Francja jedzie po bandzie. Banuje wszystkie aplikacje rozrywkowe na służbowych smartfonach
Na fali ostatnich banów TikToka na smartfonach administracji rządowej, która przetacza się właśnie przez świat, Francuzi postanowili dołożyć do pieca. Według ich projektu z telefonów służbowych urzędników powinny zniknąć wszystkie aplikacje służące do rozrywki, w tym Twitter i Instagram. Powinniśmy pójść za ich przykładem.
Wokół TikToka ostatnio wyrosło sporo zamieszania. Częściowy ban w USA doprowadził do tego, że prezes Shou Chew musiał stawić się na przesłuchaniu przed Kongresem. Bliższa nam Komisja Europejska również wprowadziła zakaz używania tej aplikacji na urządzeniach służbowych pracowników instytucji jej podlegających. Chwilę temu polska Rada ds. Cyfryzacji przegłosowała uchwałę wzywającą rząd do nakazania usunięcia aplikacji ze sprzętu kupionego za publiczne pieniądze. Do listy dołączają kolejne kraje, więc tematem zajęła się również Francja, która zgodnie ze swoimi najlepszymi tradycjami postanowiła przeprowadzić małą rewolucję. Gilotyna zmian dosięgnie praktycznie wszystkie aplikacje, które nie służą do pracy.
Francuski rząd wydał oświadczenie, w którym ze skutkiem natychmiastowym ogłosił zakaz pobierania oraz instalowania aplikacji rekreacyjnych. Za tym enigmatycznym stwierdzeniem według słów ministra Stanislas Guerini kryją się tak popularne aplikacje jak TikTok, Instagram, Twitter, Netflix, gry takie jak Candy Crush i pokrewne oraz aplikacje randkowe, w tym Tinder. Ban wprowadzony jest w obawie o bezpieczeństwo danych, ale zgodnie ze stanowiskiem rządu, jeżeli dany urzędnik potrzebuje dostępu do zbanowanej aplikacji ze względów służbowych, to może wystąpić o zgodę na instalację. Ten ruch to ukłon w stronę biur prasowych itd.
Francuski ban to miód na moje serce
Nazwijcie mnie populistą, nazwijcie marzycielem, powiedzcie, że sufit upadł mi na głowę, ale uważam, że służbowe urządzenie urzędnika to ostatnie miejsce, na którym powinien instalować aplikacje inne niż związane z pracą. Rozpasaliśmy urzędników i polityków pozwalając im na korzystanie ze smartfonów, tabletów i komputerów kupionych za publiczne pieniądze jak ze swoich prywatnych. Tymczasem to my - podatnicy jesteśmy ich właścicielami i nie wyobrażam sobie tego, żeby ktoś w polskim Sejmie na służbowym iPhone'ie zainstalował sobie Tindera i korzystał z niego czy to w pracy, czy po. Nie rozumiem czemu tolerujemy przejęcia kont w social media posłów lub ministrów przez tajemniczych obcych agentów takich jak Johnie Walker, czy inny towarzysz Smirnoff. Przywykliśmy do tego, że funkcjonariusze korzystają z powierzonego im mienia w niewłaściwy sposób. Praktycznie każda instytucja publiczna w tym kraju ma swoje biuro prasowe i oficjalne konta w social media, więc nie ma potrzeby, żeby każdy z pracowników zajmował się scrollowaniem tablicy na Facebooku.
Sam nie jestem święty, korzystam z mediów społecznościowych, lubię oglądać TikToka, bo dowiaduję się z niego ciekawych rzeczy, czy to związanych z pracą, czy z moim hobby. Moim ostatnim odkryciem był przepis na rosół, w którym wszystkie składniki najpierw się piecze, a dopiero później gotuje. Tylko ja takie rzeczy robię na swoich prywatnych urządzeniach. Nie pełnię służby publicznej, nie zajmuję się wprowadzaniem w życie istotnych zmian, które potencjalnie dotkną całe społeczeństwo. Na moim urządzeniu nie ma wrażliwych danych, które mogą stanowić tajemnicę urzędową bądź państwową. Dziwię się, że po aferze Cambridge Analytica na urządzeniach administracji publicznej dowolnego kraju nadal znajdują się media społecznościowe, a zasady korzystania z telefonów nie zabraniają instalowania zewnętrznych aplikacji.
Francuski ban to krok w dobrą stronę. Urządzenia służbowe to nie są zabawki, zwłaszcza w służbie publicznej. Czekam na podobne zasady w Polsce, ale obawiam się, że wszyscy skupiają się na TikToku, zapominając, że aplikacji, które mogą zbierać dane jest znacznie więcej. Potrzeba nam gilotyny, która będzie cięła równo i skutecznie.