Topnienie lodu doprowadzi do katastrofy już za 30 lat. Czas start
Klimatolodzy ostrzegają: każdego roku z Ziemi znika około, uwaga, 1,2 bilionów ton lodu. Spróbujcie wyobrazić sobie ilość energii potrzebnej do stopienia takiej ilości zamrożonej wody.
Jeśli nie potraficie, William Colgan, ekspert od pokryw lodowcowych z Geological Survey of Denmark and Greenland obrazuje to w następujący sposób:
Trzeba przyznać, że jest to bardzo obrazowe porównanie. Dodajmy jeszcze, że ta przeogromna liczba piorunów z Powrotu do Przyszłości odpowiedzialna za stopienie ponad biliona ton lodu stanowi niecałe 3 procent nadprogramowej energii uwięzionej w ziemskim ekosystemie.
No dobrze, ale co z tego?
W trakcie całego tego masowego topnienia, z rejonów górskich i polarnych zniknęło blisko 28 bilionów ton lodu. Taką liczbę podano ostatnio w publikacji, która ukazała się w piśmie The Cryosphere. W tym momencie posłużymy się kolejnym abstrakcyjnym przykładem podanym przez autorów artykułu: 28 bilionów ton lodu to mniej więcej tyle, ile potrzeba, aby pokryć całą powierzchnię Wielkiej Brytanii 100-metrową warstwą lodu.
Co stało się z tą częścią wiecznej zmarzliny? Roztopiła się i dołączyła do obiegu wody, co oznacza mniej więcej tyle, że w końcu spłynęła do mórz i oceanów, podwyższając ich poziom o mniej więcej 3,5 centymetra.
I nic nie wskazuje na to, żeby ten proces ogromnego topnienia zaczął zwalniać, co oznacza z kolei, że scenariusz prognozowany w 2013 r. przez Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC), który ostrzegał nas przed gwałtownym wzrostem poziomu mórz, staje się rzeczywistością. Eksperci z IPCC 8 lat temu prognozowali, że w obecnym tempie emitowania przez nas gazów cieplarnianych do atmosfery, do końca XXI wieku lustro oceanu podniesie się o metr.
Prognoza ta jest bardzo niepokojąca, ponieważ oznacza ona, że miliony ludzi zamieszkujących obecne linie wybrzeża na wszystkich kontynentach będzie najprawdopodobniej zmuszona do migracji klimatycznych. Bardzo abstrakcyjnym przykładem, który w miarę dobrze obrazuje tę sytuację, byłoby wyobrażenie sobie, że wszyscy mieszkańcy Trójmiasta nagle postanawiają przeprowadzić się do waszego miejsca zamieszkania.
Nie mówiąc już o tym, że topniejące w zastraszającym tempie lodowce wywołają ogromną liczbę problemów dla wielu ekosystemów opierających się na życiodajnej wodzie spływającej chociażby z lodowców. Coraz częściej występujące anomalie pogodowe i zaburzenie pór roku można potraktować w obecnej sytuacji jako pomijalne drobiazgi.
Nadal ignorujemy ten problem
Przypominam, że ubiegły rok był drugim najcieplejszym rokiem w całej historii prowadzenia globalnych pomiarów temperatury. Średnia temperatura w 2020 r. była aż o 1,25 st. C. wyższa w porównaniu do średniej z drugiej połowy XIX wieku, co oznacza, że do globalnej katastrofy prognozowanej przez IPCC brakuje nam naprawdę niewiele. Z raportu IPCC wynika bowiem, że jeśli globalne ocieplenie przekroczy 1,5 st. C., cała ta nadmiarowa energia nagromadzona w ekosystemie naszej planety może doprowadzić do, tu cytat z raportu, zachwiania porządkiem świata.
W praktyce oznacza to częste anomalie pogodowe, zanikanie naturalnych źródeł wody pitnej, zabójczo gorące okresy letnie i wynikające z tych wszystkich zjawisk klęski żywiołowe, które według ekspertów wojskowych z kolei mogą przyczynić się do wywołania konfliktów zbrojnych w bardzo wielu regionach świata. Żeby powstrzymać ten proces, według ekspertów z IPCC musielibyśmy jakimś cudem w ciągu najbliższych trzech dekad przestać emitować rocznie do atmosfery 50 mld ton gazów cieplarnianych.
A to z kolei oznacza, że najwięksi emitenci na Świecie - Chiny, Stany Zjednoczone, Indie, musieliby nagle podjąć wspólną i bardzo solidarną decyzję, która odbiłaby się bardzo negatywnie na ich obecnych modelach gospodarek. O wiele bardziej realnym scenariuszem wydaje się już historia opowiedziana w Powrocie do Przyszłości.