REKLAMA

Moje dwie ulubione gry tego roku wyglądają jak z lat 80. i kosztują mniej niż 80 zł

Kopuła ląduje na tajemniczej planecie. Wokół ciemno, pusto i raczej niebezpiecznie. Jedyna droga - w dół. Jako główny bohater uzbrojony w jetpack i młot próbujemy dotrzeć do ukrytego gdzieś pod ziemią skarbu przy okazji zbierając zasoby pozwalające rozbudowywać bazę. Dome Keeper zbiera mnóstwo pozytywnych ocen na Steam i wcale mnie to nie dziwi. Mocny kandydat do perełki 2022 roku.

05.10.2022 19.42
Dome Keeper - kolejna perełka ze Steam. To może być hit 2022
REKLAMA

Już kilka złotych monet wystarczy, żeby uzbierać na radar odliczający czas do przybycia przeciwników. Warto dokupić też informację o stanie zdrowia kopuły. Im więcej surowców zbierzemy, tym bardziej możemy rozwinąć zarówno bazę, jak i głównego bohatera. Kilka zejść i zakupów później jest w stanie poruszać się szybciej, kopać mocniej i dźwigać więcej.

REKLAMA

Dome Keeper to gra o kopaniu

Fani takich gier jak Spelunky 2 czy SteamWorld Dig już pewnie polecieli na Steam czy Epic Games Store. I słusznie, bo choć zasady są absurdalnie proste, to Dome Keeper niesamowicie wciąga. Moje pierwsze podejście to cztery godziny bez ani jednej przerwy. Serio.

Co w tym kopaniu jest takiego wyjątkowego? Trzeba obrać taktykę. Drążyć tunele czy może lepiej skupić się na tworzeniu jaskiń, by zebrać możliwie jak największą liczbę zasobów? Czasu nie ma wiele, bo zegar odlicza do kolejnej fali wrogów.

Walka z potworami nie jest może specjalnie satysfakcjonująca. Powiedziałbym nawet, że monotonna. Niby to zarzut, ale jeżeli twórcy chcieli wzbudzić poczucie zagrożenia i takiej zwykłej, ludzkiej harówki - no nie, znowu oni?! - to niewątpliwie im się udało. Dziwne, czarne stworzenia atakują nas to z lewej, to z prawej strony. Są też latające duchy zrzucające pociski. Bronimy się strzelając laserem, ale do odblokowania jest też kopuła z mieczem.

Dome Keeper to typowa gra z gatunku "no dobra, jeszcze jedna runda". Trudno porzucić ciekawość o tym, co będzie kryło się za następną ścianą. Tym bardziej że z czasem dostajemy do ręki kolejne narzędzia ułatwiające podziemną wędrówkę.

Jest to np. winda, która potem wciąga zasoby - nie musimy za każdym razem fatygować się na górę, aby dostarczyć cenne surowce. Możemy wspomóc się ładunkiem wybuchowym oraz sondą, która zaznacza przez chwilę, gdzie znajdują się rzeczy do wydobycia.

Kiedy obcym uda się przeforsować naszą obronę, gra się kończy. I kopanie zaczyna się od nowa

Od zera? Prawie - jeden wywalczony wcześniej gadżet można zabrać ze sobą na kolejną rundę. I tu znowu wracamy do taktyki. Bardziej przyda się winda, dzięki której przed kolejnym atakiem wrogów możemy zebrać więcej surowców? Czy może ładunek wybuchowy? Ale sonda też oszczędza czas, bo nie trzeba kopać w ciemno.

Dome Keeper to może nie jest najpiękniejszy pixel-art, ale ma swój urok. Za to rewelacyjna jest ścieżka dźwiękowa - jeżeli kupujecie grę, od razu dorzućcie do koszyka soundtrack. Jest niezwykle nastrojowy, wzmacnia poczucie osamotnienia i trudnej, żmudnej roboty. W ogóle świetnie się to twórcom udało. Mając tak ograniczone zasoby graficzno-dźwiękowe stworzyli klimat budzący skojarzenie z klasykami science-fiction. Czuje się, że w kosmosie jesteśmy sami i nikt nie usłyszy naszego głosu. Wspomniałem, że walka jest może nudna i mało satysfakcjonująca, jednak wracając na górę do bazy czułem dreszczyk emocji: czy uda się przetrwać jeszcze jedno starcie?

Zakończenie - a zarazem nowe otwarcie, odblokowujące inne tryby - Dome Keeper jeszcze przede mną, ale już to mój faworyt do prywatnego tytułu gry roku. Ze wskazaniem zwycięzcy będę musiał się wstrzymać i solidnie pogłówkować, bo wcześniej wybiłem trochę godzin w Infernax.

REKLAMA

Pixel-art, klasyczny gameplay, nostalgia wylewająca się z ekranu – niby jeszcze jedna niezależna gra jakich wiele. Jednak Infernax jest tak świetnie pomyślany, ma wciągającą i trudną walkę, dające w kość momenty zręcznościowe, wymagające sprytu walki z bossami, że nie sposób się od tej gry oderwać. Do tego znowu świetna ścieżka dźwiękowa.

Dome Keeper kosztuje 65 zł, Infernax - 72 zł. Obie te produkcje warte są każdej złotówki. Tanio już było? Nie wiem, ja frajdę odnajduję w grach niezależnych i tu wzrost cen aż tak dokuczliwy nie jest.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA