TP-Link Archer AX50 po czterech miesiącach - długodystansowa recenzja routera
Za czterema padami, pomiędzy dwoma konsolami, tuż pod telewizorem i zaraz nad koszyczkiem z grami, stoi sobie u mnie w domu małe czarne pudełko. Z antenkami.
Kilka miesięcy temu zmieniłem router na nowy, a w zasadzie to postawiłem na szafce RTV kolejny sprzęt sieciowy. Ten kolejny gadżet podłączyłem bezpośrednio do tego dostarczonego mi przez operatora, w którym ustawiłem tryb bridge, co wyłączyło jego własne Wi-Fi, zmieniając go de facto w zwykły modem. Zacząłem korzystać w domu jedynie z sieci kablowej oraz bezprzewodowej generowanej przez ten nowy sprzęt.
Pisałem wtedy, że po podłączeniu testowego routera internet u mnie w domu przeżywa drugą młodość.
Nie było jednak jasne, czy po pierwszym zauroczeniu uczucie nie osłabnie, więc testowałem sprzęt dalej. Teraz minęły już cztery miesiące, a zdanie podtrzymuję: to była świetna i… spóźniona decyzja. Gdybym wcześniej zdawał sobie sprawę, że dostawienie dodatkowego routera faktycznie będzie najprostszym sposobem na poprawę domowego Wi-Fi, zdecydowałbym się na to już lata temu.
Mądry jednak geek po szkodzie, bo nie powinno to dziwić. To normalne, że operatorzy szukają oszczędności wszędzie i trudno oczekiwać, by dawali klientom sprzęt z najwyższej półki. Mimo to byłem z routera ConnectBox od UPC w miarę zadowolony, ale zdarzało się, że odmawiał posłuszeństwa. Co jakiś czas się restartował, a jego kryptonitem okazały się połączenia typu p2p.
Cztery miesiące z TP-Link Archer AX50
Nowy sprzęt stanął u mnie na szafce RTV, jak wspomniałem, między dwiema konsolami i za czterema padami, które to znajdują się zaraz pod telewizorem. Obawiałem się, że taka lokalizacja może popsuć parametry Wi-Fi, ale… te cztery odchylane antenki w obudowie TP-Link Archer AX50 są na tyle silne, że ustawiona dookoła elektronika nie generuje zauważalnych zakłóceń.
TP-Link po skonfigurowaniu tak, by sam zarządzał siecią domową i DHCP, zapewnił mi transfery rzędu nawet 700 Mb/s i ping 10 ms przy gigabitowym łączu przez Wi-Fi na wszystkich sprzętach z odpowiednio szybkimi modułami bezprzewodowej transmisji danych, a to jeszcze więcej niż zapewniał ConnectBox; przy połączeniu kablowym w konsolach do gier i w Apple TV mam zaś pełny 1 Gb/s.
TP-Link ma świetne wyniki, ale ta przepustowość i tak nie jest najważniejsza.
Gigabitowy internet to była fanaberia — podpisując umowę, odbijałem sobie lata spędzone na miedziowym łączu rozpędzającym się do zawrotnych 20 Mb/s. Ta przepustowość przydaje się chyba tylko wtedy, gdy chcę pobrać jakąś dużą aplikację na komputerze, jeśli robię to akurat w tym momencie, gdy obie konsole pobierają jednocześnie aktualizacje zainstalowanych na nich gier.
Po przekroczeniu bariery 100 Mb/s znacznie bardziej interesuje mnie to, by domowe połączenie było stabilne. W przypadku sprzętu operatora bywały z tym problemy i przy wielu połączeniach jednocześnie ConnectBox potrafił odmówić posłuszeństwa i się zawiesić. Spore problemy sprawiał mu też streaming gier wideo, z którego wcześniej musiałem zrezygnować.
TP-Link Archer AX50 sprawił, że GeForce Now stało się realną alternatywą dla peceta i czekam teraz na xCloud w Polsce.
Chociaż na starym routerze spełniałem teoretycznie wszystkie warunki, by cieszyć się grami w chmurze, to usługi GeForce Now (dostępne już oficjalnie w naszym kraju) oraz xCloud (testowane na serwerach w Wielkiej Brytanii) strasznie rwały. Gigabitowe łącze, które po Wi-Fi wyciągało kilkaset megabitów na sekundę, okazało się wąskim gardłem ze względu na stabilność.
Dostawienie na szafkę RTV kolejnego sprzętu ten problem rozwiązało. To dzięki temu mogłem wygodnie grać w np. Destiny 2 na MacBooku, a potem na komputerze Apple’a odpaliłem za pośrednictwem GeForce Now świeżutkie Superhot: Mind Control Delete. Teraz planuję ograć w ten sposób Disco: Elysium, a bez wymiany sprzętu sieciowego te pecetowe gry by mnie ominęły.
Możliwość grania w gry z chmury to tylko jeden z elementów układanki.
TP-Link Archer AX50 poprawił ogólną jakość mojej sieci Wi-Fi i wprowadził mnóstwo pomniejszych usprawnień. Cenię sobie teraz łatwość zarządzania wszystkimi parametrami sieci, w tym możliwość łączenia się z routerem przez internet, a także za pomocą aplikacji mobilna na smartfony i tablety (a takowej mój operator do swojego ConnectBoksa nie zapewnia).
Zacząłem też wreszcie korzystać z opcji podpinania do sieci dysku, który potem służy za magazyn plików — i to nie tylko ich zwykłych, ale również kopii zapasowych generowanych automatycznie przez funkcję Time Machine w komputerach Mac. Ustawiłem też wreszcie sobie sieć dla gości i filtrowanie adresów Mac, bo mam do tego wygodny dostęp z poziomu smartfona.
Oczywiście nie mogę też powiedzieć, by podczas tych czterech miesięcy TP-Link Archer AX50 nie sprawiał żadnych problemów.
Taki jednak już jest urok całej tej kategorii sprzętów. Routery, podobnie jak drukarki, zostały zesłane nam z samych czeluści piekieł, by uprzykrzać życie — a przynajmniej takie można odnieść wrażenie. Mimo to, od kiedy przesiadłem się na TP-Linka Archera AX50, konieczność resetowania routera to jedynie zaskakująca okazjonalna konieczność, a nie przykra codzienność.
Nowy sprzęt od prądu musiałem w ciągu tych kilku miesięcy w celu zrestartowania go odłączyć tylko raz. W tym czasie też tylko raz przywracałem oba sprzęty sieciowe do ustawień fabrycznych — i do dzisiaj zresztą nie wiem, czy w tym tandemie zawinił wtedy sprzęt operatora, czy TP-Link. Biorąc pod uwagę moje dotychczasowe doświadczenia z routerami to świetny wynik.
Nie bez znacznie jest też fakt, że samodzielny router uniezależnia od operatora.
Urząd Komunikacji Elektronicznej zapowiedział, że ułatwi zmianę dostawcy usług i możliwe, że znikną niedługo bariery od strony formalnej. Nadal jednak najbardziej problematyczna będzie właśnie wymiana routera. Wiąże się to w końcu z podpinaniem od nowa wszystkich sprzętów i mozolnym wpisywanie haseł w każdym telefonie, tablecie, komputerze, czytniku e-booków, konsoli itp.
Na szczęście po tym, jak postawiłem pod telewizorem TP-Linka, jeśli przyjdzie mi do głowy zmiana operatora na innego (bo np. będzie pozwalał mi na wyższy upload niż te 40 Mb/s, które zapewnia UPC…), to po podpisaniu umowy podepnę po prostu do sprzętu operatora ten dodatkowy router. Dzięki temu cała domowa sieć pozostanie dokładnie taka, jaka była.