REKLAMA

Chciałbym, żeby każdy laptop był jak MacBook - działał na jednym ładowaniu tyle, ile producent obiecał

Jeśli mam jedną prośbę do producentów laptopów w 2022 r., brzmi ona tak: przestańcie naginać czas pracy na jednym ładowaniu do potrzeb marketingu. Marzy mi się, żeby pod tym względem każdy laptop był jak MacBooki – działa dokładnie tyle, ile producent obiecał.

04.02.2022 05.55
Czas pracy laptopów - obietnice producentów kontra smutna rzeczywistość
REKLAMA

Pisząc te słowa, siedzę w kawiarni i z niepokojem patrzę na kurczący się pasek energii w prawym dolnym rogu ekranu. Zapomniałem ładowarki i choć byłem święcie przekonany, że 75 proc. naładowania wystarczy, bardzo szybko się przekonałem, że w przypadku wydajnych laptopów nie można obdarzać producentów przesadnym zaufaniem, jeśli chodzi o przewidywany czas pracy. Laptop, który mam przed sobą, miał rzekomo wytrzymać 8 godzin z dala od gniazdka. Jeśli dobrze pójdzie, wytrzyma dwie.

REKLAMA

Oczekiwania kontra rzeczywistość.

Większość producentów laptopów z Windowsem od dobrych kilku lat horrendalnie zawyża przewidywany czas pracy. Dotyczy to zwłaszcza maszyn z kategorii „cienkie i lekkie”, które często są reklamowane jako pracujące na jednym ładowaniu przez 15-20 godzin, a rzeczywistość błyskawicznie weryfikuje, że nawet w najbardziej podstawowym zastosowaniu wytrzymują góra 10. To oczywiście nadal świetny wynik, ale daleki od tego, czego mamy prawo oczekiwać po obietnicach producenta.

 class="wp-image-756766"

Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w przypadku laptopów dla profesjonalistów, których czas pracy rozmija się z obietnicami producentów tym mocniej, im bardziej „profesjonalnie” próbujemy je wykorzystywać. Wówczas z obiecanych przez producenta – dajmy na to – 12 godzin, zostaje tyle, na ile… pozwala sytuacja. Kiedy próbujemy wykonywać zadania naprawdę zaawansowane, jak montaż wideo czy obróbka zdjęć, akumulator niknie w oczach. Można by jednak oczekiwać, że podczas mniej wymagających zadań komputer wytrzyma dłużej. Tymczasem zazwyczaj sytuacja wygląda tak, że nawet podczas absolutnie podstawowych zadań, jak pisanie tekstu przy jednocześnie otwartej przeglądarce z kilkunastoma kartami, czas pracy radykalnie różni się od tego, czego mamy prawo oczekiwać po obietnicach producenta.

Problem wynika oczywiście z rozjazdu oczekiwań z rzeczywistością. Oczekiwań, które producenci sztucznie pompują, stosując bardzo zwodniczą metodologię pomiarów, polegającą na przykład na zapętleniu lokalnego wideo przy najniższej możliwej jasności ekranu. A potem przychodzi rzeczywistość, na przykład w postaci oglądania serialu na Netfliksie, przy wysokiej jasności, gdzie w grę wchodzi dekodowanie strumieniowanego przez internet wideo. Temat drenażu akumulatora podczas oglądania seriali na Netfliksie zasługuje zresztą na osobny materiał, bo ten serwis, zwłaszcza w połączeniu z przeglądarkami opartymi o Chromium, potrafi momentalnie wydrenować nawet najnowszego MacBooka Pro.

MacBook Pro 14 class="wp-image-1995233"
MacBook Pro 14

Skoro jednak o najnowszym MacBooku Pro mowa, to trzeba powiedzieć wprost – Apple swoimi nowymi maszynami dla profesjonalistów zawiesił poprzeczkę czasu pracy tak wysoko, że jeszcze przez długi czas żaden producent nie będzie w stanie jej przeskoczyć. Przynajmniej do momentu, w którym uda im się porzucić mało efektywną energetycznie architekturę X86 na rzecz ARM, ale wszystko wskazuje na to, że poczekamy jeszcze długie lata, nim to nastąpi.

Faktem jednak jest, że nawet zanim Apple opracował własne czipy, estymowany i reklamowany czas pracy MacBooków był zbieżny z rzeczywistością. Jeśli Apple obiecywał 10 godzin czasu pracy w MacBooku Pro, to podczas wykonywania niewymagających zadań laptop rzeczywiście trzymał 10 godzin albo niewiele mniej. Bardzo brakuje mi tego szczerego przekazu wśród producentów laptopów, bo – może jestem w tym odosobniony, ale jednak – wolałbym otrzymać rzetelną informację, że laptop działa z dala od gniazdka przez 8 godzin, niż zakrzywienie rzeczywistości do 17 godzin, które okazują się nieprawdą.

Czas pracy to równie ważny aspekt laptopa co jego wydajność. Pora zacząć patrzeć producentom na ręce.

REKLAMA

Gdy jakiś producent oszukuje w benchmarkach wydajności, media i testerzy momentalnie to wyłapują i podnoszą rwetes. Gdy jednak rzeczywisty czas pracy jest trzykrotnie niższy od deklarowanego, wzruszamy ramionami i mówimy „jak zwykle”. A przecież czas pracy laptopa decyduje o jego rzeczywistej użyteczności jako komputera przenośnego. To aspekt, który nie powinien być umniejszany czy wręcz lekceważony, lecz traktowany jako priorytet, na równi z takimi kwestiami jak wydajność czy jakość wyświetlacza.

Chciałbym napisać coś jeszcze, ale niestety jasność ekranu w moim laptopie spadła do najniższego poziomu, co oznacza, że zaraz zobaczę ostrzeżenie o niskim poziomie energii, a chwilę później laptop po prostu zgaśnie. Komputer, na którym pracuję – gamingowy laptop - miał wytrzymać 8 godzin z dala od gniazdka. Wytrzymał 80 minut, licząc od 75 proc. naładowania. Świetna robota, naprawdę świetna.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA