REKLAMA

Postęp zwolnił, a technologia jest nudna. To nie jęki marudy, ale wyniki poważnych badań

Postęp zwolnił, naukowcy drepczą w miejscu, technologia jest nudna i powtarzalna. To nie refleksja technomarudy, a wyniki badań samych badaczy. Dlaczego XXI wiek nie jest tak piękny, jak miał być?

postęp
REKLAMA

Chociaż technologia otacza nas cały czas i sporo jej zawdzięczamy, to nie da się ukryć, że jesteśmy nią rozczarowani. Samoobsługowe kasy, składane telefony czy dwuekranowe laptopy bądź też lodówki z ekranem są super, jednak obiecywano nam latające samochody i krótszy czas pracy. Osoby, które pamiętają na żywo relacje z lądowania na Księżycu czy choćby pierwszego Polaka w kosmosie, raczej nie będą ekscytować się kamerą w piekarniku. Czterdzieści, czy nawet trzydzieści lat temu, wyobrażano sobie wielki postęp. XXI wiek miał być realizacją wizji, o których czytało się w powieściach science-fiction czy które oglądało się w kinie. Niby jest OK, ale miało być znacznie, znacznie lepiej.

REKLAMA

Podświadoma refleksja, że coś poszło nie tak, okazuje się być słuszna

Naukowcy z University of Minnesota w Minneapolis przeanalizowali 45 milionów publikacji i prawie 4 mln patentów publikowanych od 1945 roku. Wyszło im, że "prace naukowe i patenty ze wszystkich dziedzin od dekad stają się coraz mniej innowacyjne".

We wszystkich dyscyplinach zdolność do zaburzania status quo naukowych prac i wynalazków dramatycznie spadła. W latach 1945-2010 dla nauki spadek ten wyniósł od 91,9 do 100 proc., a dla patentów, w latach 1980-2010 - od 78,7 do 91,45 proc.

– czytamy na portalu Nauka w Polsce.

Wynikami nie byłby zaskoczony niestety nieżyjący już David Graeber. W swojej opublikowanej w Polsce w 2016 książce "Utopia regulaminów" pisał, że postęp gwałtownie zahamował względem tego, co działo się w XX wieku:

Warto zauważyć, że rozpędzone w pierwszej połowie XX wieku tempo rozwoju innowacji technicznych zaczęło zwalniać już w latach 50. i 60. Ostatnia duża seria wynalazków przypada na lata 50., kiedy w krótkich odstępach czasu pojawiły się kuchenki mikrofalowe (1954), pigułka antykoncepcyjna (1957) i lasery (1958). Od tamtej pory postęp techniczny polega głównie już to na wynajdywaniu pomysłowych metod łączenia istniejących technologii (loty kosmiczne), już to na dostosowywaniu istniejących rozwiązań do potrzeb masowego rynku konsumentów (odbiornik telewizyjny, wynaleziony w 1926 roku, ale wprowadzony do masowej produkcji na przełomie lat 40. i 50., w ramach świadomej próby generowania popytu na dobra konsumenckie miał zapobiec osunięciu się amerykańskiej gospodarki w kolejną depresję).

Jeszcze w latach 60. powszechna była obawa, że postęp jest tak szybki, że wymyka się wszelkiej kontroli

Dlaczego świat pędził? Tempo dyktowała zimna wojna. Co więcej, wydawało się, że to Związek Radziecki może być wygranym. Wszak to przecież komuniści jako pierwsi wysłali człowieka w kosmos. Ostatecznie Amerykanie przejęli pałeczkę lidera, lądując na Księżycu.

Nie oznacza to, że spoczęli na laurach. Środki, które wcześniej pompowane były w naukę czy właśnie program kosmiczny, przesunięto na cele militarne.

Najprostszą odpowiedź na pytanie, dlaczego w fabrykach nie pracują dziś same roboty, przynosi następujący fakt: około dziewięćdziesiąt pięć procent nakładów na rozwój robotyki przechodzi przez Pentagon. Nic więc dziwnego, że współcześnie dysponujemy bezzałogowymi samolotami, a nie mamy ani zrobotyzowanych kopalń boksytu, ani robotów do prac w ogrodzie
- sądził Graeber

Jednak to też nie tak, że na polu bitwy walczą wielkie mechy, strzelające do siebie laserami. A przecież gdyby faktycznie utrzymano tempo rozwoju znane do lat 60., to takie filmowe czy książkowe wizje powinny być realizowane. Owszem, wojskowy robot-pies imponuje i wręcz przeraża możliwościami, ale raczej nie byłby to boss z żadnej wirtualnej strzelaniny. Możemy to oczywiście tłumaczyć to tym, że ktoś celowo wciska hamulec i mówi: nie przesadzajmy, bo sytuacja wymknie się spod kontroli. Graeber tłumaczył to czymś innym: biurokracją.

Jego zdaniem "badania i rozwój pozostają domeną olbrzymich, zbiurokratyzowanych projektów"

Doszło do wzajemnego przenikania się władzy państwowej, akademii i prywatnego biznesu. Trzy te sfery przyjęły jednak korporacyjne myślenie. Efekt? Autor "Utopii regulaminów" cytował m.in. fizyka, który uważał, że gdyby Albert Einstein żył w dzisiejszych czasach, nie miały szansy zdobyć finansowania dla swoich badań. A nawet jeśli, to jego prace nie przeszłyby przez sito anonimowych recenzji. Korporacyjne metody zarządzania doprowadziły do tego, że naukowcy więcej czasu poświęcają na pisanie wniosków, prośby o dofinansowania i masę innej papierkowej pracy, że nie mają już siły i energii na kreatywne myślenie. A co dopiero wdrażanie projektów w życie.

"Co gorsza, odkąd mentalność korporacyjna wtargnęła do uniwersytetów i instytucji naukowych, naukowcy zaczęli traktować wszystkie swoje dokonania jako własność prywatną, nawet gdy ich badania są finansowane ze środków publicznych" – dodawał Graeber. Stąd mniejsza liczba publikacji naukowych.

Inny problem to myślenie krótkowzroczne, motywowane wyłącznie szybkim zyskiem

REKLAMA

Nikt nie decyduje się inwestować w odważne idee. Nawet najmniejsze ryzyko sprawia, że firmy dają czerwone światło. Widzimy to doskonale, narzekając na tak samo wyglądające sprzęty. Dopiero gdy ktoś się odważy, inni ślepo idą jego śladem – stąd choćby tak liczna liczba naśladowców Apple'a. Faktycznie na palcach jednej ręki można policzyć szalone przedsięwzięcia. Mój entuzjazm dla dwuekranowego laptopa jest wiec zrozumiały: wreszcie jakiś powiew świeżości!

Myśli Graebera nie tracą na aktualności, co potwierdzają niedawne badania. Trudno dyskutować, bo argumenty autora "Utopii regulaminów" wydają się celne. A jakby tak spojrzeć na sprawę z optymizmem? Może postęp w końcu zahamował, bo najważniejsze kwestie zostały rozwiązane.  Gdyby się zastanowić, z palących potrzeb zostałby pewnie lek na raka i inne śmiertelne choroby. Poza tym żyje nam się całkiem dobrze, ba, dużo lepiej niż choćby sto lat temu.

Nie mamy latających aut? Ale może nie dlatego, że nie umiemy ich stworzyć, a dlatego, że nie są nam potrzebne. Brak kolonii na Marsie? Może to i lepiej, biorąc pod uwagę fakt, ile bałaganu zrobiliśmy na Ziemi. Mój optymizm jednak gaśnie. Niestety nie radzimy sobie z takimi kwestiami jak katastrofa ekologiczna, więc trudno użyć argumentu, że rozwiązujemy inne problemy.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA