Jak się nazywa, tak działa. Pocisk Quicksink zatapia okręty w mgnieniu oka, a człowiek się cieszy, że nie jest marynarzem
Quicksink, czyli po prostu szybkie zatonięcie. Taką nazwę nosi pocisk służący do zatapiania statków i okrętów przetestowany pod koniec kwietnia w Zatoce Meksykańskiej.
Zasada działania pocisku Quicksink przypomina zasadę działania torped, w które wyposażone są chociażby łodzie podwodne. Aby jednak zaatakować okręt torpedami trzeba niepostrzeżenie przedostać się w jego bezpośrednie otoczenie, co jest nie tylko trudne i niebezpieczne, ale także po prostu drogie.
Tutaj do gry weszły Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych, które postanowiły stworzyć torpedy, ale dostarczane z powietrza nad cel. W przeciwieństwie do typowych bomb, które zwolnione z zasobnika opadają inercyjnie ku powierzchni morza, bomby Quicksink wyposażone są w specjalny zestaw precyzyjnego kierowania i nawigacji, który sprawia, że nadają się do atakowania i niszczenia celów niezależnie od warunków pogodowych.
Namiary celu do zaatakowania mogą być wprowadzane do systemu sterowania Quicksinka jeszcze przed startem samolotu, tuż przed wypuszczeniem bomby lub w oparciu o odczyty czujników zainstalowanych na pokładzie samolotu.
Podczas zarejestrowanej na powyższym filmie demonstracji Quicksink został dostarczony nad cel na pokładzie myśliwca F-15 E Strike Eagle.
Zwolniony pocisk Quicksink uderza w powierzchnię wody, po czym kilka sekund później atakuje statek niczym torpeda.
Warto jednak zauważyć, że Quicksink jak na razie nie nadają się do użycia w prawdziwym konflikcie, bowiem można je wykorzystać tylko w przypadku zniszczenia systemów obrony przeciwpowietrznej okrętu. Prędzej czy później jednak system zostanie udoskonalony na tyle, aby można było je wykorzystać także i w pozostałych przypadkach, a wtedy... układ sił na morzu może się dramatycznie zmienić.