Moderatorzy TikToka pokazali, jak wygląda ich praca. Muszą oglądać obrzydliwości
Nie od dziś wiadomo, że praca moderatorów mediów społecznościowych przypomina pracę pilota odrzutowca, tylko zamiast nudności od przeciążeń można dostać nudności od oglądania prawdziwego oblicza ludzkiej natury. Moderatorzy TikToka podzielili się informacjami, jak wygląda ich praca. Nic dziwnego, że ten serwis to ściek.
Z serwisów takich jak Facebook czy TikTok korzystają już miliardy użytkowników, więc siłą rzeczy niemożliwym jest, by człowiek obejrzał każdą publikowaną tam treść. Większość pracy wykonują więc algorytmy i sztuczna inteligencja, które wyłapują najbardziej oczywiste treści łamiące regulamin, prawo czy urągające zdrowemu rozsądkowi. Niestety nie oznacza to, że człowiek może przekazać stery maszynie.
Ludzcy moderatorzy nadal przegryzają się przez tonę treści każdego dnia i - cytując słowa moderatorów Facebooka - przypomina to nurzanie się w szambie.
Wabieni iluzją anonimowości ludzie ujawniają swoje najgorsze strony w internecie. Z biegiem lat widać zresztą, że anonimowość nie jest już nawet wymogiem koniecznym; ludzie ochoczo publikują w mediach społecznościowych słowa i treści, których nigdy nie przedstawiliby nikomu na żywo. Jeśli myślisz, że to, co oglądasz w socialach to ściek, to pomyśl, jak straszne musiały być materiały, które nie przeszły przez moderację?
Jak straszne rzeczy muszą oglądać moderatorzy, skoro Facebook płaci odszkodowania jeśli u pracownika wystąpi zespół stresu pourazowego? Wyznania moderatorów TikToka ujawniają, jak szokujące treści publikują, czy raczej próbują tam opublikować użytkownicy.
Moderator TikToka opowiada o swojej pracy
W ostatnich dniach Time opublikował wstrząsający artykuł, w którym o swojej pracy opowiada kolumbijski moderator posługujący się aliasem Carlos. TikTok w Ameryce południowej jest obecnie na etapie gwałtownego rozwoju, podobnie zresztą jak w Polsce.
Carlos i inni moderatorzy TikToka pokazali, jak wygląda codzienna praca, do której - parafrazując słowa moderatorów - bardziej opłaca się zatrudnić "tanią siłę roboczą", czyli ludzi. "Tania" to zresztą trafne określenie. Kolumbijscy moderatorzy otrzymują za swoją pracę równowartość 10 dol. dziennie.
Jak wygląda praca moderatora TikToka? Przede wszystkim przypomina upiorny pokaz slajdów. Bohaterowie materiału opowiadają, że sceny takie jak obrzydliwe filmiki z dziećmi czy przemoc są tam na porządku dziennym, ale pojawiają się też jeszcze bardziej drastyczne tematy, takie jak chociażby… kanibalizm.
Ile takich obrazków musi przejrzeć moderator w ciągu jednej zmiany? Wypowiadający się do tekstu Alvaro mówi o 900 filmach obejrzanych w ciągu siedmiogodzinnego dnia pracy (plus dwie godziny przerwy). Daje mu to średnio... 15 sekund na weryfikację tego, czy dany klip nadaje się, czy nie nadaje się do publicznej oceny. Za tę pracę Alvaro otrzymuje ok. 1,2 mln kolumbijskich peso miesięcznie, czyli... nieco ponad 1200 zł.
Warto nadmienić, że często moderatorzy nie są zatrudniani przez samego TikToka, a przez pośrednika. Jednym z takich pośredników jest firma Teleperformance, obsługująca m.in. Ubera i Apple. Jej pracownicy, od momentu przejścia na pracę zdalną, są poddawani teleobserwacji. Rozmówcy dziennikarzy przygotowujących artykuł zdradzili, że firma wymagała od nich np. nieustannie włączonej kamerki internetowej, nawet podczas nocnych zmian.
Nikt nie wie, jak rozwiązać problem moderacji treści w mediach społecznościowych
Smutnym wnioskiem płynącym z artykułu opublikowanym w The Bureau of investigative journalism jest "nikt nie ma pomysłu, co z tym zrobić". Przyznaje to nawet CMO agencji zajmującej się moderacją treści przez sztuczną inteligencję, Roi Carthy. Jakkolwiek przyznaje ona, że to człowiek, nie maszyna, potrafi najlepiej rozpoznać toksyczne treści, tak mówi, że "nikt nie wie, jak holistycznie rozwiązać problem moderacji treści, kropka. Coś takiego nie istnieje."
I tu jest chyba pies pogrzebany. Skoro nawet agencje odpowiadające za moderację treści nie mają pomysłu na to, jak poradzić sobie z zalewem szkodliwych filmów, które są masowo wrzucane na TikToka i inne platformy każdego dnia, to kto będzie go miał?
TikTok najbardziej ze wszystkich mediów społecznościowych potrzebuje wnikliwej moderacji, bo bardziej niż którakolwiek platforma trafia do ludzi młodych. A oni - co pokazują tragiczne doniesienia przy okazji co głupszych czelendży - są niezwykle podatni na to, co oglądają. Za jednym razem będzie to głupotka w stylu gotowania kurczaka w syropie na kaszel. Innym razem może to być jednak ohydne filmiki z dziećmi, wypowiedź Janusza Korwin-Mikke czy inne nieodpowiednie treści, które mogą wymknąć się moderacji.
W Polsce na całe szczęście TikTok zdaje się nie mieć problemu z eliminacją treści w tak oczywisty sposób groźnych. Raczej nie ma ryzyka, że dziecko scrollując filmiki zobaczy wśród nich kanibala, jak ma to miejsce w Kolumbii.
Tym niemniej platforma nadal boryka się z problemami; filmy pokazujące przemoc (np. bójki pod szkołami czy w miejscowościach turystycznych) wymykają się moderacji i są usuwane dopiero po zgłoszeniach użytkowników. Ostatnio głośno też było o viralowym nagraniu z "ziołową aborcją", które również nigdy nie powinno było przedostać się przed oczy nastolatków. Tego typu przykłady można by wymieniać bez końca.
Niepodważalnym faktem jest, że współczesne metody moderacji treści w mediach społecznościowych nie zdają egzaminu. TikTok ma swoje za uszami, ale wcale nie lepiej jest choćby na Facebooku, gdzie szaleją grupy i profile siejące nienawiść i społeczny ferment, czy na Twitterze, gdzie politycy i ruskie trolle prześcigają się w podawaniu dalej jawnie fałszywych informacji.
Niestety nie widać światełka w tunelu. Jedyne, co można z tym fantem zrobić, to albo odciąć się od mediów społecznościowych w ogóle, albo zaakceptować fakt, że możemy tam natrafić na treści, które jeszcze kilkanaście lat temu można było odnaleźć tylko w najgłębszych zakamarkach internetu.