REKLAMA

W białoruskiej elektrowni jądrowej wyłączył się reaktor. Nikt nie wie dlaczego

I to nie pierwszy raz, kiedy tak się dzieje. Budowie elektrowni jądrowej w Ostrowcu sprzeciwiali się m.in. Litwini.

elektrownia jądrowa
REKLAMA

Do odłączenia bloku doszło automatycznie. W oficjalnym komunikacie przekazano, że sytuacja jest analizowana, a poziom promieniowania w normie.

REKLAMA

To nie pierwszy raz, kiedy reaktor przestał działać

Wcześniej do podobnej sytuacji doszło na początku roku, w styczniu. Z kolei w listopadzie 2020 wybuchły transformatory napięcia w jednym z agregatów. W przeszłości także nie brakowało problemów. W sierpniu 2016 r. rdzeń reaktora miał spaść z wysokości 4 metrów.

Na sytuację od lat zwraca uwagę Litwa – wszak elektrownia w Ostrowcu znajduje się raptem 40 km od stolicy, Wilna. Dla prezydenta Litwy Gitanasa Nausedy białoruska elektrownia jądrowa to beczka prochu, na której siedzi pół Europy. W jednym ze wpisów na Instagramie w tym roku ostrzegał przed potencjalną katastrofą nuklearną.

Litwini zwracali uwagę na fakt, że przy budowie elektrowni popełniono wiele błędów. Niebezpieczeństwem jest także to, że elektrownia znajduje się w strefie aktywności sejsmicznej.

Białorusini zdaniem sąsiadów i Unii niespecjalnie się przejmują. Elektrownia rozpoczęła pracę bez wdrożenia wszystkich rekomendacji bezpieczeństwa przedstawionych przez Brukselę.

Wszystko pod czujnym okiem Rosji

REKLAMA

Teoretycznie elektrownia jądrowa w Białorusi była szansą na to, aby kraj uzależnił się energetycznie od Rosji. W praktyce może stać się wręcz odwrotnie. Rosyjskie spółki były zaangażowane w budowę. Jak pisał Michał Tabaka na łamach Bizbloga, choć Mińsk może zmniejszyć uzależnienie od rosyjskiego gazu do ok. 55 proc., to będzie potrzebował paliwa jądrowego. Jego źródłem ma być właśnie Rosja.

Dodajmy do tego fakt, że według ekspertów Moskwa nawet w 90 proc. finansuje atomowy projekt. A długi trzeba spłacać.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA