Instagram zapyta użytkowników o rasę i pochodzenie. Twierdzi, że chce być lepszy, ale to bzdura
Instagram, na razie w sposób bardzo ostrożny i delikatny, będzie próbował katalogować część swoich użytkowników po rasie i pochodzeniu etnicznym. Chce w ten sposób ponoć lepiej zrozumieć potrzeby poszczególnych społeczności i ich sposób wyrażania się. Czegoś głupszego dawno nie słyszałem.
Instagram oficjalnie ogłosił, że już niedługo niektórzy z jego amerykańskich użytkowników będą widzieć prośby o wypełnienie ankiety. Ta będzie krótka i w zasadzie sprowadzać się będzie do jasnego określenia rasy użytkownika i jego przynależności do danej grupy etnicznej. Ankieta będzie miała formę wyskakującego okienka i została przygotowana przy współpracy z YouGov, amerykańską firmą specjalizującą się w badaniu opinii publicznej.
Czytaj też:
Instagram przy tym podkreśla, że udział w ankiecie jest całkowicie dobrowolny oraz że udzielone odpowiedzi nie będą miały najmniejszego wpływu na algorytmy zarządzające treściami, jakie będzie widział ankietowany użytkownik. O co zatem chodzi?
Cel ankiety tłumaczy szef Instagrama, Adam Mosseri. Należąca do Mety (do której też należy Facebook, Messenger, WhatsApp i Oculus) usługa chce być równym doświadczeniem dla wszystkich więc chce zrozumieć, jak funkcjonuje w poszczególnych społecznościach.
Instagram pyta o rasę i pochodzenie. Chce być lepszy.
Dane mają zostać całkowicie zanonimizowane. Co więcej, Instagram zapewnia, że nie będzie ich trzymał wyłącznie dla siebie. Zamierza się z nimi podzielić z wybranymi przez siebie amerykańskimi uczelniami, które zresztą wymienił. Żaden instytut badawczy nie będzie miał jednak możliwości połączenia tych danych z konkretnymi użytkownikami.
Tak na początek, to ja Instagramowi tak po prostu nie ufam. Należy do koncernu Marka Zuckerberga, który w przeszłości miał wiele problemów prawnych i etycznych w kontekście ochrony prywatności swoich użytkowników. Korzystam z Instagrama i z większości usług Mety, ale stosuję względem nich zasadę bardzo ograniczonego zaufania. Zasłużyli i będą jeszcze musieli długo pracować na zmianę opinii. Zresztą, nie tylko mojej, Meta od pewnego czasu ma poważne i zasłużone problemy wizerunkowe.
Powyższe jest jednak nieukierunkowaną i ogólną obawą. Martwi mnie jednak też prezentowany sposób myślenia. Jest zupełnie nielogiczny. Jeżeli, całkiem słusznie zresztą, celem jest równanie szans i promowanie różnorodności, to czemu Instagram chce swoich użytkowników katalogować? A więc, wedle wszelkiej tego definicji, grupować na podstawie wyznawanych wartości, styczności z rozmaitymi tradycjami i tak dalej?
Instagram i reszta Mety, przy całej liście długich skarg na obie firmy, do tej pory były podmiotami starającymi się aktywnie pomagać mniejszościom wszelakiego rodzaju. Próbowały zapewnić im komfortowe miejsce w Internecie i świecie social mediów. Z różną skutecznością, być może nawet niezadowalającą - trudno jednak było ją oskarżać o rasizm, homofobię czy coś podobnego rodzaju. Co najwyżej o niezaradność w walce z tymi zjawiskami. Opisywany wysiłek wydaje się nie mieć nic wspólnego z tym, co szef Instagrama twierdzi.
Prawdopodobnie dane te będą dokładnie przetworzone przez rozmaite algorytmy. Nie celem profilowania tych, co wzięli udział w badaniu - wątpię, by Instagram pozwolił sobie na taką bezczelność. Jak już, to celem lepszego profilowania wszystkich użytkowników Instagrama. Trudno osobie czarnoskórej proponować reklamę samoopalacza, podobnie jak kłopotliwa może być reklama środków antykoncepcyjnych osobie żyjącej w nakazanej przez daną religię czystości. Jeśli mam zgadywać, chodzi właśnie o to. Ale i zgadywać nie trzeba, by wiedzieć, że takie dane są cennym źródłem wiedzy. Nie jest tylko jasne jakie konkretnie wnioski wyniosą z niej Meta i Instagram.
Biały, heteroseksualny mężczyzna z Polski pisze o rasizmie i dyskryminacji.
Ktoś mógłby słusznie zauważyć, że autor będący przedstawicielem najmniej dyskryminowanej grupy w miejscu swojego przebywania niespecjalnie powinien się mądrzyć o gnębieniu mniejszości dowolnego rodzaju - prawdopodobnie ta osoba będzie miała rację. Trudno też znaleźć w literaturze czy w internetowych mediach uniwersalną odpowiedź na problem rasizmu, homofobii i innych tego rodzaju paskudnych zachowań.
Z braku autorytetu i mnogości proponowanych rozwiązań jedyne co mogę, to zaproponować zapoznanie się z wypowiedzią osoby, której problem akurat dotyczy - i która wydaje się być najbardziej rozsądna. Ta osoba to Morgan Freeman, znany czarnoskóry aktor. I prezentuje sposób myślenia absolutnie przeciwny do tego, co zdaje się forsować Instagram.
Redaktor prowadzący powyższy wywiad zapytał Freemana o jego opinię na temat amerykańskiego miesiąca na cześć osób czarnoskórych. Aktor odpowiedział, że jest absurdalny. Zapytał następnie retorycznie redaktora, czy by chciał miesiąca na cześć osób białoskórych. Albo żydowskich (redaktor jest Żydem). Najlepszą walką z rasizmem jest likwidacja tego pojęcia. Ja pana nie będę już nazywał białą osobą. Proszę też pana, by pan nie nazywał mnie czarną osobą. Pan jest Mark Wallace, ja jestem Morgan Freeman.
Kolor skóry czy pochodzenie kulturowe są interesujące w ujęciu statystycznym, a ową statystykę, jak każdą ścisła naukę, mogą następnie wykorzystać sprzedawcy reklam. Nie ma jednak nic wspólnego z różnorodnością i równością, bo narzuca myślenie, że kolor skóry i kultura definiują każdego człowieka - co jest oczywistą bzdurą. Mam nadzieję, że w tym Instagramie nadal o tym pamiętają.