Wycinają stare drzewa i śmieją się z mandatów. Te kary to ponury żart
Mające nawet kilkaset lat drzewa idą pod topór, a sprawcy wycinek mogą czuć się bezkarni. Za sprawą ustawy Lex Szyszko zabytkowe drzewa nie mają prawie żadnej wartości. Chociaż wcześniej kary także nie odstraszały, teraz pozwalają winnym spać spokojnie.
Henryk L. został skazany przez sąd w Mrągowie (Warmińsko-Mazurskie) na karę pięciu tysięcy złotych grzywny za wycięcie ponad 180-letnich dębów - informowała stacja TVN24. Mężczyzna wyciął aż 24 wiekowe dęby, które znajdowały się w miejscowości Boże.
5 tys. zł za tak ważne historycznie dęby wydaje się być mało śmiesznym żartem. Aktywiści wprawdzie cieszą się, że doszło do wydania wyroku, ale kara raczej nie będzie odstraszać tych, którzy chwycą za piły bez otrzymania oficjalnego zezwolenia na wycinkę drzew.
Niskie kary za wycinkę drzew bez zezwolenia to norma
Niestety czasami sprawcy nie mogą liczyć nawet na symboliczne ukaranie. Na przykład w styczniu wycięto 55 drzew przy plaży w Jelitkowie - rzecz jasna nielegalnie, bo bez zezwolenia na wycinkę. Były to olchy, klony i kasztanowiec. Nie wiadomo, kto dokonał tego czynu, ale pojawiły się podejrzenia, że drzewa mogły zasłaniać widok na morze z okien pobliskich hoteli.
Prezydent Gdańska złożyła zawiadomienie do prokuratury w tej sprawie. Ewentualna kara i tak byłaby niska. Dlaczego?
- W ustawie nie są ujęte drzewa, które w zależności od gatunku mają obwód nieprzekraczający 50, 65 lub 80 cm. Znaczna część drzew wyciętych nielegalnie w Jelitkowie może mieć taki właśnie rozmiar, co oznacza, że zgodnie z obowiązującymi przepisami, za te drzewa nie mogą być naliczone żadne kary - ubolewał cytowany przez portal trójmiasto.pl Jędrzej Sieliwończyk z Urzędu Miejskiego w Gdańsku.
Wcześniej po wycince drzew w zabytkowym obszarze parku Przymorze sprawcy musieli zapłacić zaledwie 14 tys. zł. Gdyby obowiązywały stare przepisy, kara wyniosłaby 42 tys. zł. Nadal nie jest to odstraszająca kwota, ale już w jakiś sposób odczuwalna.
Podobną karę, wynoszącą 15 tys. zł, wlepił katowicki urząd marszałkowski za nielegalną wycinkę kasztanowców. Tym razem za wycinkę odpowiadał deweloper. Biorąc pod uwagę ceny mieszkań, jakie są osiągane w Polsce, 15 tys. zł nie jest czymś, co spędzi szefom sen z powiek.
Wszystko to jest pokłosiem ustawy "Lex Szyszko"
Tak nazwano nowelizację ustawy o ochronie przyrody, dzięki której osoby fizyczne nie musiały uzyskać pozwolenia na wycinkę drzew, o ile nie było to związane z prowadzeniem działalności gospodarczej. W związku z nowelizacją obniżono również opłaty za wycinkę.
Obecnie kary związane są z obwodem pnia wyciętego drzewa. Im większy, tym kara - teoretycznie - surowsza. To jednak prowadzi do absurdów jak w Gdańsku, gdzie chude drzewa można ciąć bez obaw. Niespecjalnie chronione są też te pospolite, jak katowickie kasztanowce.
Ustawa Lex Szyszko miała fatalne konsekwencje dla przyrody. Sprawdzili to łódzcy naukowcy. W ciągu analizowanej dekady w mieście wycięto ok. 20 700 drzew. 40 proc. tylko w czasie obowiązywania Lex Szyszko.
Co jednak ciekawe, najwięcej poszło pod topór "z nieformalnych terenów zieleni, nieużytków, terenów leżących odłogiem, ale pozostających prywatną własnością". Naukowcy zwrócili uwagę, że w tym czasie drzewa "opłacało" się wyciąć, ułatwiając później sprawę kolejnemu właścicielowi działki, najczęściej deweloperowi.
Własność prywatna nie powinna być jednak argumentem. Jak napisali badacze z Uniwersytetu Łódzkiego:
- Konieczne są szersze dyskusje na ten temat, ale ekonomicznie i politycznie nieuzasadnione jest pozostawianie pełnej swobody gospodarowania drzewami prywatnym właścicielom nieruchomości - komentował prof. Jakub Kronenberg
Wydaje się, że nieuzasadnione są również niskie kary za wycinkę. Samorządy rozkładają ręce, bo choćby chciały, to nie mogą wlepić mandatów. Musiałby zmienić przepisy rząd.