REKLAMA

Piękne, bo brzydkie: ostatnie dni Solpolu. Wyburzyć czy zostawić na pamiątkę szalonego okresu transformacji?

Wrocławski Solpol lada moment przestanie istnieć. Zwariowany budynek wybudowany na początku lat 90. jest brzydki, bo chaotyczny, od czapy, dziwny. Ale taki właśnie miał być. Od kilku miesięcy w Polsce trwa dyskusja, czy Solpol powinien zostać wymazany z kart historii jako żart, który się nie udał, czy wręcz przeciwnie: symbol okresu, w którym wielu uważało, że prawo własności to rzecz święta.

solpol
REKLAMA

Opisując budowle w mini-cyklu "piękne, bo brzydkie" wybieram zwykle te, które czymś mnie poruszają, przez co są na swój sposób urocze. Tak było z jeleniogórskim blokiem w stylu "górskim" czy poznańskim wieżowcem stojącym na czymś w rodzaju piramidy. Rzucając na nie przelotnie okiem, zobaczymy beton lub dziwne kształty. Przyglądając się, ujrzymy, że ich twórcom o coś chodziło.

REKLAMA

Solpol jest jednak inny

Zacznijmy od początku. Solpol wybudowany w 1993 roku ma zostać wyburzony. Zgodę na rozbiórkę wydano we wrześniu 2021 roku. Jak zauważył jeden z użytkowników portalu skyscrapercity.com, budynek ma już wyznaczoną datę wyburzenia. To 17 stycznia 2022. Lada moment Solpol prawdopodobnie przestanie istnieć.

Odkąd pojawił się temat wymazania Solpolu z przestrzeni Wrocławia, budynek zyskał wielu sympatyków, którzy stają w obronie budowli. Dlaczego?

Solpol nie ma prawa się podobać. Jest dziwaczny, pomieszany, szpetny i brzydki. I tu do akcji wkraczają obrońcy budynku – czy naprawdę chcemy żyć w społeczeństwie, które brzydotę i szpetotę po prostu od siebie odsuwa?

 class="wp-image-2001359"

Moim zdaniem to faktycznie problematyczna kwestia, która dotyka naszego podejścia do architektury. W książce "Gust nasz pospolity" Błażej Prośniewski zauważa, że gust architektoniczny przez wieki tworzyły w Polsce dworki i kościoły. Na dodatek mało kto zwracał uwagę na wygląd budynków, bowiem liczyła się jedynie ich użyteczność.

Wbrew pozorom niewiele się zmieniło

Z badań przeprowadzonych przez Narodowe Centrum Kultury wynika, że dla Polaków najważniejsze cechy budynków to spójność, funkcjonalność i jego stan. Na pierwszy rzut oka trudno powiedzieć, że Solpol jest spójny (obok znajduje się późnogotycki kościół!), mimo że jego architekt przekonywał, że każdy jego element pasuje do innych budynków znajdujących się na ulicy.

 class="wp-image-2001356"

W przypadku Solpola najważniejszy jest jednak kontekst. Budynek powstał na początku lat 90., jest więc dzieckiem transformacji. Po latach budowy blokowisk czy socjalistycznych gmachów nagle do głosu doszła własność prywatna. Powszechne stało się myślenie, że "wolnoć Tomku w swoim domku" – masz działkę, rób na niej, co chcesz.

I faktycznie Solpol można uznać za symbol transformacji

Jest nim aż do przesady – to manifest wolnościowego podejścia. Dlatego zwolennicy jego pozostania chcą, aby budynek przez lata pokazywał, do czego prowadzi prywatyzacja przestrzeni.

Rodzi się jednak pytanie. Solpol jest rzeczywiście przesadzony do maksimum, ale podobnych stworów znajdziemy w polskich miastach bez liku. Dlaczego centra handlowe, małe galeryjki w Puławach, Pabianicach czy Kościerzynie nie miałyby również uniknąć przebudowy lub zniszczenia?

 class="wp-image-2001353"

Ale przecież właśnie takie budynki powodują, że patrzymy na miasta z niechęcią. Patrzę na Solpol i przypomina mi się dzieciństwo, które wyglądało mniej więcej tak – na dużą mniejszą skalę, bo mieszkałem w mniejszym mieście, ale jednak:

Samochody, reklamy i właśnie to podejście prywaciarzy, że im wszystko wolno – bo przecież skończyła się komuna, jest wolny rynek, zdanie innych mamy w nosie. Kopie Solpola są rozsiane po całym kraju.

Z drugiej strony w odróżnieniu od innego dziwa – sopockiego Krzywego Domu – Solpol nie straszy. Jest kolorowy, abstrakcyjny. Tylko co z tego? Nadal to budynek, który budzi emocje w większości negatywne.

Solpol to rzeczywiście ciekawy przykład, bo zmusza do dyskusji o architekturze po transformacji

REKLAMA

Co więcej – każe zastanowić się, czym powinna być architektura. Mimo wszystko nie zapłaczę po tym wrocławskim budynku.

Rozumiem jego szpetotę, wiem, z czego wynika. Jest jak żart, który się nie przyjął. Czy za 30, 50 lat zmienię zdanie? Będę żałował, że ludzie zapomną, jak się budowało i dlaczego tak postępowano? Być może. Z drugiej strony wiem, że polskie miasta na tę chwilę są pomieszaniem dwóch systemów. Czasów, kiedy budowano pod wytyczne, a potem jak się każdemu podoba. Coś się znajdzie, by zobaczyć, że wolnorynkowa transformacja odbiła się na architekturze negatywnie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA