Powrót do Skyrim nie był przyjemny. The Elder Scrolls Online: Greymoor to najgorszy z dodatków - recenzja
Najnowsze rozszerzenie TESO zabiera graczy z powrotem do Skyrim - mroźnej ziemi Nordów, która była dostępna już w podstawowej wersji gry. Twórcy poszerzają królestwo skąpane w śniegu o nowe tereny, ale dodatek i tak przypomina skok na kasę. To najnudniejsze i najmniejsze ze wszystkich dotychczasowych rozszerzeń.
Po co wracać do Skyrim, skoro północne ziemie były dostępne już w podstawowej wersji TESO? Otóż twórcy podzielili obszar należący do Nordów na wschód i zachód. Wschodnia część regionu była dostępna od samego początku, ale do tej zachodniej możemy wejść dopiero teraz. Nowe tereny wyglądają bardzo podobnie, a ich sercem jest portowe, warowne miasto Samotnia (Solitude).
Mimo 800 lat różnicy między TESO i Skyrim Samotnia wygląda niczym wyciągnięta z Elder Scrolls V.
Część graczy będzie się dobrze czuła pośród znajomych budynków i murów, ale mnie zawsze irytowało takie pójście na łatwiznę. Przez 800 lat otoczenie zmienia się przecież nie do poznania. Pomyślcie tylko, ile obiektów z 1200 r. znajduje się w waszym mieście. Ząb czasu nie ma skrupułów, niszcząc zarówno małe domki, jak i wielkie zamczyska. Co dopiero mówić o krainie pełnej magii, smoków i nieumarłych, w której nieustannie toczone są wojny. Mimo tego Samotnia z TESO do złudzenia przypomina tę ze Skyrim.
W środku Samotni czeka na nas król (i bardzo ambitna królowa) zachodniego Skyrim. Ta druga oczywiście potrzebuje pomocy. Szyta grubymi nićmi intryga ostatecznie prowadzi do nieumarłych, zombie oraz wampirzych lordów. W pogoni za nimi gracz odwiedza Blackreach - gigantyczne, pozornie opuszczone podziemne miasto wybudowane przez krasnoludy. Blackreach zdecydowanie stanowi najmocniejszy element nowego dodatku. Podziemna aglomeracja ciągnie się na wiele kilometrów, a jej zwiedzanie to powiew oczekiwanej świeżości.
Problem polega na tym, że The Elder Scrolls Online: Greymoor mogłoby nie istnieć.
Rozszerzenie nie wprowadza do świata TESO niczego fundamentalnie nowego. Wampiry i wilkołaki istniały w grze już wcześniej, a dodatek tylko szlifuje mechanizmy potworów. Greymoor nie wprowadza żadnej nowej grywalnej rasy ani klasy. Nie zwiększa też maksymalnego poziomu doświadczenia. Jedyną nowością przychodzącą mi do głowy jest nowa profesja archeologa, połączona z mini-grą w poszukiwanie skarbów. To jednak zdecydowanie za mało, aby kupować wcale nietani dodatek.
Pozorną zaletą najnowszego dodatku do TESO jest skalowalność trudności. Dzięki temu nawet nowa postać na 1 poziomie może rozpocząć przygodę w zachodnim Skyrim (tak samo działają pozostałe rozszerzenia). Osobiście wolę jednak model stosowany w World of Warcraft czy Final Fantasy XIV. Gdy w końcu dotarłem do Ishgardu w FFXVI, wiedziałem, że to owoc 60 poziomów doświadczenia i kilkudziesięciu dungeonów. W TESO nie ma tego poczucia progresu i ciągłości. Każdy moduł to osobna historia.
Sam świat również nie ma graczowi zbyt wiele do zaoferowania. Morrowind zachwycał swoją niepokojącą egzotyką. W Elsewyr latały smoki, mobilizujące całą społeczność graczy do grupowych walk w terenie. Greymoor wypada blado w tym porównaniu. Co prawda wprowadzono do gry mroczne burze wyrzucające na zewnątrz nieumarłych, ale społecznościowy element ma się nijak do smoków z poprzedniego dodatku.
Powrót do Skyrim wcale nie był tak przyjemny, jak sądziłem.
Po przejściu głównego wątku fabularnego pozostaje uczucie niedosytu. Twórcy nie wykorzystali kilku nadarzających się okazji, aby wprowadzić do gry czegoś naprawdę świetnego (ekhem wampirzy lordowie ekhem). Zamiast tego mamy potężny recykling motywów, pomysłów i rozwiązań. Za mało tutaj treści i za mało nowości, które można później rozszerzyć na całe TESO.
The Elder Scrolls Online: Greymoor to bez wątpienia najsłabszy z wielkich dodatków do naprawdę niezłego MMO.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj Spider's Web w Google News.