Razer Zephyr - opinia po kilku dniach z unikalną maską. Świeci, ma wentylatory i łączy się z telefonem
Gdy producent sprzętów dla graczy bierze się za własną maskę ochronną N95, z tego musi wyjść coś nietypowego. Razer Zephyr powstał, bo mógł powstać, stanowiąc przykład tego szalonego pierwiastka z firmie Min-Liang Tana. Spędziłem z maską kilka ostatnich dni i wiem już, czy taki produkt w ogóle ma sens.
Razer Zephyr jest jak lodówka Xboksa. Produkt powstał pod wpływem silnej oddolnej reakcji fanów, wyrażających poparcie dla odważnej, nietypowej koncepcji. Szalony pomysł zamienił się w prototyp, z kolei prototyp przerodził się właśnie w pełnoprawny produkt. Z maską ochronną RGB spędziłem kilka ostatnich dni, testując sprzęt jeszcze przed oficjalną premierą, dzięki uprzejmości Razera.
Razer Zephyr - maska N95 z własnym zasilaniem, wentylatorami, aplikacją na telefon i kolorowymi diodami.
Ciekawe jest to, że sam Razer nie nazywa Zephyra maską ani maseczką. Na opakowaniu możemy przeczytać, że to wearable air purifier. Zakładam więc tem przenośny oczyszczacz powietrza na twarz i szybko się orientuję, że to nie tak. Najpierw sprzęt trzeba podładować, zainstalować filtry, potem wypada sparować go z telefonem, wybrać odpowiedni tryb działania oraz efekty wizualne, a dopiero na samym końcu użytkować.
Zephyra ładuje się jak smartfon, korzystając z dołączonego do zestawu kabla. Wbudowany akumulator został jednak odpowiednio wyważony. Konstrukcja maski jest lekka, chociaż wizualnie na taką nie wygląda. Razer skorzystał z plastiku by maksymalnie odciążyć produkt, który w zasadzie nie posiada żadnych cięższych elementów. Od łopatek wentylatorów, przez gumki z tyłu, kończąc na frontalnej osłonie, wszystko pracuje na masę wynoszącą skromne 238 g. Przy wysokiej częstotliwości pracy wiatraków oraz włączonych diodach, akumulator traci średnio 25-30 proc. energii na godzinę.
- Wyłączone diody, wolna praca wentylatorów: 8h działania
- Włączone diody, wolna praca wentylatorów: 5h działania
- Wyłączone diody, szybka praca wentylatorów: 4h działania
- Włączone diody, szybka praca wentylatorów: 3,5h działania
Maska Razer Zephyr pozostaje w kontakcie z posiadaczem za pośrednictwem darmowej aplikacji, dostępnej na Androidzie oraz iOS. Z poziomu programu możemy podejrzeć poziom naładowania, ustawić tempo pracy wentylatorów (szybkie, wolne), a także wybrać kolor LED-ów oraz sposób ich działania. Dostępne efekty przypominają to, co znamy ze środowiska Razer Chroma na PC: jednolite kolory, fale, przejścia, efekt oddechu i tak dalej. Miłośnicy RGB raczej nie powinni narzekać na możliwości, chociaż brakuje tak unikalnych rozwiązań jak np. zsynchronizowanie diod z oddechem użytkownika.
Zakładam Zephyra i powstaje pierwszy zgrzyt. Chodzi oczywiście o rozmiar.
Razer Zephyr to urządzenie sprzedawane w jednym uniwersalnym rozmiarze, mające być odpowiednie dla każdego, niezależnie od płci, wieku czy masy. W moim przypadku nie do końca się to sprawdziło. Posiadam bardzo szeroką twarz i sporą głowę. Do tego pod skórą znajdują się zbędne kilogramy ciałka, które dodatkowo potęgują wymiary. Dlatego w moim przypadku Razer Zephyr okazał się minimalnie zbyt mały od strony podbródka. Z kolei gdy obniżę maskę, ucisk na nos spowodowany gumową wkładką jest zbyt duży, przez co noszenie Zephyra przestaje być wygodne.
Samą maskę zakładamy korzystając z dwóch rozciągliwych gumowych nitek, z czego jedna posiada prosty system regulacji długości przy pomocy suwaka. Jakimś cudem - do teraz nie wiem jakim - Razer Zephyr pewnie trzyma się na głowie i nie spada, nawet podczas spacerów czy jazdy rowerem. Zabrałem Zephyra na rowerową przejażdżkę po szutrowych drogach i maska ani razu nie zsunęła mi się z twarzy. Z kolei dzięki ogumionej, elastycznej wkładce w środku nie powstały na skórze żadne ślady wskazujące na mocny docisk.
Razer Zephyr z własnymi wentylatorami. Niby maska, a trochę laptop.
Działanie Zephyra nie jest skomplikowane. W masce osadzono trzy otwory - jeden na wysokości ust, dwa po bokach - przez które odbywa się cyrkulacja. Na każdy z tych otworów nakładamy dopasowany filtr N95 z dwukierunkową ochroną. Zestaw takich filtrów znajduje się w pudełku z maską, szczelnie zapakowany metodą próżniową, a ich wymiana powinna się odbywać co 72 godziny. Boczne otwory dostały ponadto wentylatory zwiększające cyrkulację powietrza. Wentylatory są zasilane z akumulatora, tak samo jak cztery diody: dwie na zewnątrz przy okrągłych otworach, dwie od wewnątrz w okolicach ust. Będąc przy ustach, to bardzo ciekawy pomysł, pozwolić je dostrzec rozmówcom przez przezroczyste tworzywo. Dzięki temu łatwiej interpretować nasze emocje oraz mimikę, a komunikacja staje się bardziej czytelna.
Trzeba zdawać sobie sprawę, że wentylatory - znajdujące się przecież niedaleko naszych uszu - zawsze słychać. Nie jest to jednak uciążliwy dźwięk. Przypomina to… hmm, jak gdyby ktoś kosił trawę, gdzieś bardzo daleko od nas. Specyficzny szum, mechaniczny, dosyć wyciszony, ale jednak cały czas obecny przy użytkowniku. Ba, po kilku dniach korzystania z maski dźwięk tak wypalił się w mojej świadomości, iż byłem przekonany, że słyszę go nawet po zdjęciu urządzenia. Wentylatory Razera Zephyra działają w dwóch trybach: wolniejszym 4200 RPM oraz szybszym i głośniejszym 6200 RPM.
Idziemy w teren. Sprawdzamy wydajność maski Razer Zephyr podczas wycieczki rowerowej.
Jednym z powodów, dla których starałem się zdobyć maskę Razera do testów, jest zbliżająca się zima. Rok temu zdarzało mi się, że po wyjściu ze sklepu nie zdejmowałem maseczki z bardzo prozaicznego powodu: było mi w niej po prostu cieplej. Z temperaturą bliską zera, lubiłem korzystać z maski w trakcie wieczornego spaceru albo podczas spontanicznej jazdy na rowerze. Dlatego ciekawiło mnie, czy Razer Zephyr sprawdzi się podczas większej aktywności fizycznej. Wyciągnąłem więc rower z piwnicy i ruszyłem w teren.
Podczas jazdy do płaskim, miejskim terenie było znośnie. Akceptowalnie. To samo na szutrze. Problem zaczynał się na bardziej wymagających odcinkach. Na testowym fragmencie ciągnącym się przez ponad 600 metrów, ze stopniem nachylenia wynoszącym 4 - 5 stopni, jadąc pod górkę ze średnim tętnem na poziomie 140 BPM, cyrkulacja powietrza przestawała być wystarczająca. Zephyr zaczynał przegrywać tam, gdzie wygrywały zwykłe maseczki za złotówkę: chodzi oczywiście o przepuszczalność powietrza. Plastikowa obudowa maski Razera sprawiła, że w niecce przy ustach zaczęło powstawać coś na kształt powietrznego bąbla, utrudniającego szybkie i sprawne oddychanie.
Nim dojechałem do szczytu wzniesienia, marzyłem o tym, aby się nie udusić. Razer Zephyr to zdecydowanie nie jest sprzęt, w którym można biegać albo jeździć rowerem. Jeszcze mniej przyjemnie zrobiło się, gdy na szczycie ściągnąłem maskę i spojrzałem na nieckę przy ustach. Tutaj dochodzimy do kolejnego problemu Zephyra.
Higiena i czystość to dwa obszary, które mogą niepokoić w kontekście dłuższego korzystania z maski.
Przepraszam za drastyczne zdjęcie. Spójrzcie jednak, jak wyglądała plastikowa niecka maski po wyżej opisanym podjeździe rowerowym. Sporych rozmiarów kropelki cieczy gromadzą się za osłoną. To plastik, nie materiał, więc kropelki nie znikają w chwilę po pojawieniu się. Gdy położyłem Zephyra na stole w mieszkaniu, po pół godziny drobinki wciąż były wyraźnie widoczne. Po godzinie zniknęły, lecz w zakamarkach gumowej wkładki wciąż pozostała ciecz, którą trzeba było wytrzeć ręcznie. Bez ściereczki się tutaj nie obejdzie.
W zestawie z maską Razer dodaje środek ograniczający parowanie. To miły bonus, ale w moim przypadku mówimy o drobinkach znacznie wykraczającą poza delikatną parę. Zephyr wymaga mycia po każdym dłuższym założeniu. Gdy Razer pokazywał światu prototyp maski, ten problem był rozwiązywany opakowaniem pełniącym jednocześnie rolę stacji czyszczącej. Minęły miesiące, Zephyr trafił do sprzedaży, z kolei po samej stacji czyszczącej nie ma ani śladu. Wielka szkoda, bo to właśnie w tym elemencie zawierała się znaczna część magii. Bez funkcji automatycznego czyszczenia maska przestaje być smart.
`Chyba rozumiem, dlaczego Razer nie nazywa Zephyra maską.
Przenośny oczyszczacz powietrza Razer Zephyr nie jest tak funkcjonalny jak zwykła maseczka N95, a także posiada gorszą cyrkulację powietrza niż droższa maska sportowa z wymiennymi filtrami. Razer Zephyr nie powstał po to, by uratować nas przed COVID i smogiem. Powstał, bo mógł powstać, napędzamy inicjatywą CEO Min-Liang Tana i jego charakterystycznym podejściem do branży. Maska jest efektowna wizualnie, przykuwa uwagę i w zależności od indywidualnych preferencji jest super cool albo super cringe. To gadżet od geeków dla geeków, który ma sprawiać, że wyglądasz jak stalker z okładki Chernobylite.
Jeśli Razer Zephyr znajdzie gdzieś szerokie zastosowanie, to prędzej w azjatyckich kafejkach z grami wideo niżeli w europejskich centrach handlowych. Gdy zastanawiam się nad tym, komu mógłby się przydać, wyobrażam sobie młodzież w nowoczesnych japońskich salonach gier, od lat korzystającą z maseczek w codziennym życiu. Zephyr tak naprawdę nie jest rozwiązaniem na bakterie i wirusy, ale sposobem na wyróżnienie się z tłumu. Tutaj skuteczności nowemu produktowi Razera zdecydowanie nie można odmówić.