Niewielki głośnik, wielkie zaskoczenie. Sonos Sub Mini - recenzja
Sonos Sub Mini jest produktem, którego od bardzo dawna brakowało w portfolio marki. Prócz dużego i drogiego Suba nie było możliwości, by poszerzyć zakres częstotliwości soundbarów Beam czy Ray, a nawet Arc, bo przecież osobny subwoofer zawsze zagra „niżej” niż woofery wbudowane w grajbelkę. Spędziłem kilka dni testując nowy głośnik Sonosa i wniosek mam tylko jeden.
Sub Mini na żywo okazuje się być nieco większy niż sugerują to zdjęcia, choć w porównaniu do dużego Suba to wciąż maluszek. Ta cylindryczna konstrukcja ma średnicę 230 mm i wysokość 305 mm, ale waży zaledwie 6,35 kg, co na tle 16-kilogramowego Suba jest nieprawdopodobną redukcją masy.
Pod względem funkcjonalności, łączności, etc., Sonos Sub to… typowy subwoofer. Mamy tu wyłącznie wyjście na przewód zasilający, złącze Ethernet i ukryty pod spodem przycisk parowania. Na tym koniec, z poziomu głośnika nie możemy dokonać żadnej regulacji, a ewentualną zmianą jego pracy zarządzamy z poziomu aplikacji Sonos.
Testowałem Suba Mini w tandemie z soundbarem Ray oraz Beam 2. Połączenie subwoofera jest bajecznie proste – jeśli nawet aplikacja sama nie rozpozna, że obok stoi nowy głośnik, wystarczy w apce znaleźć opcję dodania suba i na tym kończy się nasz udział. No, można jeszcze wykonać strojenie Trueplay, choć jeśli mam być szczery, to różnica między dostrojonym zestawem a niedostrojonym jest pomijalna.
Przejdźmy zatem do najważniejszego.
Jak gra Sonos Sub Mini?
Nisko. I to zaskakująco nisko. Wewnątrz cylindrycznej konstrukcji znajdują się dwa sześciocalowe głośniki, umieszczone do wewnątrz i zdolne „zejść” nawet do 25 Hz. Każdy z głośników jest zasilany niezależnym wzmacniaczem impulsowym, ale niestety Sonos nie podaje, jaką wzmacniacze mają moc.
Sonos Sub Mini zaskakuje w co najmniej dwóch obszarach. Pierwszy to moc emitowanego basu względem relatywnie niewielkich przetworników. 6-calowe głośniki emitują zaskakująco potężne doły i – tu zaskoczenie numer dwa – robią to zaskakująco klarownie.
Spodziewałem się, że przy tak niewielkiej szczelinie, z której wydobywa się dźwięk, niskie częstotliwości będą niewyraziste i przytłumione. Nie mogę napisać, by Sub Mini był jakoś spektakularnie selektywny, ale też nie jest „zamulony”. Bas jest dostatecznie wyraźny, zarówno w filmach, jak i podczas odtwarzania muzyki, by cieszyć ucho, a jednocześnie dawać soniczne uderzenie, którego brakuje niewielkim soundbarom.
Skoro zaś o soundbarach mowa, to ogromnie zdumiało mnie, jak bardzo dodanie Suba Mini do Raya czy Beama 2 poprawia ich brzmienie. Głośniki wewnątrz soundbarów po podłączeniu subwoofera najwyraźniej odpuszczają emisję najniższych częstotliwości, zostawiając je osobnemu głośnikowi, a skupiają się na pozostałym spektrum, co w praktyce oznaczało znacznie bardziej wyraźną średnicę. Nie jest tak, że nagle Beam 2 zaczyna grać jak Arc, ale gra odczuwalnie lepiej.
Co bardzo cieszy, Sub Mini został zaprojektowany tak, by minimalizować drgania i zakłócenia. Nie zdarzyło się ani razu w czasie testów, by ten subwoofer „buczał”, czy też zatrzeszczał lub zastukał, co często zdarza się w subwooferach z niższej półki cenowej, zwłaszcza gdy podkręcimy natężenie dźwięku. Tutaj tego nie ma, zaś gumowe nóżki na podstawie bardzo dobrze radzą sobie z eliminacją przenoszenia wibracji na podłoże.
Nietypowa konstrukcja sprawia też, że nawet gdy postawimy subwoofer w rogu pomieszczenia, np. między ścianą a szafką RTV, to nie dochodzi do zjawiska nagromadzania się basu, a przynajmniej nie jest ono przesadnie wyraźne. Oczywiście jednak dla jak najlepszego efektu Sub Mini powinien stać w takim miejscu, by żadna ściana czy mebel nie zasłaniały wylotów powietrza, a niskie częstotliwości mogły rozchodzić się swobodnie po pomieszczeniu.
Wady? Tylko jedna.
Do tego wysoce subiektywna – nadal nie podobam i się wygląda tego głośnika. Na żywo jeszcze bardziej przypomina on kosz na śmieci niż na zdjęciach, choć dotyczy to przede wszystkim białej wersji wykończenia. Wersja czarna sprawia wrażenie nieco bardziej eleganckiej, choć bez wątpienia bardziej będzie na niej widać kurz.
Oprócz tego nie bardzo mam się do czego przyczepić. Można by do relatywnie wysokiej ceny, jak na wolnostojący subwoofer, ale nie zamierzam tego robić. Za 2399 zł Sub Mini oferuje bas tak zbliżony do kosztującego 3899 zł dużego Suba, że naprawdę trudno skrytykować kwotę, jaką trzeba za niego zapłacić. Choć obiektywnie to oczywiście nadal dużo pieniędzy.
Czy warto kupić Sonosa Sub Mini?
To pytanie nie jest wcale takie oczywiste. Sonos proponuje, by Suba Mini łączyć z małymi soundbarami Ray lub Beam 2. Tyle że wówczas cena takiej kombinacji sięga już blisko 4500-5000 zł, a za tyle możemy kupić obiektywnie dużo lepszy soundbar Sonos ARC.
Kwestia tego, czy wybierzemy mniejszy soundbar z subwooferem czy większy soundbar bez dodatkowego głośnika wysokotonowego zależy już wyłącznie od indywidualnych preferencji. Jedni lubią, jak eksplozje w filmach wstrząsają ich wnętrznościami, inni zamiast tego preferują większą szczegółowość, separację kanałów i lepsze wrażenie przestrzenności. Obydwa rozwiązania grają obiektywnie świetnie, choć różnią się charakterem. Na szczęście siłą ekosystemu Sonosa jest to, że każdy zestaw można dowolnie modyfikować, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by dziś zacząć od kombinacji małego soundbaru i Suba Mini, a w przyszłości wymienić go na duży soundbar, do którego przecież również podłączymy subwoofer.
Albo na odwrót – dziś można kupić większy soundbar, który sam w sobie oferuje więcej basu, a w przyszłości dokupić Suba Mini. Możliwości konfiguracji są ogromne, a ich przeprowadzenie zależy tylko od dostępnej przestrzeni w domu i zasobności portfela. Na pewno nie mam żadnych wątpliwości co do polecenia tego sprzętu obecnym posiadaczom dowolnego soundbara od Sonosa. Jeśli dotąd nie kupiliście subwoofera, bo cena i rozmiar Suba były dla was za wielkie, to nie ma się nad czym zastanawiać – Sonos Sub Mini to znakomite uzupełnienie ekosystemu, nie tylko pod telewizorem.