Hulajnogi elektryczne zagracają miasto, nawet pod oknami urzędników
Dyskusja trwa: czy polskie miasta powinny pójść drogą Paryża lub chociaż Rzymu? Decyzja nie jest łatwa, ale przykład Krakowa pokazuje, że mamy olbrzymi problem z hulajnogami elektrycznymi na wynajem. Stanowią zagrożenie kiedy są używane, przeszkadzają, gdy czekają na klienta.
Przedstawiciele Akcja Ratunkowa dla Krakowa zamieścili na Twitterze film pokazujący, jak wiele elektrycznych hulajnóg czeka na wypożyczenie. Materiał wywołał wiele dyskusji. Trudno nie zgodzić się z argumentem, że gdyby ludzie nie chcieli korzystać, to by pojazdów w takiej liczbie nie było.
Sęk w tym, że zaparkowane hulajnogi - nawet w jednym miejscu - w znaczący sposób utrudniają poruszanie się po mieście innym.
Dobrze pokazuje to zdjęcie dodane przez Akcję Ratunkową dla Krakowa:
W takich przypadkach hulajnogi nie różnią się niczym od źle zaparkowanych samochodów
Co więcej, jak widzimy, uciążliwe zachowanie jest cechą jednych, jak i drugich:
Na Twitterze Bartek Gola zadał wydawałoby się celne pytanie: dlaczego tak samo stojące rowery wzbudzają zachwyt, a hulajnogi wrogość? Odpowiedź jest moim zdaniem prosta. I wcale nie chodzi tylko o fakt, że rowerów miejskich jest dużo mniej (niestety) i że zostawia się je w określonych punktach, które dziwnym trafem nie są ulokowane tak, by utrudnić poruszanie się innym.
Rowery, w odróżnieniu od hulajnóg, rzeczywiście mogą być używane przez wielu mieszkańców miasta. Mogą na nich jechać młodsi, co w przypadku hulajnóg jest po prostu niemożliwe, choćby ze względu na wzrost. Na dodatek rower da się wypożyczyć bez specjalnej aplikacji. Model biznesowy też jest czymś, o czym należy wspomnieć. Na elektrycznych hulajnogach konkretne firmy zarabiają, ze stratą dla większej części mieszkańców, która z pojazdów nie korzysta, ale musi odczuwać konsekwencje ich obecności. W przypadku rowerów miejskich nie chodzi o zysk, a bardziej ideę. Dlatego, przynajmniej mi, łatwiej przełknąć widok jak z Amsterdamu, gdzie mamy mnóstwo zaparkowanych rowerów, niż zbiegowisko elektrycznych hulajnóg.
Przykład z Krakowa pokazuje, że to nie w przepisach jest problem
Teoretycznie sprawa parkowania została uregulowana. Hulajnogi czekają w wyznaczonych strefach. Tyle że te mogą rozrosnąć się do niebotycznych rozmiarów. W takim przypadku wydaje się, że rozsądną drogą jest rozwiązanie wdrażane w Rzymie, czyli po prostu ograniczenie liczby pojazdów.
Akcja Ratunkowa dla Krakowa apelowała, aby w Krakowie wzorem Warszawy pobierało się opłaty od operatorów za zajmowanie chodnika. Obecnie "operatorzy dostają przestrzeń w prezencie". Sam nie wiem, czy pieniądze rozwiązałyby sprawę. Wprawdzie miasto by zarabiało więcej, ale co z tego, skoro takie widoki dalej byłyby normą? No, chyba że faktycznie wówczas operatorom zależałoby na tym, aby zajmować jak najmniej miejsca.
Rozumiem, że pójście w ślady Paryża wydaje się dla polskich miast zbyt radykalnym pomysłem, o czym sam zresztą pisałem. Musimy jednak ograniczyć liczbę pojazdów, bo za bardzo ingerują w przestrzeń miejską.