Alan Wake na Nintendo Switch to monstrum. Zabić nim złoży jaja
Pojawił się znikąd, do tego od razu w przecenie. Alan Wake Remastered zadebiutował na konsoli Nintendo Switch. Niestety, jakość tego tytułu jest tak dewastująco słaba, że nawet najwięksi fani tej serii odradzają port dla przenośnej konsoli Japończyków. Zresztą, spójrzcie na te zrzuty ekranu.
Alan Wake Remastered? Dobre sobie. Raczej Alan Wake Demastered. Port popularnej gry nieoczekiwanie zadebiutował na konsoli Nintendo Switch. Do tego od razu z premierową przeceną. Mając w pamięci przygodę z tą grą jeszcze na konsoli Xbox 360, wydawało mi się, że to świetny materiał na port dla Switcha, mając na uwadze ograniczoną moc hybrydowej konsoli Nintendo. Niestety, odpowiedzialne za nie studio po całości spartoliło sprawę. Całkowity blamaż.
Alan Wake Remastered na Switchu działa w 20 (!) klatkach na sekundę
Tyle notują profesjonalne rejestratory fps, gdy w grze dla Switcha dochodzi do walki z kilkoma przeciwnikami. Podczas eksploracji otwartych terenów klatkarz to 23-26 fps. Lepiej jest w zamkniętych pomieszczeniach, gdzie Alan Wake dla Switcha działa w 28-30 klatkach. Przez większość czasu produkcja potwornie laguje, skutecznie utrudniając rozgrywkę. Zwłaszcza podczas sekwencji ucieczek, kiedy niska responsywność i duże opóźnienie sprawiają, że gracze obijają się o ściany i barierki.
Mogłoby się zdawać, że skoro port działa fatalnie, to przynajmniej nieźle wygląda. Niestety, Alan Wake Remastered na Switchu prezentuje się potwornie. Grze cały czas brakuje ostrości. Tekstury są tak niskiej jakości, że twarze bohaterów zostały pozbawione jakichkolwiek szczegółów. Są niemal jak głowy manekinów. Aby dowiedzieć się, jak naprawdę wygląda Alan oraz pozostali bohaterowie, gracze muszą czekać na sceny przerywnikowe, wyświetlane w formie plików wideo.
Alan Wake dla Switcha jest wykastrowany z ostrości, klarowności, płynności, efektów specjalnych i detali. Spójrzcie tylko na ten las widoczny w oddali. Chociaż las to zbyt odważne określenie. To kilka modeli drzew pamiętających czasy PlayStation 2. Albo ta woda… wspaniała galareta, nie powstydziłby się jej Silent Hill 3 w dniu premiery. Dwie dekady temu.
Szkoda, wielka szkoda, bo akurat Alan Wake to dobry materiał na port dla konsoli takiej jak Switch
Handheld Nintendo otrzymał kilka cudownych portów, jak Dying Light, Dragon Quest XI czy nawet Wiedźmin 3 po serii aktualizacji. Żadna z tych gier nie miała prawa wyglądać tak znośnie i działać tak dobrze na przestarzałej Tegrze. Magicy optymalizacji dopięli jednak swego, tworząc prawdziwe technologiczne cuda. Wzory do naśladowania przez całą branżę. Alan Wake znajduje się po drugiej stronie tej barykady.
To dziwne o tyle, że horrory stanowią wdzięczny materiał do portowania. Wszechobecny mrok pozwala chować wiele detali oraz oszczędzać moc obliczeniową. Efekty świetlne - jak snop latarki - robią wizualne wrażenie, ale nie są obciążające dla podzespołów. Do tego w horrorach najczęściej renderuje się kilka modeli postaci jednocześnie, rzadko więcej. Ma być klimatycznie i strasznie, nie tłoczno. M.in. z tych powodów Silent Hill: Shattered Memories na PSP wyglądał oszałamiająco dobrze.
Kiedy na Switchu całkiem znośnie działają takie horrory jak Resident Evil 6 oraz Fatal Frame: Maiden of Black Water - co dopiero Dying Light - trudno znaleźć racjonalne uzasadnienie dla jakości Alan Wake Remastered.
Mamy do czynienia z partactwem na całej linii. Produktem, który w takim stanie nigdy nie powinien mieć premiery. Jeśli Sony wycofało Cyberpunka 2077 ze względu na fatalny stan techniczny na PS4, taki Alan Wake powinien z hukiem wylecieć z eShopu Nintendo. Wątpię jednak, aby tak się stało. Dlatego apelujemy: omijajcie Alana na Switchu szerokim łukiem.