DaVinci Resolve na nowego iPada Pro. Tylko po co robić MacBooka z iPada?
DaVinci Resolve, jeden z najbardziej zaawansowanych desktopowych programów do montażu wideo, trafi na iPady Pro M2… i póki co tylko na nie. Pierwsze wrażenie: w końcu! Drugie: ale przecież to bez sensu.
DaVinci Resolve od kilku lat stale zyskuje popularność wśród twórców wideo. Jest to bezapelacyjnie najlepszy i najbardziej rozbudowany program do gradingu kolorystycznego, ale jednocześnie można tu sensownie i sprawnie montować filmy.
Resolve w bazowej wersji jest darmowy, a w rozbudowanej jest sprzedawany bez abonamentu (jednorazowo), czyli całkiem odwrotnie niż Premiere Pro. Jednocześnie działa na pecetach i na Makach, czyli całkiem odwrotnie niż Final Cut Pro. Jest przy tym tak skalowalny, że posłuży zarówno pełnoetatowemu youtuberowi, jak i studiu pracującym nad serialem Netfliksa.
Teraz moc DaVinci Resolve trafi na iPady Pro. Wow!
Jakiś czas temu pisałem, że gdyby tylko na iPadzie był pełnoprawny Final Cut Pro - mój program do montaż - mógłbym przesiąść się z MacBooka na iPada.
Teoretycznie ma to sens, szczególnie w sytuacji, kiedy sporo się podróżuje (jak ja), a dla oszczędności czasu część rzeczy robi się na stoliku w Pendolino, czy za hotelowym biurkiem. Większy iPad Pro ma ekran 12,9 cala, a więc w sumie tyle samo, co w bazowym MacBooku. Jest przy tym mniejszy, cieńszy, lżejszy, a do tego dłużej działa na jednym ładowaniu.
Wydawało mi się, że premiera Final Cut Pro na iPada Pro będzie tylko kwestią czasu, dlatego mocno się zdziwiłem, że pierwszym dużym programem do montażu na iPada jest właśnie DaVinci Resolve - pomijam tutaj aplikację Luma Fusion, która ma mobilny rodowód i sporo mniejsze możliwości. O iMovie nawet nie wspominam. Resolve’a nie ma jeszcze w App Store, więc nie wiemy, ile będzie kosztował i czy będzie pełnoprawnym programem przeniesionym z desktopów. Sądząc po okrojonych prezentacjach Apple, część funkcji będzie wycięta.
DaVinci Resolve będzie dostępny wyłącznie na iPady Pro z procesorem M2 (lub na nowsze urządzenia z mocniejszym czipem). Nie sposób pominąć tutaj aspektu ceny, która jest wręcz kosmiczna. Jeśli interesuje nas zaawansowana obróbka wideo, to musimy wybrać większego iPada Pro, który startuje od 7200 zł. Niestety ma on żenujące 128 GB, a do wideo potrzeba minimum 512 GB (9200 zł) lub najlepiej 1 TB (11800 zł). Jeśli nie masz co robić z pieniędzmi, jest też wersja 2 TB za 14400 zł. Cały czas mówimy o tej tańszej wersji, z samym Wi-Fi.
No ale to przecież nie koniec wydatków. Obsługa profesjonalnego programu wideo bardzo mocno bazuje na klawiaturze i skrótach na niej. Trzeba więc dokupić klawiaturę, a Magic Keyboard do iPada Pro kosztuje teraz 2200 zł.
Nurtuje mnie też kwestia interfejsu, bo wygląda na to, że producent przeniósł Resolve z desktopu mniej więcej bez zmian. A to oznacza, że może być średnio z obsługą dotykową, więc trzeba będzie mieć do tego wszystkiego myszkę, bo przecież gładzik w Magic Keyboard jest miniaturowy. Dochodzi kolejne kilka stówek. Finalnie robi się z tego ok. 15 tys. zł
W imię czego ktoś miałby wydać taką kwotę, skoro MacBook Air M2 jest dosłownie dwa razy tańszy?
Do tego ma pełnoprawny system, z pełną obsługą plików, co przy wideo ma gigantyczne znaczenie. iPadOS nadal jest pod tym kątem tylko zabawką. MacBook Air będzie miał też porównywalny rozmiar i masę, jak iPad Pro M2 z klawiaturą.
A nawet jeśli zupełnie pominiemy aspekt cenowy, to co daje nam iPad, czego nie miałby MacBook? Dotyk? Możliwość odłączenia akcesoriów i używania sprzętu typowo do rozrywki? Być może ktoś uzna, że koniecznie musi mieć sprzęt do pracy i do rozrywki w jednym i tym samym urządzeniu, ale do mnie to nie trafia.
Z iPada na siłę da się już dziś zrobić maszynę do pisania czy do lekkiej pracy biurowej. Da się z powodzeniem używać go do pracy z grafiką, a zwłaszcza z rysunkiem. Ale do zdjęć i filmów niestety nadal MacBook będzie niezastąpionym i dalece bardziej praktycznym urządzeniem.