  • Jedynka i Dwójka są do siebie bardzo podobne

Ocena recenzenta: 8/10

REKLAMA

Jeśli ktoś zastanawia się nad kupnem Advance Wars: 1 + 2 Re Boot Camp, bo wciąż ma w pamięci czasy Game Boya Advance, będzie zadowolony. Remake jest bogaty w zawartość, chociaż Nintendo nie dołożyło wielu nowych elementów. Na szczęście sam oryginał był już cudowny, a po latach od jego debiutu mechanika Advance Wars zestarzała się w bardzo przyjemny sposób.

Trzeba tylko mieć na uwadze, że to bardziej szachy z czołgami i samolotami niż wielka strategia.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA