Samsung Galaxy Note 20 Ultra - dwa tygodnie z bestią
To będzie wyjątkowo łatwa recenzja. Samsung Galaxy Note 20 Ultra to najlepszy smartfon Samsunga - a może nawet najlepszy na rynku - lecz jednocześnie jest urządzeniem… dość nudnym. W 2020 r. nie musi to być jednak wadą.
Kiedy rok temu pierwszy raz zobaczyłem na żywo Samsunga Galaxy Note 10, zrobił on na mnie kolosalne wrażenie. Cały front tego smartfona był ekranem. Teraz, rok później, Galaxy Note 20 Ultra wygląda niemal identycznie, ale nie robi aż takiego wrażenia jak poprzednik.
Brakuje mu trochę świeżości, ale nie jest to zarzut. W obecnych czasach nie da się już co roku szokować designem. Z drugiej strony, nie każdy jest zblazowanym fanem technologii, który widział wszystko na rynku i mało co potrafi go zdziwić. Jeśli przesiądziesz się na Note’a 20 Ultra z dwu- lub trzyletniego smartfona, poczujesz się jakbyś odbył podróż w kosmos.
Choć obiektywnie front nadal jest cudeńkiem, to tym razem bardziej podoba mi się tył wykonany z matowego szkła. W nowym miedzianym kolorze smartfon wygląda unikalnie i wybitnie dobrze. W takiej wersji sprawdziłby się zarówno u popularnej instagramerki jak i u prezesa korporacji. Coś pięknego. I do tego praktycznie nie zbiera odcisków palców.
Ekran i głośniki w Galaxy Note 20 Ultra to najwyższa półka.
Co roku piszę, że nowy Galaxy Note ma najlepszy ekran, jaki widziałem, a w recenzji Note 20 Ultra mogę napisać to samo. To nieprawdopodobne, że Samsung potrafi jeszcze bardziej dopracować swoje ekrany w kwestii naturalności kolorów i maksymalnej jasności. Wyświetlacz Note'a 20 Ultra jest po prostu obłędny.
A jeżeli jesteśmy przy ekranie, nie sposób nie wspomnieć o jego odświeżaniu. Panel może działać z odświeżaniem 120 Hz, ale tylko w rozdzielczości Full HD+. Jeśli zdecydujemy się na najwyższą rozdzielczość WQHD+, musimy zadowolić się 60 hercami. Ja zdecydowanie polecam postawić na wyższe odświeżanie, które od razu widać, w odróżnieniu od ledwie zauważalnej wyższej rozdzielczości. Wysoka płynność ekranu zmienia jakość obcowania ze smartfonem.
W Galaxy Note 20 Ultra nie da się też wymusić ciągłej pracy w 120 Hz, ponieważ wyższa płynność jest powiązana z trybem adaptacyjnym, w którym odświeżanie może się płynnie zmieniać. W większości aplikacji mamy 120 Hz, ale przy filmie kinowym ekran może przestawić się na 24 lub 25 Hz, a przy czytaniu tekstu nawet na 10 Hz. Wszystko w celu oszczędzania akumulatora.
W praktyce ekran przez cały czas wydaje się być superpłynny. Zacząłem się zastanawiać, czy to znaczy, że funkcja adaptacji nie działa, czy… jest aż tak dobra, że pozostaje niezauważalna.
Oglądanie filmów na Note 20 Ultra to wyjątkowo przyjemne doświadczenie nie tylko dzięki cudnemu ekranowi AMOLED, ale też głośnikom stereo. Podział na kanały jest wyjątkowo dobrze słyszalny z uwagi na gabaryty smartfona i dużą odległość między głośnikami. Jakość takiego audio jest świetna. Jestem pewien, że Note 20 Ultra zawstydza pod tym kątem niejeden laptop.
Niestety ekran adaptacyjny nie stanowi remedium na akumulator.
Ogniwa o pojemności 4500 mAh to jednak za mało jak na potężny ekran Note’a 20 Ultra. Na ogół kończyłem dzień mając ok. 20-25 proc. poziomu akumulatora, co jest bardzo przeciętnym wynikiem. Tylko w weekendy, kiedy dużo rzadziej sięgałem po smartfon, udało się zachować wieczorem ok. 45 proc.
Na szczęście smartfon można szybko doładować. Pół godziny na kablu dodaje kilkadziesiąt procent naładowania. W praktyce dobrze sprawdza się też bezprzewodowe ładowanie i - zwłaszcza - ładowanie zwrotne. Było mi potrzebne rzadko, ale w niektórych sytuacjach ta funkcja jest na wagę złota. Kiedy zapomnę naładować słuchawek, mogę je doładować wprost z Note’a.
Czytnik linii papilarnych został znacznie poprawiony względem serii S20.
Wbudowany w ekran czytnik linii papilarnych działa w Galaxy Note 20 Ultra właściwie perfekcyjnie. To bardzo duży skok jakościowy względem S20 Ultra, w którym nie polubiłem się z czytnikiem. Odcisk palca w Note 20 Ultra jest wykrywany bezbłędnie i szybko, nawet kiedy nie trafimy idealnie prosto w czytnik. Jedynym problemem pozostają jednak sytuacje, kiedy palec jest zawilgocony, co przeszkadzało mi np. w kuchni, podczas domowego gotowania.
Samsung Galaxy Note 20 Ultra jest najlepszym fotograficznym smartfonem, jaki trzymałem w swoich dłoniach. Kropka.
Aż trudno w to uwierzyć, ale widać spory postęp względem Samsunga Galaxy S20 Ultra. Nowy Note na papierze wypada słabiej, bo zamiast czterech obiektywów ma tylko trzy. Sensor ToF został zastąpiony specjalnym modułem laserowego autofocusu. Smartfon w czasie testów nie miał absolutnie żadnych problemów z ustawianiem ostrości.
Jakość zdjęć z Galaxy Note’a 20 Ultra jest rewelacyjna. Szkoda nawet czasu, by analizować fotografie robione za dnia, bo te są imponujące. Wszystkie trzy obiektywy zapewniają zbliżoną kolorystykę i wysoką jakość. Kadry z ultraszerokokątnego obiektywu są automatycznie prostowane, więc linie proste pozostają proste.
W zdjęciach ze standardowego obiektywu możemy bardzo łatwo rozmyć tło, co nadal jest sporą rzadkością w segmencie smartfonów. Duża (1/1.33 cala) matryca w połączeniu z jasnym (f/1.8) obiektywem tworzy zaskakująco małą głębię ostrości kiedy fotografujemy coś z bliska. Jeśli chodzi o tryb fotografii w 108 MP, w praktyce nie daje on wielkich przewag. Ja zdecydowałem się na standardowe 12 MP, które jest szybkie i ma świetną jakość.
Zoom z Galaxy Note 20 Ultra również robi wrażenie. Samsung zrezygnował z krotności x100 znanej z Galaxy S20 Ultra. Zamiast tego aplikacja aparatu domyślnie sugeruje powiększenie x5, x10, x20 i x50. Dwie pierwsze zapewniają świetne rezultaty. Jakość spada dopiero przy x20, ale zdjęcia i tak z powodzeniem nadadzą się do publikacji w internecie, co jest wybitnym osiągiem w segmencie smartfonów. Z kolei krotność x50 uważam za przesadzoną, bo jakość jest zdecydowanie niższa.
Aparat Galaxy Note’a 20 Ultra błyszczy zwłaszcza nocą.
W nocy aparat pokazuje swoje prawdziwe możliwości. Zdjęcia wykonane po zmroku mają wysoką jakość, ale największe wrażenie robi tryb nocny, włączany jako dodatkowy tryb w aplikacji. Aparat tworzy w nim kilkusekundowe ekspozycje z ręki, a efekty są zaskakujące.
Samsung zdecydowanie poprawił jakość trybu nocnego względem Galaxy S20 Ultra. Nowy Note zapewnia lepszą ekspozycję, znacznie bardziej naturalne kolory i do tego lepszą szczegółowość. Czapki z głów. Smartfon widzi nocą więcej niż ludzkie oko. Jedynym minusem tego trybu jest dość długi czas przetwarzania zdjęcia. Na podgląd fotografii trzeba poczekać kilka sekund, ale efekty są tego warte.
Nagrywanie w 8K to tylko ciekawostka.
Jakość filmów przy nagraniach 8K jest oczywiście wyższa niż przy 4K, ale na ten moment tryb 8K to tylko ciekawostka. Pliki są bardzo duże, choć bitrate nie jest wybitny, ale nade wszystko rozczarowuje stabilizacja w 8K. Do tego obraz jest wyraźnie węższy niż przy trybie 4K.
Nagrywanie w 4K wypada za to rewelacyjnie, nawet przy 60 kl./s. Stabilizacja jest wyjątkowo skuteczna, a jakość obrazka nikogo nie rozczaruje.
Mówicie, że Exynos jest słabszy od Snapdragona?
W kwestii podzespołów Note 20 Ultra ma wszystko, czego można oczekiwać od smartfona z najwyższej półki. 12 GB RAM i 256 GB rozszerzalne o karty pamięci wystarczą każdemu, a obsługa WI-Fi 6 i sieci 5G to przyszłościowe rozwiązania.
Do tego bardzo podoba mi się podejście Samsunga do kart SIM. Tacka oferuje jeden slot na kartę SIM i jedno gniazdo hybrydowe SIM/microSD. Do tego mamy też obsługę e-SIM, więc de facto możemy mieć aż trzy numery na jednym smartfonie.
A co z nieszczęsnym procesorem Exynos 990, dostępny w wersji globalnej, w tym w Polsce? Jasne, w benchmarkach pewnie przegrywa ze Snapdragonem 865+ stosowanym w Stanach Zjednoczonych, ale w praktyce nie ma to znaczenia. Exynos zapewnia poziom działania wręcz niedostępny w smartfonach konkurencji. Płynność jest tu idealna, a potęguje ją dodatkowo ekran w 120 Hz. Note 20 Ultra jest bestią w kwestii wydajności, więc cały hejt na gorszy procesor musi wypływać od osób, które nie miały Note’a 20 Ultra w dłoniach.
Z wielką mocą idzie wielka odpowiedzialność i… wysokie temperatury.
Topowe podzespoły sprawiły mi nieoczekiwany problem, którym jest niepokojące nagrzewanie się smartfona. Kiedy po wyjęciu z pudełka konfigurowałem Note'a, po zakończonym procesie smartfon prawie parzył w dłonie. Pomyślałem, że jest to wina konieczności przemielenia gigabajtów danych w krótkim czasie, ale problem powracał.
Kiedy fotografuję lub filmuję Note’em, temperatury często rosną do niepokojącego poziomu. To samo zaobserwowałem przy korzystaniu z nawigacji. Note 20 Ultra ewidentnie ma problem z odprowadzaniem ciepła. Nie czuć tego na co dzień, ale problem powracał co kilka dni w czasie testów.
Rysik to stary dobry S Pen, tyle że lepszy.
Rysik zaskakuje przede wszystkim tym, że w Note 20 Ultra znajduje się po lewej stronie. To dla mnie mniej wygodna pozycja, ale to tak naprawdę detal.
Ważniejsze jest działanie, a zostało ono znacznie poprawione. Samsung chwali się bardzo niską latencją na poziomie 9 ms, podczas gdy poprzednik miał opóźnienie ponad 40 ms. W praktyce nie zauważyłbym tej różnicy rok po teście Note’a 10, bo już poprzednik wydawał mi się bardzo szybki. Faktycznie nowy rysik przypomina wręcz korzystanie z ołówka lub cienkopisu.
Mam wrażenie, że Samsung bardzo poprawił jakość przetwarzania odręcznych notatek na tekst. Działa to teraz wybitnie sprawnie w języku polskim. Nawet niedbałe bazgroły są poprawnie konwertowane przez oprogramowanie.
Rysik doczekał się też szeregu nowych funkcji, w tym obsługi gestów kreślonych w powietrzu, czym bardzo chwalił się Samsung. Ta funkcja zupełnie nie przypadła mi do gustu. Wykrywanie gestów działa przeciętnie, a dużo szybciej można dotknąć rysikiem konkretnego miejsca na ekranie.
Rysik ponownie sprawdza się nie tylko u artystów, ale też do zwykłej obsługi smartfona. Korzystanie z S Pena na wielkim ekranie jest wygodne i przydatne. Tym bardziej że Note z uwagi na potężny rozmiar w praktyce czasami bardziej przypomina tablet niż smartfon. Nie jest to urządzenie do szybkiej obsługi w biegu, gdzieś w mieście. Do używania Note’a trzeba chwilki spokoju oraz dwóch wolnych rąk.
Samsung Galaxy Note 20 Ultra zbliża się na włos do perfekcji.
Note 20 Ultra nie jest smartfonem przełomowym czy awangardowym. Nie szokuje tak jak składane konstrukcje. Nie oburza rozmiarem, bo Note przecież z definicji ma być ekstremalnie duży.
Na każdym kroku czuć, że to rozwijana od lat, szalenie dopracowana konstrukcja, zarówno pod względem sprzętowym jak i software’owym. Jasne, jest tu tona raczej niepotrzebnych dodatków od producenta, ale są i bardzo funkcjonalne, jak bezprzewodowy tryb DeX czy głęboka integracja z Windowsem 10.
Note 20 Ultra najbardziej zaskoczył mnie aparatem, bo widzę w nim spory skok jakościowy względem S20 Ultra, szczególnie w zdjęciach nocnych. Superpłynne odświeżanie również sprawia wyborne wrażenie na tak wielkim panelu.
W całej tej dobroci widzę tylko dwa realne problemy. Pierwszym jest nie najlepszy akumulator, a drugim niepokojące nagrzewanie się smartfona. Mam nadzieję, że to drugie zostanie wyeliminowane wraz z nadchodzącymi aktualizacjami.
Nie sposób też pominąć kwestii ceny, bo poziom 5949 zł to czyste szaleństwo. Note 20 Ultra nie jest smartfonem opłacalnym, ale nigdy nie miał taki być. To propozycja z najwyższej półki, dla nielicznych. Nabywcy z pewnością nie będą rozczarowani. A jeśli w jakimś stopniu analizujesz stosunek jakości do ceny… Note 20 Ultra po prostu nie jest smartfonem dla ciebie.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj Spider's Web w Google News.