Szybko poszło. Spaliłem MacBooka Pro z procesorem M1
Ten tekst piszę na MacBooku Pro z procesorem M1. Jest to już drugi taki MacBook, bo pierwszego spaliłem. W tym artykule opowiem wam, jak do tego doszło. Niestety wygląda na to, że może się to zdarzyć każdemu.
18 listopada trafił do mnie najnowszy MacBook Pro wyposażony w procesor Apple M1. Było to zaledwie tydzień po globalnej premierze tych urządzeń. Szybkie dostarczenie sprzętu zapewnił sklep X-Kom, który wypożyczył mi testową wersją MacBooka Pro 13” w bazowej wersji z procesorem M1, 8 GB RAM i dyskiem SSD o pojemności 256 GB.
Ten komputer okazał się tak dobry, że już po kilku dniach testów anulowałem moje zamówienie na bardzo dobrze wyposażonego iMaca 5K 2020, na którego czekałem już ponad siedem tygodni z uwagi na problemy z dostawami wywołane przez pandemię. Zamiast iMaca zamówiłem nowego MacBooka Pro z 16 GB RAM (co jest przy nowym czipie M1 maksymalną wartością) oraz dyskiem 512 GB. Zanim jednak mój nowy komputer do mnie dotarł, testowy MacBook Pro wyzionął ducha.
Po dwóch tygodniach testów MacBook Pro 13” z procesorem M1 po prostu przestał działać.
Do tej pory w czasie testów MacBook miał jednorazowy problem z ekranem. Wyświetlacz odmówił posłuszeństwa, ale po restarcie i podłączeniu komputera do ładowarki wszystko wróciło do normy.
MacBook działał w najlepsze do czasu, aż podłączyłem do niego zewnętrzny adapter USB-C. Był to hub Green Cell AK50 (znany też pod nazwą HUB GC 7in1), który był nowym urządzeniem, kupionym kilka dni wcześniej podczas Black Friday. Adapter Green Cella wpiąłem do gniazda USB-C MacBooka, a do adaptera podpiąłem dwa zewnętrzne dyski HDD poprzez złącza USB-A, a dodatkowo podłączyłem do adaptera ładowarkę USB-C do MacBooka.
Ładowanie Maca poprzez adapter to jedna z funkcji tego urządzenia, bowiem adapter wspiera technologię szybkiego ładowania Power Delivery oraz Pass-Through z maksymalną mocą 87W.
Miałem do przekopiowania dużą paczkę plików, więc włączyłem kopiowanie i odszedłem od komputera. Kiedy wróciłem 20 minut później, ekran był wygaszony. Pomyślałem, że MacBook przeszedł w tryb uśpienia, ale nie reagował na żadne próby wybudzania. Ekran, klawiatura ani pasek touchbar nie miały podświetlenia, a dodatkowo haptyczny touchbar nie miał skoku, czyli nie było do niego podłączone zasilanie. Jednocześnie adapter działał, ponieważ miał podświetlenie portów USB i dostarczał zasilanie do dysków.
Postanowiłem zrestartować MacBooka, ale komputer nie reagował na żadne polecenia. Pomyślałem, że może to kwestia akumulatora. Wypiąłem adapter, podłączyłem zasilanie bezpośrednio do gniazda USB-C w MacBooku, ale komputer nadal nie reagował. Nie dawał oznak życia również po godzinie, a nawet po całej nocy spędzonej na ładowarce.
Zrobiło się poważnie. MacBook Pro nie dawał żadnych oznak życia.
Wykonałem proste kroki naprawcze ze strony Apple'a. Następnie przeszedłem do nieco bardziej specjalistycznych instrukcji, ale to również nic nie dało.
Szybki research pokazał, co zrobić w takiej awaryjnej sytuacji. Kombinacją klawiszy zrobiłem reset PRAM który powinien naprawić problemy z dyskiem startowym i ekranem, ale MacBook Pro nadal nie wstawał. Wykonałem też reset kontrolera SMC (choć to operacja przeznaczona do procesorów Intela), lecz to również nie przyniosło skutku.
Wiedziałem już, że jest naprawdę źle.
O sytuacji napisałem na Twitterze, co wywołało szybką reakcję firmy.
Całą sytuację skrótowo opisałem na Twitterze 5 grudnia, wskazując jako przyczynę problemów adapter Green Cella. Pociągnęło to za sobą szereg kolejnych zdarzeń.
Youtuberzy współpracujący z marką bezkrytycznie przystąpili do obrony, rzucając nieśmiertelne hasła pt. u mnie działa. Odezwały się do mnie jednak dwie osoby, które miały identyczny problem jak ja, a których MacBooki też odmówiły posłuszeństwa po ładowaniu przez ten sam model adaptera Green Cell. Jedna z nich była już po akcji serwisowej, w której serwis stwierdził spalenie płyty głównej komputera.
Co najważniejsze, skontaktowali się również przedstawiciele Green Cella żywo zainteresowani sprawą. W pierwszych tweetach twierdzili, że adapter był testowany na Makach z procesorami Apple M1, w tym w warunkach laboratoryjnych.
Green Cell jednocześnie zaoferował pomoc. Firma zaproponowała, że zbada mój adapter. I faktycznie, po szybkiej rozmowie telefonicznej kurier odebrał mój adapter, by Green Cell mógł przeprowadzić na nim ekspertyzę w laboratorium, a ja otrzymałem nową sztukę huba.
16 grudnia otrzymałem wyniki pomiarów z laboratorium.
Green Cell odtworzył w swoim laboratorium warunki, przy jakich doszło do uszkodzenia MacBooka. Testowano identycznego MacBooka Pro z podłączonym moim adapterem, do którego zostało podłączone zasilanie i dwa pracujące dyski HDD.
Przeprowadzono trzy testy. Pierwszym był pomiar szumów i tętnień napięcia wejściowego oraz wyjściowego.
Wynik testu:
Poziom szumów i tętnień jest niski, amplituda napięć dla obciążonego oraz nieobciążonego adaptera wynosi maksymalnie 122mV, co jest wartością niemającą wpływu na działanie urządzeń podłączonych do wyjścia adaptera. Na przebiegach nie widać nadmiernych szumów oraz tętnień, które adapter mógłby wprowadzić do linii zasilania laptopa i uszkodzić jego płytę główną. Poziom napięcia obciążonego adaptera pokrywa się z napięciem wejściowym i nie ma negatywnego wpływu na działanie urządzeń odbiorczych.
Drugim testem był półgodzinny test obciążeniowy mocą 60W z wymuszonym profilowaniem wyjścia z ładowarki na napięcie 20V oraz prąd 3A. Podczas testu rejestrowano parametry napięcia i prądu w interwałach co 10 ms. Wyniki testu:
Napięcie oraz prąd są stałe, nie ma pików, czy spadków, które mogłyby doprowadzić do uszkodzeń urządzenia podpiętego na wyjściu.
Trzecim testem była godzinna symulacja podłączenia urządzeń do portów USB. W ramach testu, do obciążonego mocą 50W adaptera, podpięto dwa rezystancyjne obciążenia o mocy 5W każde. Wyniki testu:
Nie zaobserwowano problemów, napięcie jest stabilne, prąd zmienia się wraz z dodawaniem oraz ujmowaniem obciążenia.
Wnioski? Z adapterem wszystko jest w porządku. A jednak producent nie jest do końca pewny swego.
Z raportu Green Cella wynika, że adapter działa poprawnie. W laboratorium nie udało się odtworzyć błędu, który powstał u mnie. Zostałem więc ze sprawnym adapterem i spalonym MacBookiem.
Jednocześnie już po testach mojego adaptera Green Cell zaktualizował stronę produktu. Pojawił się na niej jeden kluczowy dopisek:
Adapter HUB GC 7in1 nie jest kompatybilny z MacBookami 2020 z procesorem M1.
Kiedy kupowałem adapter, takiego zapisu nie było. Green Cell zaktualizował opis produktu w większości sklepów sprzedających adapter, ale w niektórych sklepach nadal pozostaje poprzednia wersja kompatybilności, w której MacBooki Pro z procesorami M1 nie są wyszczególnione jako osobna kategoria.
Zapytałem o tę sytuację przedstawiciel Green Cella. Oto odpowiedź:
Po wielu testach HUB GC 7in1 działał sprawnie z MacBookami 2020 z procesorem M1. Jednak sprzęt miał premierę przed tymi MacBookami, dlatego kompatybilność z nimi nigdy nie była wpisana na stronie. Dostaliśmy informacje od paru klientów, że w niektórych konfiguracjach mogą występować problemy z działaniem (co może dotyczyć różnych producentów). Do czasu ponownej weryfikacji podtrzymujemy, że ten hub nie jest kompatybilny z najnowszymi MacBookami - mówi Jakub Biel, Head of Marketing w Green Cell.
Spalonego MacBooka odebrał ode mnie X-Kom, który początkowo wypożyczył mi go na testy. Sklep zajął się procedurą serwisową, ale obecnie nie wiadomo jeszcze, czy uda się naprawić lub wymienić komputer w ramach gwarancji.
A może rzeczywiście MacBook nie uległ awarii na skutek pracy adaptera?
Kiedy laboratorium Green Cela wykonywało testy, ja szukałem odpowiedzi na własną rękę. Na Reddicie i Youtubie znalazłem kilka przypadków identycznych jak mój. MacBooki z procesorami M1 kilku osób na świecie przestawały działać po kontakcie z akcesoriami podłączonymi do portów USB-C. Okazuje się, że w Stanach Zjednoczonych Apple od ręki wymienia spalone komputery na nowe wersje, bez zadawania pytań.
Bardziej dociekliwe osoby szukają jednak odpowiedzi. Sam też szukałem, a przypadek sprawił, że w międzyczasie kupiłem na Black Friday nowy monitor, który miał współpracować z MacBookiem. Jest to model NEC MultiSync 27” EA271U z matrycą 4K i z portem USB-C, dzięki któremu MacBook może wysyłać obraz i dźwięk do monitora, a monitor w tym samym czasie może ładować MacBooka tym samym przewodem.
Tak, zgadliście. Tu też pojawił się problem. Okazało się, że monitor ma problemy z poprawnym działaniem z MacBookiem Pro z procesorem M1 i to niezależnie od zastosowanego przewodu. Testowałem przewód Thunderbolt 3, jak i USB-C bez Thunderbolta, ale z przesyłaniem obrazu 4K przy 60 Hz. W najlepszym przypadku monitor działał na takim przewodzie przez kilkanaście sekund, po czym obraz znikał.
Na Twitterze znalazłem osobę mającą identyczny problem, która przetestowała znacznie więcej konfiguracji. Monitor działa bez problemów przez połączenie USB-C z MacBookiem Pro 16” z procesorem Intela. Co najciekawsze, monitor działa też bezproblemowo na MacBooku Pro M1, kiedy jest na nim… uruchomiony Windows. Na tym samym komputerze ten sam monitor podłączony tym samym przewodem nie działa, kiedy pracujemy na macOS. Wygląda więc na to, że problemem jest nie sprzęt, a oprogramowanie, a konkretnie system macOS.
Problem był szeroko omawiany na forum mva, gdzie pojawiła się bardzo ciekawa wypowiedź osoby związanej z firmą NEC.
Przyczyna problemu została ustalona - Apple pozmieniał dla dowcipu w nowych macOS metodę komunikacji i zarządzania energią USB-C - w efekcie monitor odpowiadając na komendę systemu, tak jak zawsze wcześniej, nie uzyskuje reakcji (source capabilities extended), a następnie zostaje odłączony. Problem zostanie rozwiązany przez nowy FW, który lada dzień będzie dostępne.
Nowy firmware monitora jeszcze się nie pojawił. Póki co pracuję na nim poprzez połączenie przewodem USB-C - DisplayPort. Niestety nie udało mi się uzyskać kontaktu do inżynierów NEC-a, którzy pracowali nad problemem połączenia USB-C w nowych MacBookach, więc póki co wątek kończy się w tym miejscu.
Czy to możliwe, że MacBooki Pro z procesorami M1 mają problem ze złączami USB-C?
Podsumujmy wszystkie wydarzenia:
- Po pierwsze, na świecie pojawiło się już kilkanaście przypadków uszkodzeń MacBooków z procesorami M1 (zarówno MacBooków Pro jak i Air), do których doszło kiedy laptopy procowały z podłączonymi akcesoriami firm trzecich.
- Po drugie, MacBooki z procesorami M1 mają problemy z połączeniem do niektórych monitorów poprzez przewód USB-C.
- Po trzecie, źródła powiązane z firmą NEC - jednym z producentów monitorów - twierdzą, że faktycznie jest problem na linii USB-C - Apple M1 - macOS Big Sur. To jednak zupełnie nieoficjalna informacja z forum, niepotwierdzona bezpośrednio przez NEC.
Po całej tej przygodzie MacBook Pro z procesorem M1 nieco stracił w moich oczach, choć nadal uważam go za genialny komputer o niespotykanym dotychczas połączeniu wydajności, czasu pracy, bardzo niskiej temperatury działania i zupełnej ciszy towarzyszącej pracy nawet pod dużym obciążeniem.
Jednocześnie zraziłem się do nieoficjalnych akcesoriów i od czasu spalenia testowego MacBooka nie korzystam już z zewnętrznych adapterów przesyłających prąd. Niestety rodzi to problem, bo MacBook Pro M1 ma tylko dwa gniazda USB-C, więc praca z monitorem, na zasilaniu, do tego z podłączonym dyskiem czy kartą pamięci SD wymaga żonglowania przejściówkami.
W tym momencie dojrzewam do zakupu pełnoprawnej stacji dokującej CalDigit TS3 Plus, z której z zadowoleniem korzysta mój redakcyjny kolega Łukasz Kotkowski, a która jest jednocześnie produktem polecanym przez Apple i sprzedawanym w oficjalnym sklepie tej firmy.
Nie żałuję zakupu MacBooka, bo dawno żaden sprzęt w tak znaczącym stopniu nie przyspieszył mojej pracy przy edycji wideo, ale jednocześnie - cytując klasyka - niesmak pozostał. Póki co sprzęt działa jednak już od około miesiąca i nie miałem z nim żadnych problemów. I oby tak już pozostało. Profilaktycznie nie podłączam już zasilania z adapterów i wam również to odradzam.