REKLAMA
  1. Spider's Web
  2. Technologie
  3. Motoryzacja

Hulajnogi elektryczne zagracają miasto, nawet pod oknami urzędników

Dyskusja trwa: czy polskie miasta powinny pójść drogą Paryża lub chociaż Rzymu? Decyzja nie jest łatwa, ale przykład Krakowa pokazuje, że mamy olbrzymi problem z hulajnogami elektrycznymi na wynajem. Stanowią zagrożenie kiedy są używane, przeszkadzają, gdy czekają na klienta.

19.04.2023
10:44
hulajnogi
REKLAMA

Przedstawiciele Akcja Ratunkowa dla Krakowa zamieścili na Twitterze film pokazujący, jak wiele elektrycznych hulajnóg czeka na wypożyczenie. Materiał wywołał wiele dyskusji. Trudno nie zgodzić się z argumentem, że gdyby ludzie nie chcieli korzystać, to by pojazdów w takiej liczbie nie było.

Sęk w tym, że zaparkowane hulajnogi - nawet w jednym miejscu - w znaczący sposób utrudniają poruszanie się po mieście innym.

REKLAMA

Dobrze pokazuje to zdjęcie dodane przez Akcję Ratunkową dla Krakowa:

W takich przypadkach hulajnogi nie różnią się niczym od źle zaparkowanych samochodów

Co więcej, jak widzimy, uciążliwe zachowanie jest cechą jednych, jak i drugich:

Na Twitterze Bartek Gola zadał wydawałoby się celne pytanie: dlaczego tak samo stojące rowery wzbudzają zachwyt, a hulajnogi wrogość? Odpowiedź jest moim zdaniem prosta. I wcale nie chodzi tylko o fakt, że rowerów miejskich jest dużo mniej (niestety) i że zostawia się je w określonych punktach, które dziwnym trafem nie są ulokowane tak, by utrudnić poruszanie się innym.

Rowery, w odróżnieniu od hulajnóg, rzeczywiście mogą być używane przez wielu mieszkańców miasta. Mogą na nich jechać młodsi, co w przypadku hulajnóg jest po prostu niemożliwe, choćby ze względu na wzrost. Na dodatek rower da się wypożyczyć bez specjalnej aplikacji. Model biznesowy też jest czymś, o czym należy wspomnieć. Na elektrycznych hulajnogach konkretne firmy zarabiają, ze stratą dla większej części mieszkańców, która z pojazdów nie korzysta, ale musi odczuwać konsekwencje ich obecności. W przypadku rowerów miejskich nie chodzi o zysk, a bardziej ideę. Dlatego, przynajmniej mi, łatwiej przełknąć widok jak z Amsterdamu, gdzie mamy mnóstwo zaparkowanych rowerów, niż zbiegowisko elektrycznych hulajnóg.

Przykład z Krakowa pokazuje, że to nie w przepisach jest problem

Teoretycznie sprawa parkowania została uregulowana. Hulajnogi czekają w wyznaczonych strefach. Tyle że te mogą rozrosnąć się do niebotycznych rozmiarów. W takim przypadku wydaje się, że rozsądną drogą jest rozwiązanie wdrażane w Rzymie, czyli po prostu ograniczenie liczby pojazdów.

REKLAMA

Akcja Ratunkowa dla Krakowa apelowała, aby w Krakowie wzorem Warszawy pobierało się opłaty od operatorów za zajmowanie chodnika. Obecnie "operatorzy dostają przestrzeń w prezencie". Sam nie wiem, czy pieniądze rozwiązałyby sprawę. Wprawdzie miasto by zarabiało więcej, ale co z tego, skoro takie widoki dalej byłyby normą? No, chyba że faktycznie wówczas operatorom zależałoby na tym, aby zajmować jak najmniej miejsca.

Rozumiem, że pójście w ślady Paryża wydaje się dla polskich miast zbyt radykalnym pomysłem, o czym sam zresztą pisałem. Musimy jednak ograniczyć liczbę pojazdów, bo za bardzo ingerują w przestrzeń miejską.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA