Największe tsunami w historii Ziemi. Nic dziwnego, że sprzątnęło dinozaury
65 milionów lat temu nad półwyspem Jukatan w atmosferę Ziemi weszła planetoida o średnicy 10 kilometrów. Dinozaury, które wcinały sobie wtedy trawę i młode pędy z drzewa nie miały programu kosmicznego, a tym samym sposobu obrony przed takim zagrożeniem z kosmosu. Mało jednak mówi się o tym, w jaki sposób planetoida faktycznie zabiła dinozaury. A było to tak.
Naukowcy postanowili się przyjrzeć ostatnio co stało się bezpośrednio po uderzeniu planetoidy w powierzchnię Ziemi. Wszystko wskazuje na to, że takiego tsunami, do jakiego wtedy doszło nie było w całej - trzeba przyznać krótkiej - historii człowieka na Ziemi.
Pechowa planetoida zakończyła swoją kosmiczną podróż w płytkim morzu w pobliżu wybrzeża Półwyspu Jukatan (współczesny Meksyk). Powstałe w tym momencie fale były na tyle duże i charakteryzowały się na tyle dużą prędkością, że pozostawiły po sobie ślady w skorupie ziemskiej, widoczne w południowej części Stanów Zjednoczonych.
Czytaj więcej:
- Co tak walnęło, że zginęły dinozaury? Naukowcy chyba mają trop
- Planetoida, która doprowadziła do zagłady dinozaurów, uderzyła w Ziemię pod najgorszym możliwym kątem
- Sprawa zamknięta. Winną śmierci dinozaurów jest dwunastokilometrowa planetoida
- Są podejrzani o zamordowanie dinozaurów. To komety działające we współpracy z Jowiszem
- Dinozaury nie żyją, bo miały pecha
Badacze postanowili stworzyć symulację przedstawiającą wydarzenia, jakie miały miejsce w ciągu pierwszych dziesięciu minut po uderzeniu planetoidy w Ziemię. Pamiętacie może tsunami, jakie uderzyło w wybrzeże Oceanu Indyjskiego w 2004 roku? Wszystko wskazuje, że fale sprzed 65 mln lat miały energię 30 000 razy większą od tego kataklizmu.
Co się zatem wydarzyło?
Planetoida uderzyła w morze, jednak tak naprawdę rozpalony obiekt pędzący w kierunku powierzchni morza był na tyle rozgrzany, że wypchnął wodę z miejsca uderzenia i uderzył bezpośrednio w dno morza. W tym momencie rozsunięta na boki woda utworzyła falę o wysokości 1500 metrów. Chwilę później jednak woda powróciła na swoje miejsce, aby zakryć krater. Dopiero gdy odbiła się od jego krawędzi zaczęła rozprzestrzenia się na zewnątrz.
Praktycznie na całym świecie w wybrzeże uderzały fale o wysokości co najmniej 10 metrów. U wybrzeży Zatoki Meksykańskiej warunki były najgorsze. Tamtejsze wybrzeże zostało praktycznie zmiecione falami o wysokości 100 metrów poruszającymi się z prędkością 100 metrów na sekundę, czyli 360 km/h. Fale te niosły z sobą taką energię, że - jak zauważają naukowcy - osady na dnie mórz i oceanów zostały wymiecione na niemal połowie powierzchni naszego globu.
To jednak dopiero początek procesu odkrywania tego, co się wydarzyło u zmierzchu ery dinozaurów. Teraz naukowcy planują przeprowadzić kolejne symulacje, w których chcą sprawdzić, czy fala uderzeniowa przesuwająca się w atmosferze Ziemi nie spowodowała powstania całej serii tsunami indukowanych i podtrzymywanych przez procesy zachodzące w atmosferze.