Pechowa arktyczna ekspedycja Franklina. Wszyscy zginęli z głodu i chłodu
Prób znalezienia w Arktyce drogi z Oceanu Atlantyckiego do Spokojnego od XV do XIX wieku było mnóstwo. Jednak to ekspedycja prowadzona przez Johna Franklina rozpalała wyobraźnię i inspirowała artystów przez niemal pół wieku. Nawet mimo tego, że ostatecznie szlaku nie znalazła i zakończyła się śmiercią całej załogi.
- Anglia, Francja i Holandia przez ponad 300 lat poszukiwały alternatywnej drogi morskiej do Azji
- W 1845 r. Anglicy przygotowali potężną wyprawę składającą się z dwóch doskonale wyposażonych statków
- Niedługo po wyruszeniu ślad po wyprawie zaginął. Oficjalnie członków załogi uznano za zmarłych
- Odnalezione dokumentu wskazywały jednak na to, że spora część załogi uratowała się ze statków uwięzionych miesiącami w lodzie. Wraków nigdy nie odnaleziono
- Ponad 100 lat później podjęto próby odnalezienia wraków. Jeden z nich udało się odkryć zupełnie przypadkiem
Odkrycie Ameryki przez Krzysztofa Kolumba i zajęcie przez Hiszpanów nowo odkrytych terenów doprowadziło do ostrego konfliktu z Portugalią o własność nowo odkrytych terenów. Z uwagi na to, że oba państwa nie były w stanie dojść do porozumienia, do akcji wkroczył papież Aleksander VI, który podzielił terytoria pomiędzy oba państwa. Miało to uspokoić sytuację, jednak Hiszpania i Portugalia nie były jedynymi, którzy chcieli zdobywać świat drogą morską. Państwa takie jak Holandia, Anglia czy Francja także chciały pływać do Azji, okrążając w tym celu Afrykę czy Amerykę Południową. Te szlaki jednak były dla nich zamknięte.
Tak pojawiła się idea poszukiwania drogi morskiej łączącej Ocean Atlantycki z Oceanem Spokojnym na dalekiej Północy.
Gdyby dało się opłynąć od góry Amerykę Północną, można byłoby nadal podróżować do Azji. Rozpoczęte wtedy poszukiwania właściwego szlaku trwały ponad 300 lat. Do 1800 roku jednak wszystkie wyprawy, choć znacząco powiększały wiedzę o rejonach arktycznych, wskazywały, że nie istnieje żadne żeglowne przejście z Oceanu Atlantyckiego do Spokojnego. W 1845 roku postanowiono w końcu przygotować potężną, doskonale wyposażoną wyprawę, która w końcu będzie miała szansę na znalezienie właściwej drogi z Anglii, przez Arktykę do Azji. Poszukiwaniami Przejścia Północno-Zachodniego miał pokierować 59-letni doświadczony oficer Royal Navy i badacz i dowódca dwóch wypraw arktycznych, kpt. John Franklin.
Do wyprawy przygotowano dwa nowoczesne jak na tamte czasy i solidnie wzmocnione statki Erebus oraz Terror napędzane śrubami okrętowymi zasilanymi za pomocą silników parowych. Ciekawostką może być fakt, że te same silniki wcześniej napędzały lokomotywy kursujące z Londynu do Croydon i z powrotem. Statki zaopatrzono w żywność pozwalającą wyżywić załogę przez trzy lata. Problem jednak w tym, że zamówienie na puszkowaną żywność wysłano niecałe dwa miesiące przed planowanym początkiem wyprawy, przez co jakość samego jedzenia, jak i puszek do ich przechowywani były niskie, a w wielu puszkach już na początku wyprawy znajdowano gnijące, nienadające się do konsumpcji mięso.
Statki odcumowały od wybrzeża Anglii 19 maja 1845 roku. Na pokładzie obu okrętów znajdowały się łącznie 134 osoby, z czego 24 stanowili oficerowie. Początkowo wyprawa przebiegała bezproblemowo. Statki skierowały się na północ, ku wybrzeżom Szkocji, a następnie skierowały się ku zachodniemu wybrzeżu Grenlandii. Po dopłynięciu tam uzupełniono zapasy, pięć osób odesłano z powrotem do Anglii i załoga licząca 129 osób wyruszyła w dalszą podróż. Po odpłynięciu od Grenlandii załoga skierowała się w stronę cieśniny Lancastera w kanadyjskim Archipelagu Arktycznym. Tam też oba statki widziane były przez załogi przepływających w pobliżu statków wielorybniczych. I tutaj słuch po wyprawie zaginął.
Stupięćdziesięcioletnie śledztwo
Przez kolejne dwa lata do Anglii nie dotarła żadna wiadomość od załogi Franklina. Jego żona, lady Franklin wraz z członkami parlamentu oraz przy udziale opinii publicznej wymogła na Admiralicji wysłanie wyprawy poszukiwawczej, która miałaby w razie czego sprowadzić załogę Terroru i Erebusa z powrotem do Anglii. Akcja była niezwykle szeroko zakrojona. Drogą morską wyruszyły dwie wyprawy, drogą lądową wysłano ekspedycję ku północnym wybrzeżom Kanady, a ponadto Admiralicja zaoferowała potężne nagrody, dla każdego, kto udzieli pomocy ekipie Franklina.
Wyprawa morska prowadzona przez Jamesa Clarka Rossa utknęła w Cieśninie Lancastera, która była skuta lodem. Stamtąd też wysłano ekspedycję poszukiwawczą saniami. Niestety nie odkryła nic, bowiem nie dotarła wystarczająco daleko, choć paradoksalnie zmierzała w prawidłowym kierunku. Już dwa lata od rozpoczęcia poszukiwań na wodach Arktyki roiło się od statków ścigających się w poszukiwaniach ekipy Franklina.
Pierwszy zwrot akcji nastąpił dopiero w 1854 roku, kiedy to na półwyspie Boothia, poszukujący Franklina od strony lądu John Rae spotkał Inuitę, który opowiedział o grupie około 40 osób, które głodowały przy ujściu rzeki Back. Na potwierdzenie opowieści towarzysze Innuity pokazali zebrane w obozowisku grupy Franklina srebrne sztućce. Szybkie przegrupowanie załóg po uzyskaniu tej informacji pozwoliło kolejnej ekipie znaleźć inne miejsce, nieco dalej na północ, w którym także grupa białych marynarzy zmarła z głodu. Tam też zresztą znaleziono kawałek drewna z wyrytą na nim nazwą Erebus.
Tym samym oficjalna wyprawa poszukiwawcza została zakończona. Admiralicja uznała całą załogę za zmarłych. Wbrew pozorom to jednak nie był koniec opowieści. Lady Franklin niepogodzona ze śmiercią męża zorganizowała zbiórkę publiczną na zakup statku, który następnie popłynął w jeszcze jedną wyprawę poszukiwawczą. Choć szanse na to były niezwykle małe, to członkowie tej ekspedycji podczas przeczesywania Wyspy Króla Williama odkryli…
...dokument pozostawiony przez oficerów biorących udział w ekspedycji Franklina.
To właśnie z tego dokumentu świat dowiedział się co się stało podczas wyprawy. Z tekstu wynikało, że załoga musiała przezimować w lodzie przy Wyspie Króla Williama. W tym czasie jednak - w 1847 roku - Franklin dowodził jeszcze wyprawą. Na marginesach tej notatki znajdowała się jednak jeszcze jedna. W 1948 roku ktoś dopisał na niej, że Erebus i Terror uwięzione są w lodzie już od półtora roku i załoga ostatecznie musiała opuścić okręty. Co więcej, w informacji znajdowała się także notatka o śmierci samego Franklina, który zmarł jeszcze w 1847 roku. W momencie opuszczenia statku żyło jeszcze 105 osób.
W kolejnych dekadach organizowano wciąż kolejne wyprawy, których załogi zbierały informacje od Inuitów o białych ludziach, którzy lądowali i umierali na wybrzeżach. W trakcie wypraw odkrywano kolejne szczątki informacji, szkielety, ubrania czy artefakty pozostawione przez członków załogi Franklina. Na odkrycie wraków trzeba było jednak poczekać jeszcze ponad sto lat.
Historia ekspedycji Franklina powróciła na początku lat osiemdziesiątych XX wieku.
Rozpoczęto wtedy organizację kolejnych wypraw w region Wyspy Księcia Williama w celu poszukiwania wraków Terroru i Erebusa. Pomimo wielu wypraw nie udało się ich zidentyfikować, aż do 2014 roku.
Siódmego września 2014 r. załoga kanadyjskiej wyprawy poszukiwawczej poinformowała o odkryciu Erebusa. Okręt był wciąż w dobrym stanie i znajdował się 11 metrów pod powierzchnią, na dnie Zatoki Królowej Maud.
Drugi ze statków, HMS Terror został odkryty dzięki pomocy jednego z Inuitów, który poinformował załogę poszukiwaczy o tym, że sześć lat wcześniej widział obiekt wystający z wód zatoki. To właśnie on skierował ich we właściwe miejsce. Do odkrycia doszło niemal dokładnie dwa lata później, 11 września 2016 roku. Statek znajduje się na głębokości 24 m w zatoce Wyspy Króla Williama. Co ciekawe od 1910 r. zatoka ta nosiła nazwę Zatoki Terroru, choć nikt nie wiedział, że właśnie tam pod taflą wody znajduje się HMS Terror. Także i w tym przypadku statek okazał się zasadniczo nienaruszony. Po ponad 150 latach część okien w statku wciąż miała szyby.
Choć ekspedycja Franklina nie zakończyła się sukcesem, to głównie ze względu na szeroko zakrojone akcje poszukiwawcze trwające przez kilkadziesiąt lat, stała się ona częścią folkloru, a tu i ówdzie nawet stawiano pomniki legendarnej załodze.
Przejściem Północno-Zachodnim jako pierwszy przeprawił się dopiero Roald Amundsen w latach 1903-1906.