Schowali dom w ogromnej klatce, żeby uratować go przed zniszczeniem
Co robić z zabytkowymi miejscami, które narażone są na działania natury? Szkoci wpadli na sprytny sposób: schować je do ogromnej klatki. Nadal będą dostępne dla zwiedzających, a przy okazji można będzie zapewnić im skuteczniejszą ochronę. Tak też zrobiono z imponującą willą w Helensburgh koło Glasgow.
Charles Rennie Mackintosh to promyczek nadziei dla tych, którzy martwią się, że nigdy nie będą znani i docenieni. Owszem, pan Charles nie doczekał się sławy za życia, ale już po jego śmierci projekty architekta i malarza zyskały zasłużone pochwały.
Mackintosh wraz z innymi członkami szkockiej grupy "Four" inspirował się dziełami artystów należących do Secesji Wiedeńskiej. Mnie bardzo podobają się krzesła, które Mackintosh projektował.
Wprawdzie raczej nie pasują do mojego mieszkania w bloku, ale gdybym mieszkał w willi nieopodal Glasgow, na pewno chciałbym je mieć u siebie. Zresztą to właśnie ich środowisko naturalne. Mackintosh znalazł dla nich miejsce w innym swoim projekcie – wnętrzach Hill House, czyli rezydencji zaprojektowanej dla Waltera Blackiego, oddanej do użytku w 1904 roku.
To jeden z najbardziej znanych projektów małżeństwa Mackintoshów. Z zewnątrz surowy, chłodny, w wewnątrz rozgrzewa przytulnymi, przyjemnymi pokojami inspirowanymi m.in. kulturą japońską czy włoską.
Ten kontrast do dziś robi wrażenie. Szary budynek musiał sprawiać wrażenie masywnego, ciężkiego, trochę dziwnego – poszczególne jego części odstają od siebie, ale jednocześnie tworzą pasującą całość. Wnętrza przytulają się do siebie.
Dom rozpuszczał się jak "aspiryna w szklance wody"
Choć był dowodem na geniusz architektów, którzy wymyślili szkocki dom przyszłości, to został zbudowany w trudnych wyspiarskich warunkach. Ulewne deszcze, które w Szkocji są wręcz codziennością, zagrażały wykorzystanemu materiałowi. Dom pokryty został cementem portlandzkim, który zagwarantował odmienny od typowej szkockiej zabudowy wygląd. Tyle że nie bardzo przyjął się w tym klimacie.
Dlatego od 2019 budynek znalazł się w specjalnej klatce, którą równie dobrze można byłoby porównać do kolczugi. Dosłownie, bo składa się z 30 mln pierścieni. Całość waży przeszło 8 ton i zapewnia nie tylko parasolową ochronę przed deszczem, ale też odpowiednią wentylację – dzięki czemu oryginalna konstrukcja nie schnie zbyt szybko, co mogłoby prowadzić do kruszenia.
Ogromna skrzynia to dodatkowa atrakcja turystyczna. Wewnątrz powstały pomosty pozwalające obserwować dom z niedostępnych wcześniej perspektyw. Zresztą nawet sama konstrukcja przed wejściem musi robić wrażenie.
Oczywiście nie można patrzeć na dom tak, jak zamierzali architekci, w otoczeniu naturalnego krajobrazu. Coś za coś. Mielibyśmy sielski widok, ale musielibyśmy pożegnać się z ciekawym budynkiem, który po prostu by niszczał.
Zastanawiam się, czy niektóre ruiny polskich zamków nie mogłyby zostać pokryte podobną konstrukcją. To droga zabawa, bo akurat szkocka skrzynia kosztowała przeszło 4,5 mln funtów. Efekt jest jednak intrygujący. Spojrzeć z wysoka na zamek, który i tak nie zostanie odbudowany? Na pewno znalazłoby się w Polsce kilka lokalizacji nadających się do realizacji podobnego pomysłu.