Xiaomi za złotówkę? Nie, tym razem ta wielka kolejka stoi po zegarek
I to nie od chińskiego producenta, a od dwóch klasycznych marek, z czego jednej bardzo prestiżowej. Jeśli ktoś prognozował śmierć typowych zegarków, obrazki z Warszawy mogą skłonić go do zmiany zdania. Te nadal mają swoich wiernych fanów, co pokazuje zainteresowanie wyjątkowym modelem Omega x Swatch.
Kolejka jest naprawdę spora, jak przy wyprzedażach Xiaomi, ale to nie przypadek. Sklep w warszawskich Złotych Tarasach jest jedynym w Polsce, który ma na sprzedaż wyjątkowy/kontrowersyjny model. Egzemplarzy jest niewiele, raptem 180, więc trzeba się spieszyć. I swoje wystać, co pokazują obrazki z Warszawy.
Skąd takie zainteresowanie? Z powodu ceny. Jak pisał Łukasz, to jedyna Omega, na jaką może sobie pozwolić większość z nas. Współpraca ze Swatchem, a więc firmą z dużo niższej półki, oznacza też cenowy kompromis. Sprzęt kosztuje raptem 1125 zł. Niejeden w miarę porządny smartfon jest od niego tańszy, a bardzo dobry model można kupić, dokładając niewiele.
Dla wielu wzdychających za Omegą to jednak najprawdopodobniej jedyna okazja, aby mieć tarczę z kultowym logo
W końcu najtańszy zegarek tej marki to wydatek rzędu kilkunastu tysięcy złotych, zaś najtańszy nowy Speedmaster to koszt co najmniej 25-30 tys. zł.
Coś za coś. Łukasz nie zostawił na wyglądzie zegarków suchej nitki, a mi naprawdę trudno z jego opinią polemizować:
Z drugiej strony odzywa się we mnie miłośnik – a co gorsza, czasami również kolekcjoner - dziwnych rzeczy. Taka współpraca zdarza się rzadko, zegarek wygląda specyficznie, kosztuje stosunkowo niewiele.
To już są dobre powody, przez które można po niego się ustawić, jeśli ktoś interesuje się zegarkami. Rozumiem więc wyczekujących w galerii handlowych w sobotni poranek, choć wyobrażam sobie co najmniej tysiąc lepszych sposobów na wykorzystanie wolnego czasu. Ale wiecie – ja sam teraz pracuję, więc wcale nie jestem w korzystniejszym położeniu.
Tak, bardzo lubię swoją pracę, ale to wciąż praca. W sobotę rano.
Śmierć klasycznych zegarków jest ogłaszana mniej więcej tak samo często, jak śmierć telewizji. Ale były chwile, kiedy te prognozy faktycznie miały sens. Na przykład w 2020, kiedy Apple Watch przegonił cały szwajcarski przemysł zegarkowy. Wprawdzie nie "cały przemysł zegarkowy", ale wciąż było to duże wydarzenie, bo szwajcarskie czasomierze jednoznacznie kojarzą się z tą branżą.
2021 rok był jednak pewnym odbiciem i wartość eksportu szwajcarskich zegarków w pierwszych trzech kwartałach 2021 r. wyniosła ponad 16 mld franków. Klasyczne czasomierze nadal mają swoich fanów, którzy są w stanie stać w kolejce po nawet – wybaczcie – tandetny model.
Zdjęcie ilustracyjne: Pavel L Photo and Video / Shutterstock.com