Tak, komary mogą być pożyteczne. Tylko wtedy, gdy są młode
Jest wiosna lub lato, siedzicie wieczorem w ogródku albo – jeszcze lepiej – blisko wody, pijecie ulubiony napój, podziwiacie zachodzące słońce. Jest pięknie. Ale potem coś kłuje w rękę. I w nogę. A koło ucha non stop "bzzz". Dźwięk, który nie opuści was nawet w nocy. Idealny wieczór zamienił się w piekło, a wy przeklinacie komary. Przypomnijcie sobie jednak moment, w którym okazały się być pożyteczne. Dzięki wam.
Trudno w to uwierzyć przez niechęć do tych krwiopijców, ale to się faktycznie dzieje. Wszystko zaczyna się w wilgotnych miejscach, gdzie komary składają jaja. Gdy spadnie deszcz, woda pozwoli im się dostać do zbiornika wodnego i wówczas rozwijają się larwy. I to one robią całkiem sporo dobrego.
Jak podkreślił profil Pogromcy Szkodników, żywią się wówczas bakteriami, glonami, grzybami czy pierwotniakami zawieszonymi w wodzie. Najważniejsze jest to, że biorą to, czego nikt inny nie rusza. To oznacza, że w naturalny sposób filtrują wodę z dosyć paskudnych organizmów, sprawiając, że staje się czystsza.
Oczywiście może to być marne pocieszenie, skoro do złożenia jaj samicom komara potrzebna jest właśnie ludzka krew. Samce nie gryzą – pożywienie znajdują w kwiatach.
Co innego przyszłe matki, które potrzebują białka znajdującego się w naszej krwi. Jeśli zostajemy ugryzieni, to właśnie po to, aby mogły "wykluć" się młode. Czy jesteście gotowi na takie poświęcenie, w imię czystszych stawów, oczek wodnych i tym podobnych akwenów?
Jako ptasiarz amator muszę wspomnieć o innej ważnej roli komarów – i to nawet tych dorosłych
Komary są jednym z ulubionych przysmaków jerzyków, czyli ptaków, od których od kilku tygodni nie mogę oderwać wzroku. Te niezwykle pracowite skrzydlate stworzenia spędzają mnóstwo godzin w locie, by dziennie wsunąć nawet 20 tys. małych muszek, komarów i innych malutkich owadów.
Komary lubią też nietoperze, które tylko w ciągu godziny potrafią zjeść nawet tysiąc tych uciążliwych krwiopijców.
Nie zawsze sięgamy jednak po pomoc natury. W wielu miastach zapowiadane są akcje odkomarzania. Na przykład Wrocław opryski drogą lotniczą wypuści na terenie 1250 ha – głównie wzdłuż rzek. Doszło też do zarybienia 50 zbiorników, a mieszkańcom rozdawane są lawendy, których zapach odgania komary.
Do końca czerwca trwać będzie też odkomarzanie Lublina, które następnie będzie kontynuowane w sierpniu lub we wrześniu, w zależności od potrzeb.
Na jerzyki, nietoperze, ryby i lawendy muszą liczyć w Radomiu, gdzie na bardziej profesjonalne odkomarzanie zabrakło środków. Co ciekawe, wcale nie są to wielkie sumy – w 2018 koszt wyniósł 11,6 tys. zł.
To cieszy środowiska ekologiczne, które od dawna zauważają, że opryski niekorzystnie wpływają na środowisko i jego bioróżnorodność. Lepiej więc stawiać na naturalne rozwiązania, jak ptaki, ryby czy płazy.