REKLAMA

Koniec z przyciskami na przejściach dla pieszych? Pierwsze miasto już się ich pozbywa

Jedna z najbardziej irytujących czynności przynajmniej w Gdańsku na wielu przejściach dla pieszych przejdzie do historii. Ktoś wyciągnął lekcję z pandemii i przestaje traktować pieszych jak petentów, a zaczyna jak pełnowartościowych uczestników ruchu.

przejście dla pieszych
REKLAMA

- Dostrzegamy wzrost popularności ruchu rowerowego. Pojawiają się miejsca, gdzie dojazd samochodem jest ograniczony. Idąc w tym trendzie, zmienia się zarządzanie ruchem, w tym likwidacja przycisków lub wydłużenia światła zielonego dla pieszych, czy też rozwiązania dla płynności ruchu - powiedziała Radiu Gdańsk Agata Lewandowska, miejska inżynier ruchu.

REKLAMA

Przyciski zostają usunięte z 77 skrzyżowań, a cały proces potrwa do maja. Piesi są zadowoleni, kierowcy - podobno mniej. Cóż, ja akurat należę do tej pierwszej grupy i już nie mogę doczekać się, aż za Gdańskiem pójdą kolejne miasta.

Tłumaczyłem moje podejście swego czasu w innym tekście:

Uważam, że przyciski są w pewien sposób uwłaczające: muszę "prosić" się, aby skorzystać z przysługującego mi prawa. Wszystko w imię niesprawiedliwej zasady "pierwszeństwo należy się samochodom".

Teoretycznie przyciski przydawały się w okresie, gdy ruch staje się mniejszy. W praktyce bardzo często wciskanie przycisków było formą teatrzyku, bo i tak swoje trzeba było odczekać. Podobnie bywa w windach. Chodzi o to, aby człowiek przez chwilę miał poczucie sprawczości, mimo że tak naprawdę od niego niewiele zależy, bo wszystko zostało wcześniej z góry zaplanowane. Ma mu się tylko wydawać, że ma wpływ.

W trakcie pandemii był moment, kiedy przyciski zostały wyłączone, aby ograniczyć ich dotykanie. Niestety, po kilku miesiącach wrócono do starej praktyki. Szkoda, bo właśnie ten okres powinien być dowodem na to, że system się nie sprawdził i możemy funkcjonować bez niego. Przynajmniej z punktu widzenia pieszego.

Jeśli przyciski, to dla samochodów

Na przykład w Niemczech ostatnio poszukano alternatyw. W Karslruhe na testowych dwóch skrzyżowaniach wprowadzono zielone światło dla rowerzystów i pieszych. Sygnalizator wyświetla stałe czerwone światło dla samochodów, ale gdy do skrzyżowania zbliży się pojazd, to system (w oparciu o indukcję) automatycznie dokonuje zmiany wyświetlanego sygnału. Jak pisał Bezprawnik:

Nie jest jednak tak, że obecność samochodu zawsze i bezwzględnie wstrzymuje ruch pieszych i rowerzystów. Sygnalizator jest tak przemyślany, że istnieją pewne limity ograniczające maksymalny cykl trwania zielonego światła dla samochodów. Czasem pojazd musi więc trochę poczekać.

REKLAMA

Takie odwrócenie zasad gry mi się podoba. W samochodzie wygodniej się czeka, więc choćby z tego powodu to silniejsi powinni przepuszczać słabszych. Choć do niemieckiego rozwiązania nam daleko, Gdańsk przynajmniej próbuje nie stawiać pieszych w roli przegranych i domagających się zauważenia. To już coś.

Ciągle powszechna jest inna praktyka, na co wielokrotnie już narzekałem. Polskie miasta wolą obwiniać pieszych i sugerować, że to oni są problemem: choćby za sprawą głupich napisów o smartfonie, którego powinno schować się do kieszeni przed przejściem na drugą stronę ulicy.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-02-24T13:23:38+01:00
Aktualizacja: 2025-02-24T09:06:39+01:00
Aktualizacja: 2025-02-24T06:23:00+01:00
Aktualizacja: 2025-02-23T17:17:18+01:00
Aktualizacja: 2025-02-23T06:53:00+01:00
Aktualizacja: 2025-02-22T06:43:00+01:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA