Lech Poznań chwali się nowym zawodnikiem. Klub ma problemy z ptasimi odchodami, więc wytransferował amerykańskiego łowcę
Kiedy myśli się o wydatkach klubów piłkarskich, raczej do głowy nie przychodzi kwestia związana z czyszczeniem trybun po… ptasich odchodach. Tymczasem dla Lecha Poznań był to poważny problem, z którym wreszcie postanowiono sobie poradzić. Przy pomocy natury.
Race i oprawy pewnie skutecznie odpędzają gołębie, ale akurat ruch ultras nie może pilnować stadionu całą dobę. Zrobi to więc myszołowiec towarzyski, amerykański drapieżny ptak, którego Lech Poznań wynajmuje do ochrony nieba nad stadionem.
Jak donosi serwis tenpoznan.pl, Lech Poznań od dłuższego czasu ma problemy z gołębiami i innymi ptakami, które mówiąc delikatnie – brudzą trybuny. I nie chodzi tu wyłącznie o sytuację, gdy przelatują nad obiektem.
Ptaki gromadzą się w nim lub siadają na wygodnych dla nich elementach, jak rusztowania, a potem… no cóż, realizują swoje potrzeby. Czyszczenie siedzeń kosztuje, więc dla klubu każde takie sprzątanie przed domowym spotkaniem to dodatkowy, niepotrzebny wydatek.
Myszołowiec towarzyski - amerykański łowca gołębi ma załatwić sprawę
Myszołowiec towarzyski (choć nie dla gołębi, ba dum tss! – mogłem się powstrzymać, ale nie chciałem) ma odstraszać zbierające się ptaki. Podobno jest też w stanie dostać się tam, gdzie urządzają sobie kryjówki w stadionowych zakamarkach.
Już wcześniej klub korzystał z podobnych ptasich usług i okazało się, że to działa – stąd pomysł na zatrudnienie drapieżnika. Kilka lat temu Iwcia, jak nazywa się postrach gołębi, patrolowała teren nad stadionem. Bardzo skutecznie, bowiem liczba mieszkających na stadionie ptaków spadła z 700 do… 40.
Wystarczy spojrzeć na sylwetkę drapieżnika, by zrozumieć, czego boją się gołębie i inne mniejsze brudzące latające stworzenia. Długość ciała wynosi 46–59 cm, a rozpiętość skrzydeł 103–119 cm. Naturalnie występuje w Ameryce Południowej i Północnej.
zdjęcie ilustracyjne fot. Tomasz Bidermann