Międzynarodowa Stacja Kosmiczna uniknęła zderzenia. Rosyjskie śmieci kosmiczne wciąż niebezpieczne
Astronauci na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej po raz kolejny musieli uciekać przed niebezpiecznymi szczątkami zniszczonego przez Rosjan w 2021 roku satelity Kosmos 1408.
W nocy z niedzieli na poniedziałek, 25 minut po północy polskiego czasu astronauci przebywający na pokładzie ISS musieli uruchomić silniki rosyjskiego statku transportowego Progress 81 przyłączonego do jednego z portów stacji kosmicznej. Silnik statku działający łącznie przez pięć minut i pięć sekund pozwolił na podniesienie orbity stacji kosmicznej wokół Ziemi o około 320 metrów w apogeum orbity i 1300 metrów w perygeum orbity.
Przyczyną całego zamieszania było ryzyko zderzenia z fragmentem satelity Kosmos 1408, który został zniszczony w listopadzie 2021 e. przez Rosjan w ramach testu broni antysatelitarnej. Wtedy to z jednego niedziałającego już satelity powstała cała chmura składająca się z tysięcy niekontrolowanych przez nikogo odłamków satelity.
Od tego czasu część odłamków weszła już w atmosferę ziemską i uległa spaleniu. Setki jednak wciąż znajdują się na orbicie okołoziemskiej i będą zagrażały satelitom, stacji kosmicznej i astronautom znajdującym się na orbicie przez kolejne lata, albo i dekady. Zważając na fakt, że są to już jedynie mniejsze i większe odłamki metalu, to nie ma żadnej możliwości sterowania trajektorią ich lotu i to wszystkie działające satelity czy stacje kosmiczne muszą - wykorzystując swoje silniki - usuwać się im z drogi w celu uniknięcia zderzenia z prędkościami orbitalnymi.
Czytaj więcej na ten temat:
- Rosyjskie śmieci zagrażają satelitom. Test broni spowodował problemy na lata
- Rosja testuje system zestrzeliwania satelitów. Amerykanie przyznają, że ten system im zagraża
- ISS: Rosjanie narobili problemów w kosmosie. Teraz bohatersko je rozwiązują
- Naukowcy pokazują, co zostało po satelicie zniszczonym przez Rosjan
- Międzynarodowa Stacja Kosmiczna znów ucieka przed rosyjskimi śmieciami. Czy jutro astronauci wrócą w końcu na Ziemię?
Stacja kosmiczna potrzebuje Rosjan
Sytuacja na orbicie jest niezwykle złożona. Z jednej strony to Rosjanie odpowiedzialni są za zniszczenie satelity i powstanie tysięcy niebezpiecznych śmieci kosmicznych, które teraz trzeba stale monitorować, aby uniknąć zderzenia. Z drugiej jednak strony, system kontroli wysokości Międzynarodowej Stacji Kosmicznej opiera się na rosyjskich statkach Progress podłączonych do stacji kosmicznej. To ich bowiem silniki najskuteczniej są w stanie podnieść stację kosmiczną w razie potrzeby.
Gdyby Rosjanie nagle postanowili zrealizować swoje groźby i zrezygnowaliby z udziału w projekcie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, teoretycznie mogliby zabrać swoich astronautów i statki Progress i zostawić Amerykanów samym sobie. Skutki takiego ruchu byłyby poważne, bowiem amerykańskie i europejskie statki kosmiczne podłączone do swoich portów na stacji kosmicznej nie są w stanie zastąpić Progressów w roli silników manewrowych całej stacji kosmicznej.
W takiej sytuacji ISS wraz z astronautami stałaby się bezbronna i narażona na atak niebezpiecznych śmieci kosmicznych. Możliwe, że Amerykanie musieliby wtedy przedwcześnie zakończyć działanie całego kompleksu orbitalnego i strącić stację kosmiczną w atmosferę ziemską.
Układ sił na orbicie uległby w tej sytuacji całkowitemu przemodelowaniu. Jakby nie patrzeć, dwa największe mocarstwa kosmiczne sprzed dekad nie miałyby żadnego stałego lokum na orbicie, a jedyną aktywną stacją kosmiczną byłaby chińska stacja Tiangong.
Gdyby jeszcze dekadę temu ktoś wymyślił taki scenariusz, to jego wizje zostałyby uznane za materiał na powieść science-fiction, ale z pewnością nie brzmiałyby zbyt realistycznie. Z drugiej strony, czy po pandemii i wojnie jakikolwiek scenariusz dotyczący przyszłości może nam się jeszcze wydawać całkowicie nieprawdopodobny?