REKLAMA

W centrali Google'a panika. Wszyscy się przestraszyli tego, co pokazała konkurencja

Powodem alarmu jest chatbot ChatGPT, który zawładnął wyobraźnią dziennikarzy i zwykłych użytkowników. Na pomoc zostali wezwani założyciele Google’a, a sam gigant zaczął tłumaczyć się światu, że przecież od dawna używa sztucznej inteligencji.

Google
REKLAMA

W świecie, w którym nawet deska sedesowa określana jest mianem inteligentnej, sztuczna inteligencja stała się wytrychem służącym marketingowcom do pompowania balonika sprzedaży produktów. To właśnie marketingowców, ale też dziennikarzy i tzw. popularyzatorów nauki, którzy bezrefleksyjnie używają terminu sztuczna inteligencja, można winić za stan rzeczy, w którym SI odbierana jest przez opinię publiczną jako niewiele znaczący bełkot.

REKLAMA

Istnieje również drugi powód, przez który ludzie mediów wolą skupiać się na przymiotniku „inteligentny” niż nad istotą sprawy. Przełożenie na język zrozumiały dla zwykłych użytkowników takich zagadnień jak uczenie maszynowe, sieci neuronalne, modele językowe, nie mówiąc już o logikach rozmytych, nie jest ani proste, ani nie spotkałoby się zainteresowaniem mas.

Dlaczego o tym wspominam? Bo oto na początku 2023 r. znaleźliśmy się w miejscu, gdzie doszło do bardzo poważnego zachwiania równowagi. Użyłbym słowa rewolucja, ale zostało tak samo pozbawione znaczenia, jak termin "sztuczna inteligencja". 

Google przestraszył się chatbota.

Już w grudniu informatorzy amerykańskich mediów donosili, że dyrektor generalny Google'a, Sundar Pichai uczestniczył w serii spotkań poświęconych zagrożeniu ze strony ChatGPT. Teraz The New York Times informuje, że założyciele Google’a – Larry Page i Sergey Brinn zostali poproszeni przez obecne szefostwo o przeprowadzenie swoistego audytu dotyczącego projektów firmy związanych ze sztuczną inteligencją. Celem – według gazety - miała być rewizja strategii produktowej związanej z AI.

Powyższe informacje nie wydają się na pierwszy rzut oka fascynujące, dopóki nie weźmiemy pod uwagę dwóch istotnych elementów. Po pierwsze, Page i Brin od kilku lat nie angażują się już w sprawy firmy, jak w przeszłości i skryli się nieco w cieniu. Po drugie, powodem wzmożenia jest produkt, który w ostatnich tygodniach spowodował uruchomienie systemów alarmowych big techów. Oto okazało się, że ChatGPT oparty na modelu GPT-3.5 zawładnął wyobraźnią tak dziennikarzy, jak i zwykłych użytkowników, którzy w zachwycie zaczęli zadawać mu miliony pytań i… uzyskali na nie odpowiedzi.

ChatGPT jest zaledwie namiastką, można powiedzieć zabawką, która służy celom marketingowym jej twórcy, czyli OpenAI. Nie zmienia to faktu, że trafił na usta wszystkich, bo pokazał, że sposób korzystania z internetu oparty o wyszukiwanie fraz i otrzymywaniu w zamian linków do tysięcy stron, nie jest tym docelowym i takim, w jaki chcieliby korzystać z niego użytkownicy (wnosząc po popularności ChatGPT).

To dlatego w Google’u powołano coś na kształt sztabu kryzysowego, bo w jednej chwili uświadomiono sobie, że raz zdobyta pozycja rynkowego dominatora, może zostać zachwiana przez stosunkowo niewielki start-up i konkurencję, która ochoczo chciałaby tę technologię wykorzystać. Z Microsoftem na czele.

Czy ChatGPT jest lepszy od wyszukiwarki?

To, czym ChatGPT góruje nad tradycyjną wyszukiwarką jest dawanie internautom prostych wyjaśnień dla złożonych kwestii. Chatbot robi to w dodatku w języku naturalnym i w formie krótkiej historii. 

Znaczący przy tym jest fakt, że Google nie jest gigantem, który przespał rewolucję. Asystent głosowy firmy to jeden istotnych elementów krajobrazu. Na polu wyszukiwania minęło już ponad 10 lat, odkąd zaprezentowała ona swój Knowledge Graph. To dzięki niemu po wpisaniu niektórych fraz, oprócz linków dostajemy krótkie wyjaśnienie jakiegoś zjawiska. Najczęściej będzie to definicja (często z Wikipedii). Algorytmy Google’a starają się zrozumieć nasze intencje, dlatego zobaczymy też w wynikach okienko z najczęściej pojawiającymi się pytaniami. Gdy wpiszemy w wyszukiwarkę frazę sztuczna inteligencja, otrzymamy jej krótką definicję, a także odpowiedzi na pytania np. o jej rodzaje. Będą to fragmenty wyłuskane z konkretnych stron internetowych, które zdaniem Google’a najlepiej odpowiadają na poruszone kwestie. 

Czym to się różni od ChatGPT? Chatbot w pewnym sensie imituje rozmowę i daje nam wrażenie komunikacji – niech będzie – z czymś (kimś?) inteligentnym. Ponadto nieco zwalnia nas z myślenia, bo zamiast tysięcy linków, czy nawet tego, co widzimy dzięki Knowledge Graph, oferuje nam gotową odpowiedź udzieloną w arbitralny sposób. 

Ok, a na ile sensowne są odpowiedzi chatbota? Mogą być zupełnie bezsensowne, co w toku jego eksploracji przez miliony internautów zostało udowodnione wielokrotnie. Stwierdzenie, że ChatGPT udaje mądrego, nie jest wcale dalekie od prawdy, co nie zmienia zupełnie faktu, że ignorowanie tego narzędzia i deprecjonowanie go jest przejawem braku wyobraźni. Wystarczy wspomnieć chociażby fakt, że oprogramowanie wywołało bardzo poważną dyskusję o przyszłości edukacji, w której boty piszą eseje za studentów.

Drugi problem wiąże się z inną toczącą się dyskusją dotyczącą praw autorskich. Nie chodzi zresztą tylko o wspomnianego chatbota, ale również modele przetwarzające frazy wpisane przez internautów na obrazy. Jedna z najbardziej znanych baz zdjęć, Getty Images podnosi zarzut naruszenia praw autorskich. W połowie stycznia złożony został pozew przeciwko firmie Stability AI korzystającej z modelu Stable Diffusion. Zarzuca się, że start-up karmił swój model sztucznej inteligencji milionami obrazów chronionych prawem autorskim. Pół żartem, pół serio możemy powiedzieć, że mamy problem ze sztuczną inteligencją, bo gdy ta się uczy, to kradnie, a jeśli przestanie kraść, to się nie nauczy.

Sposób, w jaki prezentuje treści ChatGPT również budzić musi wątpliwości, bo odpowiedzi, które otrzymujemy to – by tak rzec – historyjki pomijające zupełnie źródła, nie wspominając o linkach. A przecież to tylko część problemu, bo model karmiony był ogromną ilością danych z internetu i przetwarzał je w sobie tylko znany sposób.

Wróćmy na chwilę do Google’a i rozważmy, jak wspomniany na początku przegląd strategii firmy dotyczącej AI może wpłynąć w niedalekiej przyszłości na sposób korzystania z internetu. Z tyłu sali słyszę oczywiście protesty tych czytelników, którzy będą się upierać, że przyszłością jest zdecentralizowana sieć Web3, jestem jednak umiarkowanym sceptykiem wobec tej idei i wolę analizować rynkowe fakty. A te są takie, że Google odpowiada za 92,6 proc. globalnych udziałów w rynku wyszukiwania treści w internecie. A jeżeli nawet przestaniemy utożsamiać internet z wyszukiwaniem, to za krótką chwilę na horyzoncie dostrzeżemy giganta mediów społecznościowych, czyli - osłabioną ostatnio - Metę, rosnącego w siłę TikToka i tym podobne zjawiska, które nie pozostawiają złudzeń, że póki co Web3 to mglista przyszłość, jeżeli doczekamy się jej w ogóle w tej idealistycznej formie, w jakiej jest popularyzowana.

Co robi zatem Google? Opracowuje „nowe doświadczenie wyszukiwania”. Trzeba przy tym pamiętać, że firma prowadzi ponad 20 projektów związanych ze sztuczną inteligencją, które nie dotyczą tylko wyszukiwania, ale wielu innych dziedzin. NYT pisze na przykład, że jeszcze w tym roku spodziewane jest udostępnienie narzędzia do tworzenia aplikacji dla systemu operacyjnego Android, znacząco ułatwiającego wytwarzanie oprogramowania.

Gdy świata zalała fala entuzjazmu wobec ChatGPT Google próbował w bardzo korporacyjny sposób studzić emocje. Rzeczniczka firmy wspominała o bezpieczeństwie rozwiązań związanych ze sztuczną inteligencją. I nawet jeżeli uznamy to, za dobrą minę do złej gry, to trzeba pamiętać, że takie podejście na elementarnym poziomie jest właściwe. O tym, jak łatwo nowe technologie stają się pożywką dla dezinformacji, stalkingu, mowy nienawiści, seksizmu, rasizmu itp. przekonać się mogli wszyscy twórcy rozwiązań, z których korzystamy obecnie. Tak było z Twitterem, który u swych początków nie wziął pod uwagę, że stanie się narzędziem propagacji nienawiści wobec mniejszości i rozwiązania moderacyjne wprowadzał, gdy mleko już się rozlało. Z kolei Facebook jest w zasadzie podejrzewany o współudział w ludobójstwie w Mjanmie (byłej Birmie), a to tylko jeden z bardziej spektakularnych przypadków błędów moderacji. Firma Marka Zuckerberga ma zresztą problemy z wyciąganiem wniosków z własnych porażek, bo jej platforma Metaverse Horizon Worlds już na początku istnienia stała się miejscem dantejskich scen, gwałtów i przemocy.

REKLAMA

Google według przecieków z kręgów decyzyjnych firmy miał przyspieszyć proces zatwierdzania nowych produktów. Gdy jednak człowiek się spieszy, diabeł się cieszy, dlatego jest to niekoniecznie dobra informacja dla świata. Gigant walczy też PR-owo. Kilka dni temu na jego blogu ukazał się przegląd sposobów, w jaki używa sztucznej inteligencji. To dziwny tekst, bo zdaje się być formą tłumaczenia się światu, który zachłysnął się chatbotem. „Halo, my też mamy SI i jej używamy” – taki przekaz płynie między wierszami.

Mało prawdopodobne jest, by OpenAI zachwiało potęgą Google'a, ale światowy gigant z pewnością poważnie potraktował spektakularny sukces ChatGPT. Skoro świat zachłysnął się sposobem interakcji z botem, firma wyciągnie z tego wnioski. Skutków tych działań doświadczy większość internautów na świecie.

Zdjęcie główne: PixieMe / Shutterstock.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA