REKLAMA

Blackout w Polsce. Co by było, gdyby zabrakło nam internetu?

Co by było, gdybyś pewnego dnia obudził się bez połączenia z Internetem w którymkolwiek z twoich urządzeń? Gdybyś nie mógł zadzwonić na infolinię twojego dostawcy internetu? A na domiar złego na czas nieokreślony zawieszono dostawy paprykarza szczecińskiego? Analizujemy przyczyny i skutki całkowitego odłączenia Polski od sieci telekomunikacyjnych.

Blackout w Polsce. Co by było, gdyby zabrakło nam internetu?
REKLAMA

W styczniu 2022 miejsce miały dwa niefortunne zdarzenia mające wspólny mianownik: całkowity blackout kraju. W Jemenie siły saudyjskie zbombardowały port Al-Hudajda, niszcząc kluczowy węzeł telekomunikacyjny i odcinając cały kraj od Internetu i telefonii na kilka dni. Natomiast niewielkie państwo na Pacyfiku - Tonga - zostało pochłonięte przez pył wulkaniczny z erupcji wulkanu. Erupcji, która na domiar złego spowodowała tsunami i zniszczenie podmorskich kabli światłowodowych. Efektem jest całkowity blackout Tonga trwający już 3 tygodnie. A będzie pewnie trwało i dłużej, gdyż w optymistycznym scenariuszu przywrócenie łączności na wyspie zajmie około półtora miesiąca.

REKLAMA

Całkowity blackout w trzeciej dekadzie XXI wieku brzmi niemalże jak odcięcie ręki. A kiedy odetnie się ją w realiach wojny lub katastrofy naturalnej, to dramat nieporównywalny z niczym innym, pozwalający łatwo doprowadzić do katastrofy humanitarnej.

Lecz my nie żyjemy ani w targanym konfliktem zbrojnym państwie na półwyspie arabskim, ani na tropikalnej wyspie gdzieś na Pacyfiku. Jesteśmy w gronie państw rozwiniętych, nasza sytuacja geopolityczna jest względnie dobra, przemy do przodu w dziedzinach high-tech, położeni jesteśmy w geograficznym centrum Europy. Od około dwudziestu lat możemy mówić o powszechnym dostępie do Internetu, od dwóch lat - o właściwie byciu zależnymi od Internetu. Więc co gdyby tak w Polsce zdarzył się blackout?

Aby był blackout, najpierw musi być przyczyna

Najbardziej oczywistym źródłem blackoutu jest wyłączenie elektrowni. Wyłączenie elektrowni przełoży się na oczywiste wyłączenie prądu, a to poskutkuje całkowitym odcięciem telekomunikacji we wszystkich jej formach.

Awarii prądu jako takiej każdy z nas doświadczył przynajmniej raz w życiu. Wichury i gwałtowne burze uszkadzające linie energetyczne, przejściowe problemy po stronie dostawcy, tymczasowe wyłączenie prądu ze względu na prace konserwacyjne. Ewentualnie poniosło wujka elektryka przy wymianie bezpieczników. Jednak to, co charakteryzuje wszystkie te przerwy w dostawie prądu to fakt, że są krótkie i punktowe. Dla takiego stanu rzeczy istotne są dwa czynniki: każda elektrownia posiada plan na wypadek sytuacji awaryjnych - w tym agregaty i zapasowe paliwo, a także fakt, że polska sieć elektroenergetyczna jest niezwykle złożona i w dużej mierze zdecentralizowana.

Plany na wypadek zdarzeń losowych i awarii zapewniają o stabilności przesyłu w razie niepożądanych zdarzeń - w tym "przejęcia" części pracy od innej elektrowni, która aktualnie jest częściowo lub całkowicie wyłączona z użytku. Złożona i zdecentralizowana struktura pozwala na zapewnienie ciągłości dostaw w razie wyłączenia jednego z obiektów. 

Blackout w skali wsi czy osiedla jest możliwy, jednak - o ile nie jest spowodowany katastrofą pokroju serii powodzi z roku 2010 - byłby krótkotrwały. Ciężko jest spekulować o wymiarze i dokładnym czasie trwania blackoutu, gdyż ten zależny jest od jego źródła. Jednak z całą pewnością można powiedzieć, że aby Polsce wyłączyć prąd, jednocześnie musi spełnić się kilka czarnych scenariuszy: ogromna awaria techniczna, zniszczenie kilku elektrowni, katastrofa naturalna oraz skutecznie przeprowadzony atak lub cyberatak na infrastrukturę zarządzającą pracą elektrowni. Słowo klucz: jednocześnie. Bo pojedynczo owe scenariusze nie wyłączą Polski całkowicie.

Zostawmy elektrownie w spokoju i przejdźmy do "optymistycznego" scenariusza

Punktem wyjścia rozważań jest sytuacja z Jemenu i Tonga, gdzie odcięcie od świata nastąpiło poprzez zniszczenie jednego obiektu odpowiedzialnego za działanie całej infrastruktury. W przypadku zacofanego technologicznie Jemenu było to zniszczenie węzła telekomunikacyjnego i to jego centralnego punktu. W przypadku małego wyspiarskiego państwa, jakim jest Tonga, było to przerwanie jedynego światłowodu łączącego kraj ze światem.

I akurat ten scenariusz jest w Polsce całkowicie niemożliwy do spełnienia, ponieważ struktura sieci nad Wisłą - tak światłowody jak i łączące je węzły - jest silnie zdecentralizowana. Ktokolwiek chciałby fizycznie przerwać jej ciągłość, musiałby się nie lada natrudzić.

Mapa punktów wymiany ruchu internetowego, opr Międzynarodowy Związek Telekomunikacyjny

Mapa punktów wymiany ruchu internetowego opracowana przez Międzynarodowy Związek Telekomunikacyjny jest imponująca, ale co więcej: nie jest kompletna. Uwzględnia one dostępne dla związku dane z grudnia 2020 roku i nie uwzględnia światłowodów, które nie zostały jeszcze położone.

Nawet częściowy blackout spowodowany fizycznym przerwaniem struktury jest ciężki do spełnienia ze względu na mnogość połączeń pomiędzy węzłami. Z tego też powodu nie raportuje się notorycznych przerwań światłowodów podczas np. budowy dróg - ich wpływ na działanie sieci można mierzyć jedynie w skali ściśle lokalnej, nie mają większego wpływu (o ile w ogóle - zależnie od struktury połączeń w danym rejonie) na sieć w skali regionalnej czy krajowej.

A więc wojna

Wojna byłaby prawdopodobnie najbardziej możliwym do spełnienia scenariuszem (co nie jest równoznaczne z byciem prawdopodobnym scenariuszem). Jednakże biorąc pod uwagę decentralizację struktur sieciowych i energetycznych, hipotetyczny atakujący musiałby zaatakować z tej mniej oczywistej strony. Przez sieć.

Cyberatak na systemy zarządzające infrastrukturą danego operatora (gdyż należy tu pamiętać, że same światłowody nie są własnością państwa) lub na systemy zarządzające daną elektrownią byłby najskuteczniejszym sposobem, aby położyć na deski polski Internet. Jednakże ponownie - silna decentralizacja struktur, systemy reagowania kryzysowego i sam rozmiar struktur wymagałyby od atakującego nie tylko "zdolności hackerskich". Skuteczny, zmasowany atak może się udać jedynie przy udziale mocy obliczeniowej pod postacią setek, jeżeli nie tysięcy superkomputerów. Albo przynajmniej milionów komputerów.

Najciemniej jest pod latarnią

Najmniej oczekiwanym, lecz - jak dotychczas mogliśmy zauważyć - skutecznym sposobem na odcięcie telekomunikacji jest losowe zdarzenie w punkcie strategicznym. Przykładem tego jest pożar budynków należących do T-Mobile w styczniu 2019 roku. Oczywiście, dzięki decentralizacji usług T-Mobile problemy dotyczyły tylko części abonentów i były krótkotrwałe, ale na swój sposób otwierają kolejny wątek rozważań - wtargnięcie osób niepowołanych i przejęcie kontroli nad punktami strategicznymi dla telekomunikacji. Wizja równie skuteczna co fantazyjna, gdyż miejsca takie są chronione, a skuteczny atak, którego celem byłby krajowy blackout, wymagałby skoordynowanej akcji kilkudziesięciu zespołów przypuszczonej na punkty i węzły kilku różnych operatorów.

Wyłączamy Polskę

Mimo wszystko załóżmy, że spełnia się prawie najczarniejszy scenariusz (prawie, bo jesteśmy optymistami i odcinamy jedynie Internet, a nie prąd). Na Polskę naciera wroga armia, obierając sobie za główny cel węzły światłowodowe, przez nasz kraj przechodzi tornado o średnicy Krakowa, a na domiar złego pięciu największych operatorów w niewyjaśniony sposób traci kontrolę nad centrami danych. Blackout polskiej telekomunikacji jest faktem. Jakie są tego skutki?

Internet tracą najpierw odbiorcy prywatni, następnie punkty strategiczne dla państwa. W ostatniej kolejności odłączana jest infrastruktura krytyczna - zasoby mające podstawowe znaczenie dla funkcjonowania społeczeństwa i gospodarki. Jednak kolejność "odłączania" danych instytucji od "sieci" to kwestia dość sporna. Państwo (w tym przypadku reprezentowane przez Rządowe Centrum Bezpieczeństwa) jest przygotowane na sytuacje nagłe, nieoczekiwane kryzysy o różnym charakterze - mniej lub bardziej prawdopodobne. Teoretycznie, używając wszelkich możliwych środków, nie dopuści do wyłączenia infrastruktury krytycznej. Co więcej, infrastruktura krytyczna ze względu na swą specyfikę jest (lub przynajmniej powinna być) połączona siecią niezależną od Internetu konsumenckiego.

Innymi słowy, nawet najbardziej zmasowany atak może doprowadzić do zamieszania i – mniejszego lub większego – chaosu wśród Kowalskich i Nowaków, gdyż pierwszymi "ofiarami" blackoutu zawsze będą odbiorcy prywatni. Możemy się spodziewać bycia na dole listy priorytetów, lecz państwo nie powinno dopuścić do przerwania ciągłości działania infrastruktury krytycznej. Jednocześnie stworzenie wizji tego, jak rząd poradziłby sobie z blackoutem swoich najważniejszych struktur, jest niezwykle trudne. Wewnętrzne procedury systemu zarządzania kryzysowego przygotowane w razie realizacji najgorszych scenariuszy są objęte tajemnicą.

Przyjmując założenie, że infrastruktura krytyczna pozostaje nietknięta, ale nagle 38 milionów Polaków zostaje odciętych od telekomunikacji (lecz jakimś cudem, nie prądu), jak wygląda twoje życie?

Oczywiście – Facebook, Instagram, TikTok, Google Maps, Spider’s Web i inne dobrodziejstwa Internetu – tego nie ma, bo nie ma także Internetu. Znika praca zdalna, należy wrócić do szkoły, na uczelnię, do biura. Nie ma serwisów z dostawami jedzenia na wynos, trzeba gotować albo się przejść. Właściciele sklepów i innych punktów usługowych mają problem. Choć kasy fiskalne mogą działać bez Internetu i właściciele takich kas zobligowani są jedynie cyklicznie dostarczać informacje do Urzędu Skarbowego, to spora część z nich działa już na tzw. kasach online opartych na stałym połączeniu z US.

Na przystanku autobusowym kilkanaście osób wpatruje się w rozkład jazdy. Ten jeden szczęśliwiec, który parę dni temu zrobił zrzut ekranu rozkładu, mówi starszej pani, o której najbliższy odjazd autobusu 86A. Wysiadasz z komunikacji miejskiej, kierując się w stronę najbliższego sklepu spożywczego, przed którym stoi kolejka, ponieważ kasjerka nie wie, jak zarejestrować kartę SIM bez połączenia z siecią. 

Docierasz do swojego biura na drugim piętrze. Choć blackout Internetu nie przerwał ciągłości działania wewnętrznego systemu zabezpieczeń budynku, to dostęp do Internetu komputerów znajdujących się w biurze został odcięty. Wypełniacie wszystkie zadania, które są możliwe do zrobienia bez wykorzystania Internetu. Jedni wychodzą do domu wcześniej, inni zostają na warcie do końca zmiany.

Kiedy wreszcie wychodzisz z biura, twój wzrok przykuwa kolejka do banku. Instytucje finansowe, które podpadają pod kategorię infrastruktury krytycznej, nie mają wpływu na to, że klienci indywidualni nie mają dostępu do Internetu, a tym samym - bankowości online. Ludzie stojący w kolejce mają zwykle mniej niż 100 zł w portfelu - zdecydowanie za mało, by opłacić rachunek za gaz. Skoro nie działają karty płatnicze i przelewy online, to trzeba się cofnąć o jakieś 20 lat i zapłacić za żywność oraz rachunki gotówką. Gotówką, której oddziały banków posiadają znacznie mniej niż kiedyś, o ile w ogóle.

Po wyjściu z pracy kierujesz się w stronę oddziału Poczty Polskiej, w którym awizowano twoją przesyłkę dwa dni temu. Na drzwiach placówki przyczepiona jest kartka "Awaria systemu, nie przyjmujemy przesyłek rejestrowanych". Ponieważ nie możesz zadzwonić po pizzę, udajesz się do najbliższej restauracji z nadzieją na kupno czegoś na wynos. Kiedy wchodzisz do restauracji i prosisz o wybrane danie, pracownik obsługujący kasę informuje cię, że skończył im się zapas sera i nie są w stanie skontaktować się z dostawcą. Na szczęście możesz wybrać coś innego, bo nadal możliwym jest przeprowadzanie transakcji.

Recepta na leki, które planowałeś wykupić jutro, zapewne będzie musiała poczekać, póki apteki nie odzyskają połączenia. Oczywiście w założeniu, że masz wystarczająco gotówki, aby wykupić ową receptę.

Po powrocie do domu najpewniej zasiądziesz do lektury książki, obejrzysz film na DVD (o ile jeszcze takie posiadasz), zagrasz w grę w trybie offline lub wybierzesz coś z biblioteki nagranych programów. Wyobrażenie sobie wolnego czasu bez Internetu (albo telewizji i radiofonii, zależnie od tego, jak daleko chcemy wysunąć nasze fantazje) pozostawiam tobie.

O tym, jak mocno sektor usług zostałby dotknięty brakiem Internetu, można by jeszcze długo spekulować. Hipotetyczny, wyżej opisany dzień opiera się na wizji dość przeciętnego dnia. Idąc dalej, można by wykreować wizję branż powiązanych z turystyką czy prywatnych firm zajmujących się transportem międzymiastowym i/lub międzynarodowym bez telekomunikacji. W dość tragicznej sytuacji znaleźliby się szeroko pojęci freelancerzy, którzy w wielu przypadkach po prostu opierają swoją działalność na Internecie i obecności w nim. Paradoksalnie w nowej rzeczywistości najlepiej odnaleźliby się ludzie, których nazywamy pejoratywnie "wykluczonymi cyfrowo".

Na jak długo by nas odłączono?

W całym tym gdybaniu jedna kwestia pozostaje bez odpowiedzi - jak szybko zajęłoby Polsce odzyskanie Internetu? Zależne jest to od przyczyn blackoutu, jego przebiegu, skali oraz procedur postępowania w sytuacjach kryzysowych, które są informacjami poufnymi. Nie można też zapominać o tym, że zasoby tak materialne jak i ludzkie są ograniczone, więc w pewnych częściach kraju przebiegałoby to szybciej, w innych wolniej.

Jeszcze inną kwestią jest priorytetowość - jeżeli środki, narzędzia i specjaliści są ograniczeni, to przywracanie łączności będzie odbywać się stopniowo, a pewne jednostki i punkty na mapie Polski będą ważniejsze od innych. Taka ilość czynników sprawia, że można by temu aspektowi kryzysu telekomunikacyjnego poświęcić kolejny, osobny artykuł, a i tak nigdy w pełni nie przewidzimy jak szybko Polska odzyskałaby łączność telekomunikacyjną.

REKLAMA

Blackout w Polsce niemal niemożliwy

Całkowity blackout Polski jest na granicy fantazji z dwóch powodów. Technicznie - bardzo ciężki do zrealizowania. Przyziemnie - ciężki do wyobrażenia sobie. W dużej mierze nasze życia są przeniesione do Internetu. Taki poziom cyfryzacji to w żadnym wypadku nie jest złe zjawisko. Jednak jego wypadkową jest fakt, że nawet po wyłączeniu telefonu i komputera nasze życie nadal opiera się na łączności pomiędzy różnymi komputerami. I prawdopodobnie już nigdy nie cofniemy się do czasów kiedy brak Internetu był oczywistością w naszej codzienności, a nie katastroficzną, postapokaliptyczną wizją. Tym bardziej należy się cieszyć, że całkowity blackout Polski jest niemal niemożliwy

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA