Skończyłem testy i mi smutno. Devialet Phantom I 108dB – wrażenia z odsłuchu
Smutno, bo Phantom I zmienił moje oczekiwania względem sprzętu tego typu. Okazuje się bowiem, że głośnik bezprzewodowy do słuchania muzyki z iPhone’a może oferować wrażenia satysfakcjonujące nawet audiofila.
Nie będę przesadnie odkrywczy zauważając, że sprzęt klasy premium oferuje zazwyczaj nieporównywalnie lepsze wrażenia z użytkowania od tak zwanej masówki. Odkrycie, że popularny Amazon Echo nie jest liderem jakości dźwięku w urządzeniach o tej formie i zastosowaniu to truizm. Szykując się do zabawy z Phantom I od Devialeta wiedziałem, że będzie to przyjemność.
Nie spodziewałem się jednak, że ten relatywnie niewielki głośniczek zapewni dźwięk, który z powodzeniem może rywalizować z systemami audio bardzo wysokiej klasy. Zakładałem, że wykluczają to zarówno jego rozmiar, jak i nastawienie na obsługę łączności bezprzewodowej. Wszak Buetootha trudno nazwać audiofilskim standardem (choć Phantom I działa też z AirPlay i Spotify Connect, można też go podłączyć przewodem optycznym – rozdzielczość dźwięku do 24-bit@96 KHz). Miło być wyprowadzonym z błędu, ale po kolei.
Devialet Phantom I 108dB - pewna podpowiedź tkwi już w nazwie.
Ten relatywnie niewielki głośnik w istocie jest w stanie zapewnić czysty i klarowny dźwięk o głośności 108 decybeli. Jest to natężenie dźwięku porównywalne do tego, jakie można spotkać podczas koncertów rockowych. Obudowa Phantoma I mieści bowiem system audio o mocy 1100 W RMS. W razie wątpliwości: to nie literówka.
Phantom I 108dB wygląda mobilnie, ale zdecydowanie jest to głośnik stacjonarny. Nie tylko z uwagi na fakt, że taka moc zapewne wyczerpałaby błyskawicznie wbudowany akumulator. Nowe głośniki Devialeta są go pozbawione i są przeznaczone do domowego użytku. Nietrudno zrozumieć takie ograniczenie: urządzenie ma średnicę 34 cm, ale waży aż 11 kg. Pakowanie tego cuda do plecaka to dość marny pomysł.
Phantom I 108dB to oczywiście głośnik monofoniczny, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by kupić dwa lub więcej egzemplarzy. Użytkownik może albo stworzyć system stereo, albo też umieścić głośniki w różnych pokojach – i wygodnie się między nimi przełączać w razie potrzeby, za pomocą prostej w obsłudze aplikacji mobilnej.
On nawet nie wygląda jak głośnik. Jakim cudem Devialet Phantom I 108dB potrafi wypełnić dowolny pokój mocnym, czystym dźwiękiem?
Wzornictwo przemysłowe to rzecz indywidualnego gustu. Trudno jednak przejść obok Phantoma I obojętnie. Głośnik ten… nie wygląda jak głośnik. Jego cudaczna obudowa sprawia, że sam w sobie stanowi ciekawą ozdobę salonu czy sypialni. Na dodatek ta ekstrawagancja ma też praktyczne znaczenie. Przedstawiciel oficjalnego dystrybutora Devialeta opowiedział mi anegdotę, że niektórzy klienci cenią ten model za trwałość na przypadkowe uszkodzenia. To miała być żartobliwa historia, ale uwagę, że tu żadne dziecko palcem czy kredką nie przedziurawi membrany, potraktowałem jako dość cenną wskazówkę.
Za nietypową konstrukcją stoi jednak coś więcej, niż tylko szyk i styl. Przedni tytanowy głośnik wysokotonowy jest uzupełniany przez dwa przetworniki z aluminiowymi kopułami po obu stronach urządzenia. Według danych producenta, Phantom I 108dB zapewnia zakres od 14 Hz do 27 kHz. I wszystko wskazuje na to, że w istocie się to udaje.
Scena dźwiękowa zapewniana przez Phantoma I jest… nie lubię określeń epicka czy spektakularna, bo te kojarzą się z ulotkami marketingowymi projektowanymi przez jakiegoś junior copywritera. Głośnik ten zdaje się niemal przeczyć prawom fizyki. Czy to elektroniczny beat, czy występ jazzowy, gitara przesterowana jak i na cleanie – Phantom I wyciąga z otrzymanego sygnału najmniejsze szczegóły. Przy zachowaniu absurdalnej wręcz maksymalnej głośności nie gubi szczegółów w żadnym zakresie. Doły pięknie uzupełniają wysokie tony, wszystko jest niezwykle czytelne i klarowne.
Phantom I jest przy tym dość wszechstronny. Testy dużej liczby produktów do masowego odbiorcy przyzwyczaiły mnie do tego, że sprzęty audio często bywają zoptymalizowane pod konkretny gatunek muzyki. Jedne brylują w głębokim, mięsistym basie, celując w fanów hip hopu czy elektroniki. Inne zapewniają przestrzeń tonalną idealną do koncertów muzyki klasycznej. Phantom I nie ma takiej specjalizacji. Wszystko brzmi głęboko, przestrzennie i klarownie – niezależnie od ustawionego poziomu głośności.
Nietypowa konstrukcja jest uzupełniona o zaawansowaną elektronikę. Mówimy wszak o sprzęcie, dla którego głównym źródłem dźwięku ma być streaming, i to bezprzewodowo castowany z telefonu. Devialet słusznie chwali się ponadprzeciętnie działającymi mechanizmami ADH (analogue/digital hybrid amplification) i SAM (speaker active marching) oraz HBI (heart bass implosion). Wybaczcie, ale nazwy te brzmią dość zabawnie a nawet niepoważnie. Tylko kogo to obchodzi, skoro algorytmy Devialeta i jego DSP sprawiają, że mało kto rozpozna, że muzyka płynąca z Phantoma pochodzi ze stratnego formatu. Ja nie potrafiłem tego rozpoznać, a mam raczej niezły słuch.
Głośnik można umieścić na szafce RTV lub półce. Jeżeli jednak klient ma inne plany, Devialet zapewnia markowe stojaki, idealnie pasujące swoim wzornictwem do charakterystycznego stylu Phantoma. Te są sprzedawane osobno - są jednak tak ładne i funkcjonalne, że warto rozważyć ich zakup.
Czy Phantom 1 108db ma jakieś wady? To zależy.
Mam dwie subiektywne uwagi. Te odstraszą część – ale tylko część – użytkowników. Po pierwsze, Phantom I nie jest głośnikiem smart. Nie mieszka w nim ani Alexa, ani Asystent Google. Sterować nim można wyłącznie przez dedykowaną aplikację, lub za pomocą wspomnianych wyżej Bluetootha, AirPlay 2 i Spotify Connect. Dla wielu jest to jednak uwaga bez znaczenia.
Nie jestem też pewien czemu producent nie zdecydował się na obsługę kodeków aptX HD i LDAC. Co prawda przy odtwarzaniu ze źródła aptX nie usłyszałem żadnych skaz w dźwięku, więc brak obsługi kodeków wyższej rozdzielczości to problem dość teoretyczny. Uczciwie trzeba to jednak odnotować.
Mam propozycję. W wolnej chwili udaj się do sklepu i poproś o odsłuch. Nawet jeśli kupno Devialet Phantom I nie jest w twoich planach.
Po co? Bo to… ciekawe doświadczenie. Jestem przekonany, że niemal wszyscy czytelnicy Spider’s Web mają podstawowe pojęcie o akustyce i fizyce. Słuchanie muzyki z Phantoma I to przeżycie niemal surrealistyczne. Rozum będzie kłócił się ze zmysłami – to małe ozdobne cudeńko nie ma prawa tak głośno i czysto grać. Choć ostrzegam: powrót do domu i odpalenie Spotify na typowym głośniku czy sprzęcie stereo będzie doświadczeniem dość przygnębiającym.