Polskie lotniska niebezpieczne. Nie chronimy ich przed dronami
Polskie lotniska mogły zostać wyposażone w specjalistyczny sprzęt, który mógłby drony nawet strącać. Niestety z pomysłu zrezygnowano, tłumacząc się zbyt wysokimi kosztami. I dlatego co jakiś czas mamy poważne incydenty z dronami, kiedy metry dzielą od wielkiej tragedii.
Przypomnijmy: niedawno dron zakłócił lądowanie na lotnisku Okęcie, a kilka dni potem pojawił się w bliskiej odległości pod samolotem w Pyrzowicach. Po tych zdarzeniach co najmniej dwa duże polskie porty lotnicze zdecydowały się przeprowadzić testy systemów antydronowych.
Lotniska wcześniej nie kwapiły się do takich rozwiązań, bowiem wdrożenie zabezpieczeń jest kosztowne. A na dofinansowanie zakupu ze strony rządu nie mogą liczyć.
PAŻP nie kupiła radarów, choć zapotrzebowanie było zgłaszane
Jak pisze tvn24.pl, który dotarł do dokumentów, w styczniu 2022 roku "dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych 'ze względów bezpieczeństwa' poprosił Polską Agencję Żeglugi Powietrznej o stworzenie systemu zarządzania ruchem dronów".
Ówczesny prezes PAŻP Janusz Janiszewski dał zielone światło. Z mailowej korespodencji, do której dotarła redakcja serwisu, wynika, że PAŻP chciała kupić pięć radarów mogących wykrywać drony na małych wysokościach. Była też opcja zakupu radarów z tzw. jammerami, które umożliwiałyby strącenie latającej maszyny mogącej stwarzać zagrożenie. "Złożyć" miała się również spółka Polskie Porty Lotnicze, odpowiedzialna za zarządzanie lotniskami.
"Polska, mieszkam w Polsce"...
Do transakcji jednak nie doszło. Prezes PAŻP został odwołany, a Ministerstwo Infrastruktury kręciło nosem widząc, ile to wszystko będzie kosztowało. Za pięć radarów z jammerami trzeba byłoby zapłacić 6,6 mln zł, a za kolejnych 15 – 20 mln zł. Bez systemu strącania pięć radarów wyceniono na 3,6 mln zł.
Tymczasem TVN 24 przypomina, że nowa prezes PAŻP w grudniu zeszłego roku wydała 15 mln zł na nagrody dla pracowników, a w marcu - kolejne 21 mln zł na premie. Czyli łącznie dziesięć razy więcej niż najtańszy zestaw radarów. Niby PAŻP utrzymuje się z opłat pobieranych od linii lotniczych i po pandemii agencja znalazła się w trudnej sytuacji, ale jak widać kiedy jest potrzeba, coś się wyskrobie. Ale nie na radary.
Problemem są nie tylko pieniądze, ale też przepisy. Potrzebna jest współpraca pomiędzy służbami – wojskiem, ale też policją, ABW czy Strażą Graniczną. Jak mówi jedno z cytowanych anonimowych źródeł, koordynacją powinien zająć się Urząd Lotnictwa Cywilnego. Zamiast tego mamy przerzucanie gorącego kartofla: "każdy robi wszystko, by wytłumaczyć, dlaczego się nie da".
Skąd my to znamy, prawda? Tym razem do tragedii "zabrakło" 30 metrów. Bardzo niewiele. Oby do wypadku nie doszło, ale znając naszą polską rzeczywistość, dopiero po fakcie wszyscy złapią się za głowę i rzucą się, żeby naprawiać sytuację. A przed? Jakoś to będzie, skoro jak dotąd nic się nie stało, to czemu ma się coś wydarzyć. I tak się żyje. Do czasu.
Zdjęcie główne: ShDrohnenFly / Shutterstock.com