REKLAMA

Apple ma największy burdel w ładowarkach w branży. Czas skończyć ten koszmar

Apple słynie z prostoty biznesu. Firma ma kilka zaledwie linii produktowych, nie konkuruje z rywalami we wszystkich możliwych segmentach biznesu technologicznego, a w świat idzie przekaz, że częściej mówi "nie" nowym biznesom, gdyż nie ma pewności, że byłaby w nich najlepsza na świecie.

Apple ładowarki
REKLAMA

Jest jednak jeden aspekt działalności Apple'a, który z pewnością chluby firmie z Cupertino nie przynosi - to ładowarki do głównych produktów w ofercie. Takiego burdelu jak Apple nie ma nikt w branży. Steve Jobs się w grob..., a dobra, zostawmy Steve'a w spokoju.

REKLAMA

Niedawna decyzja Europejskiego Parlamentu, w ramach której od końca 2024 r. wszystkie telefony komórkowe, tablety, aparaty cyfrowe, słuchawki, e-czytniki, klawiatury, myszki oraz systemy mobilnej nawigacji muszą być wyposażone w złącze ładowania USB-C, formalnie zmusi Apple do zmiany postawy. Czas, by Apple naprawił nieco więcej.

Bałagan jest bowiem przeogromny

Spójrzmy - jeśli jesteś w całości w ekosystemie Apple'a, posiadasz: iPhone'a, Apple Watcha, AirPodsy, iPada oraz MacBooka, to musisz targać ze sobą aż 3 rodzaje różnych ładowarek. Po pierwsze, jest Lightning, który obsłuży iPhone’y, podstawowe iPady, AirPodsy, klawiatury, myszki, gładziki, piloty do Apple TV i Apple Pencila pierwszej generacji. Jest też USB-C dla iPadów Pro i iPadów Air 5. generacji oraz MacBooków. Jest wreszcie MagSafe, którym można naładować iPhone’y i AirPodsy oraz ładowarka do zegarków, którą można naładować Apple Watche i najnowsze AirPodsy Pro. Hura! Ostatnio pojawiła się również ładowarka MagSafe 2 do obsługi nowych notebooków Apple'a. Przyznacie, że daleko tu do prostoty, której hołduje Apple.

Decyzja Unii Europejskiej to ukróci

Oficjalnie Apple jest niezadowolony z decyzji Parlamentu Europejskiego. - Ścisłe przepisy nakazujące tylko jeden rodzaj złącza tłumi innowacje, a nie zachęcają do nich, co z kolei zaszkodzi konsumentom w Europie i na całym świecie - brzmi oficjalna odpowiedź Cupertino na nowe europejskie prawo.

Tymczasem - jak donosi najlepiej poinformowany w wewnętrznych sprawach Apple, Mark Gurman z Bloombgerga - za kulisami Apple przygotowuje się do największej od dekady zmian w systemie złącz i ładowarek swoich sprzętów.

Jedno wiemy w zasadzie na pewno - iPhone 15 będzie już oparty na złączu USB-C. Wprawdzie pojawi się on na rynku we wrześniu 2023 r., czyli na rok przed deadlinem ustawionym przez UE na koniec 2024 r., ale to on ma być pierwszym produktem Apple'a w kierunku unifikacji portfolio złącz.

Bezpośrednio z iPhone'em swoje złącza ładowania zmienią na USB-C AirPodsy i AirPodsy Pro. Z kolei osprzęt do komputerów stacjonarnych, czyli: klawiatura, myszka i gładzik z serii Magic przesiądą się na nowe złącza dopiero w 2024 r., czyli zapewne przy premierze nowej wersji iMaka. W ten sposób Apple w dość naturalny sposób wymieni te sprzęty zachowując obowiązkowy termin prawny wyznaczony przez regulatora.

Nie należy raczej oczekiwać rozdziału na wersje amerykańską i europejską sprzętów Apple'a - jedną ze złączami Lightning, a drugą z USB-C. To pogłębiłoby komunikacyjny chaos w portfolio produktowym Tima Cooka.

Większy problem Apple będzie mieć z przyznaniem się do błędu

Spójrzmy - era 30-pinowego złącza do iPodów i pierwszych iPhone'ów trwała prawie 11 lat. Lightning - jeśli uznamy, że zakończy swój żywot w 2024 r. - będzie na rynku również ok dekady. Już dawno Apple powinien robić iPhone'y i sprzęt z nim pracujący na złączach USB-C, bo Lightning od kilku lat nie ma żadnej przewagi nad rynkowym standardem USB.

Apple, jak to Apple, nie lubi być jednak do niczego zmuszany, więc oficjalnie będzie mówić, że europejski regulator źle robi zmuszając firmy do zmian. Z zaciszach gabinetów będzie jednak dostosowywać swoje produkty do nowych wytycznych oraz przygotowywać się do skoku w przyszłość.

Apple od zawsze bowiem lubił wymyślać nowe standardy rynkowe. To firma z Cupertino pierwsza wyrzucała ze swoich sprzętów napęd optyczny, czy złącze słuchawkowe typu jack, by wspomnieć tylko te niedawne przypadki z historii. Zawsze wiązało się to z wielkim publicznym lamentem, ale historia zawsze przyznawała Apple'owi rację.

I tym razem Apple może mieć coś w zanadrzu

Ptaszki śpiewają bowiem, że dla Apple'a era USB-C to okres przejściowy, krótki i w zasadzie techniczny. Przyszłością jest ładowanie indukcyjne i Apple może być pierwszą firmą z technologicznego topu, która wyrzuci jakiekolwiek złącza ładujące ze swoich sprzętów.

Aktualnie jedynym produktem z głównego portfolio Apple'a, które obsługuje wyłącznie ładowanie indukcyjne jest Watch. Opcję ładowania bezprzewodowego mają także nowe iPhone'y oraz AirPodsy. Dodanie do tego iPada nie byłoby chyba przesadnie trudne, jak również finalne usunięcie ze wszystkich tych produktów złącz USB-C.

Z kolei osprzęt do komputerów (klawiatura, gładzik, myszka) mógłby być obsługiwany przez AirPower, czyli zaprezentowaną w 2017 r. specjalną matę do ładowania indukcyjnego, która nigdy oficjalnie na rynek nie weszła, bo Apple nie był w stanie ogarnąć problemów technicznych z nią związanych. Od 2017 r. minęło już jednak szmat czasu, kto wie, może Apple odrobił już pracę domową i AirPower zawita wkrótce na półki Apple Store'ów.

REKLAMA

Byłoby to rozwiązanie iście w stylu Apple'a - niby dostosowanie się do nowych wymogów prawnych (USB-C), ale tak naprawdę skok w przyszłość do indukcji.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA