Fujifilm X-S10 to przepiękny mini X-T4 za połowę ceny
Ma prawie wszystko, co najlepsze z systemu Fujifilm X, w przepięknym, małym i prostym w obsłudze korpusie. Oto stylowy Fujifilm X-S10, który garściami czerpie ze sztandarowego modelu X-T4.
Przepiękny, stylowy korpus z odchylanym ekranem
Na pierwszy rzut oka Fujifilm X-S10 przypomina mi klasyczne lustrzanki na klisze sprzed lat w nieco odświeżonej formie. To jeden z najpiękniejszych aparatów na rynku, który zachwyca połączeniem prostych linii i obłości. Co tu dużo mówić: projektanci Fujifilm się naprawdę postarali!
Fujifilm X-S10 umiejętnie też łączy klasykę z nowoczesnością i rozsądną ergonomią, niską wagą (465 g) oraz małymi rozmiarami (126 mm × 85,1 mm × 65,4 mm). Aparat ma spory grip z przodu, dwie tarcze, klasyczny dla Fujifilm joystick i kilka najważniejszych przycisków z tyłu.
Górna część aparatu nie przypomina tak bardzo klasycznych korpusów Fujifilm. Jest bardziej nowocześnie, prościej. Zamiast dwóch pokręteł służących do ustawiania czasu naświetlania oraz czułości ISO mam pokrętło trybów PASM z 4 trybami użytkownika i tajemniczą tarczę bez opisu. Do tego spustu migawki z dźwignią on/off oraz dwa przyciski dedykowane: ISO, oraz Q.
Z tyłu mamy dotykowy, odchylany i obracany we vlogowym stylu ekran LCD o rozdzielczości 1,04 mln punktów. Słabszym punktem aparatu jest wizjer elektroniczny OLED, który ma rozdzielczość zaledwie 2,36 punktów i powiększeniu 0,62x. Bez wątpienia nie jest to nowa konstrukcja, a standardem przypomina wizjery sprzed kilku lat.
Niestety, mamy też inne ograniczenia. Aparat ma tylko jeden slot na karty SD i to w dodatku tylko UHS-I. X-S10 jest napędzany akumulatorem NP-W126S, który powinien starczyć na wykonanie zaledwie ok. 325 zdjęć.
W środku najlepsza matryca systemu i szybki AF
Sercem aparatu jest matryca X-Trans CMOS 4 o rozdzielczości 26,1 megapiksela w formacie APS-C, która współpracuje z procesorem obrazu X-Processor 4. To zestaw, który został żywcem wzięty ze sztandarowego Fujifilm X-T4. Nowością jest mniejszy układ IBIS, który stabilizuje obraz w pięciu osiach i ma gwarantować skuteczność do 6 EV (6,5 EV w X-T4). Jak podaje producent, mechanizm stabilizacji obrazu w X-S10 jest o ok. 30% mniejszy i lżejszy niż w przypadku modelu X-T4.
Aparat umożliwia fotografowanie z czułością w zakresie ISO 160-12800 z opcją rozszerzenia do ISO 80-51200 i fotografowanie z prędkością do 30 kl./s. Brzmi imponująco, ale tak wysoka prędkość jest dostępna jedynie przy migawce elektronicznej, cropie 1,25x, a aparat pozwala na wykonanie zaledwie 29 zdjęć w formacie JPEG lub 17 zdjęć RAW. W praktyce to jedna lub połowa sekundy. Prędkość zdjęć seryjnych z migawką mechaniczną to 8 kl./s (155 zdjęć JPEG / 18-23 zdjęć RAW). Po drodze mamy jeszcze kilka różnych, pośrednich trybów i prędkości.
Fujifilm X-S10 ma system hybrydowego autofokusa oparty na detekcji fazy i kontrastu, który ma ostrzyć w zaledwie 0,02 s. Producent podaje, że jego czułość sięga -7,0 EV, ale tylko przy korzystaniu z kosztującego 7500 zł nowego obiektywu XF 50 mm f/1.0 i detekcji fazy. Dla detekcji kontrastu czułość wynosi -4 EV. Aparat ma także tryb śledzenia AF dla obiektów pozostających w ruchu i funkcję detekcji twarzy/oka do śledzenia twarzy i oczu fotografowanej osoby.
Filmy 4K prawie jak w sztandarowym X-T4
Jak na nowoczesny aparat przystało X-S10 umożliwia nagrywanie wideo 4K 30 kl./s 4:2:0 200Mbps/100Mbps 8-bit na kartę SD oraz przesyłanie 10-bitowego materiału 4K 30 kl./s 4:2:2 przez port HDMI. Nie zabrakło także nagrywania w rozdzielczości Full HD przy 240 kl./s (200Mbps, nagrywanie do ok. 6 min), co oznacza, że nagrany materiał, można spowolnić nawet 10-krotnie. Przy Full HD mamy także 60 kl./s 200Mbps.
W trybie filmowania Fujifilm X-S10 oferuje również DIS, czyli tryb cyfrowej stabilizacji obrazu. Ma on skutecznie wspierać system IBIS i kompensować utratę jakości powodowaną przez drgania aparatu, nawet te powstałe podczas chodzenia z aparatem w dłoni. Włączenie trybu IS Boost ma zapewnić jeszcze lepszą stabilizację obrazu, niemal zupełnie eliminującą efekty drgania aparatu (używane podczas filmowania z ręki, w nieruchomej pozycji).
Nie zabrakło płaskiego profilu N-Log, złącza mikrofonowego. Nie ma gniazda minijack do podsłuchu, ale podobnie jak w X-T4, można skorzystać z portu USB-C i przejściówki. Zadbano także o dedykowany przycisk do nagrywania filmów, znajdujący się na górnej ściance X-S10. Umożliwia on rozpoczęcie nagrywania filmu nawet w trakcie fotografowania.
Możliwości filmowe Fujifilm X-S10 niewiele odbierają od tego, co oferuje X-T4. Brakuje tu klatkaża 60 kl./s w 4K, zapis wyłącznie w kompresji Long Gop, oraz zaledwie 8-bitowego wewnętrznego zapisu z próbkowaniem 4:2:0. Dla wielu twórców, podróżników, a w szczególności vlogerów nie jest to żaden problem.
Więcej inteligentnej automatyki
Firma Fujifilm obiecuje, że usprawniła tryb Auto w X-S10. Aparat ma dobierać nie tylko ustawienia ekspozycji, dynamiki czy kontrastowości, ale także jedną z 18 oferowanych przez aparat symulacji filmu. Wszystko po to, aby zdjęcia wyglądały jak najlepiej, szybko, bez konieczności zmieniania wielu ustawień. Tak, aby można było je szybko udostępnić przez smartfona. I jak zachęcał przedstawiciel Fujifilm w trakcie prezentacji, koniecznie z hashtagiem #SOOC, czyli Straight out of Camera (prosto z aparatu). Nie wierzę, aby jakikolwiek aparat radził sobie równie dobrze z pracą w trybie automatycznym równie dobrze, co czołowe smartfony. Żadna firma fotograficzna nie poradzi sobie z potęgą innowacji Apple'a czy Samsunga. Niemniej, dobrze, że po latach ktoś w branży fotograficznej powoli robi jakieś kroki w kierunku zwiększenia roli oprogramowania w tworzeniu zdjęć aparatami.
Fujifilm X-S10 - cena i dostępność
Fujifilm X-S10 trafi do sprzedaży w połowie listopada w cenie 4599 zł za sam korpus, 4999 zł w zestawie z obiektywem 15-45 mm f/3.5-5.6 lub 6399 zł ze szkłem XF 18-55 mm f/2.8-4 R LM OIS. Jak na współczesny standardy to naprawdę rozsądna cena.