REKLAMA

Zamiast węgla Polska od Indonezji dostała muł, którym nawet nie można palić

Do portu w Świnoujściu trafił węgiel sprowadzony przez polski rząd z Indonezji. A przynajmniej miał trafić węgiel, bo ​​to, co wyładowano, choć z daleka wygląda na węgiel, w rzeczywistości najprawdopodobniej nim nie jest, a i palić tym nie będzie można. 

Węgiel z Indonezji nie nadaje się do spalania w domach
REKLAMA

W ramach rządowej akcji importu opału do Polski trafił węgiel importowany z Indonezji, który do węgla podobny nie jest. Strukturą przypomina bardziej glinę niż zwartą bryłę. Grzegorz Onichimowski, ekspert rynku energetycznego, tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską, że jest to tzw. flot i muł, czyli najgorsze odpady po produkcji węgla. 

REKLAMA

Są one wyjątkowo szkodliwe dla zdrowia. Zresztą palenie flotem i mułem w Polsce zostało zakazane pięć lat temu. Stało się tak ze względu na dużą emisję pyłów PM10 i PM2.5, które ulatniają się w trakcie spalania, oraz uwalnianie się dużych dawek metali ciężkich.

Kawałki węgla w błocie

Pracownik portu w Świnoujściu nagrał, jak wygląda przywieziony z Indonezji węgiel. "Kawałki węgla w błocie" – mówi mężczyzna na udostępnionym na Twitterze wideo, na którym pokazuje, jak ściska w ręce maź przypominającą glinę. Węgiel, który został dostarczony do portu, klei się, jest wilgotny i można uformować z niego dowolną bryłę.

Do portu w Świnoujściu trafił węgiel, który przypominający strukturą glinę.

Eksperci zaznaczają, że zakupiony specjalnie przez spółki skarbu Państwa węgiel nie spełnia swojego przeznaczenia, czyli nie nadaje się do ogrzewania domu. Jednym z nich jest Bogusław Ziętek, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Sierpień 80, który na antenie Radia Piekary odniósł się do importu węgla z Indonezji. 

- Być może to błoto da się palić w starych elektrowniach węglowych, w co wątpię, ale na pewno tego błota nie używa się do palenia w piecach domowych czy w sektorze komunalnym - zaznaczył na antenie Ziętek. Jego zdaniem węgiel indonezyjski czy kolumbijski jest nie tylko złej jakości, lecz dodatkowo degraduje się podczas długiego transportu.

Zdaniem Kazimierza Horbacza, dyrektora ds. handlowych w firmie SAM-BUD-ROL, która zajmuje się dystrybucją węgla, próbkę z hałdy należałoby dać do zbadania, aby dokładnie określić, czym ta glina jest. – To może być równie dobrze miał – tłumaczy Horbacz. Jego zdaniem transport nie jest całkowicie bezużyteczny. – Ciężej będzie to odsiać, przez co będą większe straty - mówi w rozmowie z nami.

Sytuacja może się powtarzać

Część ekspertów twierdzi, że w rządowej akcji importu opału najprawdopodobniej nie są przestrzegane certyfikaty jakości węgla, ponieważ węgiel już przed załadunkiem na statek powinien uzyskać certyfikat potwierdzony przez rzetelnego audytora. 

REKLAMA

– Takich sytuacji będzie coraz więcej. Producenci będą chcieli się pozbyć zalegających zanieczyszczonych węgli. Dlatego trzeba uważać, z kim się współpracuje – przestrzega Horbacz. 

W czerwcu premier Mateusz Morawiecki wydał decyzję nakazującą spółkom skarbu państwa pilny zakup łącznie 4,5 mln ton węgla, który ma być wykorzystywany przez gospodarstwa domowe. Minister klimatu i środowiska Anna Moskwa we wtorek poinformowała, że spółki importujące węgiel na polecenie premiera już w 80 proc. wykonały decyzję dotyczącą tegorocznego importu. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA