REKLAMA

Przez 5G wytną drzewa, mówią. Obalamy mity wokół sieci 5. generacji

5G to dzisiaj trochę wybuchowa mieszanka mitów, marketingu i nadmuchanych oczekiwań klientów. Każda dostatecznie rozwinięta technologia niczym nie różni się od magii, a gdzie rozum śpi, tam rodzą się demony, warto więc zająć się wyjaśnieniem kilku spraw.

19.06.2020 09.36
Przez 5G wytną drzewa, mówią. Obalamy mity wokół sieci 5. generacji
REKLAMA

Dla szeroko rozumianego dobra konsumentów podejmujących decyzje zakupowe, a także bezpieczeństwa infrastruktury krytycznej jaką są stacje bazowe, atakowanej przez ludzi czytających tylko nagłówki sensacyjnych tekstów.

REKLAMA

Nie zamierzam nic pisać o kwestiach zdrowotnych. Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, więc mogę jedynie zacytować to, co usłyszałem od naukowców z uznanym szeroko dorobkiem w temacie: mimo dziesiątek lat badań przeprowadzanych na całym świecie, mimo dziesiątek tysięcy eksperymentów dotyczących wpływu pola elektromagnetycznego na organizm ludzki, konsensus naukowy niezmiennie brzmi: nie ma dowodów ani na szkodliwość, ani nieszkodliwość pola elektromagnetycznego, jeżeli jego poziom nie przekracza ustalonych norm.

Nie ma sensu zagłębiać się dalej, chętnych odsyłam do definicji „konsensusu naukowego”. W dzisiejszym felietonie zajmę się przede wszystkim stroną techniczno-marketingową.

Operacje na odległość

Jednym z najbardziej wyświechtanych i powtarzanych bez zrozumienia haseł jest „dzięki 5G będziemy mieli operacje na odległość”. Ja się zapytam: a po co, skoro pewnie we wszystkich szpitalach jest łącze kablowe mniej podatne na zakłócenia i z możliwą gwarancją uzyskiwania konkretnych przepływności oraz opóźnień? Nikt tego nie rozwija. A szkoda, bo bardzo ważny temat.

Nie chodzi o zdalne operacje. Jeżeli już, to bardziej o zabiegi, a przede wszystkim o diagnostykę. Wyobraźmy sobie ekipę ratunkową z zaawansowanym sprzętem, która jedzie do wypadku. Już w karetce można przeprowadzać wstępną diagnostykę, a jej wyniki wysłać do szpitala jeszcze w czasie transportu. Dzięki temu pacjent może trafić od razu na stół operacyjny, zyskiwane są cenne minuty na wagę zdrowia i życia. 

Zdalna diagnoza, a być może nawet jakieś drobne zabiegi, to także możliwość dojazdu do pacjenta ze sprzętem. Szczególnie, jeżeli mieszka on gdzieś poza zasięgiem światłowodu, a jego transport byłby albo kłopotliwy, albo wręcz zagrażający jego życiu. Prościej przewieźć sprzęt i techników do człowieka niż na odwrót. Techników, nawet nie lekarzy, bo ci właśnie wszystkie czynności będą mogli przeprowadzić zdalnie.

To właśnie do tych rzeczy potrzebna jest wydajna sieć bezprzewodowa o ogólnokrajowym zasięgu, a parametry oferowane przez 5G nadają się do tego znakomicie. Przestańmy więc mówić o poważnych operacjach na odległość, bo nikt nie będzie wywoził robota Da Vinci ze szpitala. Z drugiej strony 5G bez wątpienia wydatnie przyczyni się do podniesienia bezpieczeństwa zdrowotnego.

Czy trzeba wycinać drzewa?

Częstotliwości to czysta fizyka. Im niższe, tym lepiej przenikają przez przeszkody i uginają się wraz z krzywizną Ziemi. 700 MHz świetnie zapewnia zasięg wewnątrz budynków, ale na 3400-3800 MHz to już będzie większy wysiłek. Z kolei pasmo 26 GHz (fale milimetrowe) ma poważne problemy, żeby przebić się nawet przez liście. Każde pasmo ma jednak swoje konkretne zastosowanie.

O ile 700 MHz to głównie zapewnienie zasięgu na dużych obszarach, o tyle 26 GHz będzie używane do punktowego zapewnienia sieci o wysokich przepływnościach w miejscach o bardzo dużym zagęszczeniu użytkowników. To będą potężne magazyny z dużą ilością systemów automatycznych, stadiony, czy bardzo zatłoczone ulice centrów dużych miast. Stacje będą montowane na latarniach i będą miały wielkość routera Wi-Fi, zapewniając zresztą bardzo podobny zasięg do domowej sieci.

Żadne drzewo nie ucierpi, bo miejsca, do których ze względu na naturalne czy sztuczne przeszkody nie dotrze 26 GHz (ktoś widział drzewa na koronie stadionu albo w magazynach?), zostaną „doświetlone” pasmem 3400-3800 MHz lub innym do tego się nadającym. Pomijając argument ekonomiczny, że ten ruch musi być przez użytkowników generowany na takim poziomie, żeby opłacało się w danym miejscu stawiać całą baterię małych stacji, do której trzeba doprowadzić zasilanie i światłowód. W przypadku 26 GHz można szacować, że będzie to nie wcześniej niż za 5 lat, operatorzy w Polsce niespecjalnie palą się do tych częstotliwości.

A z czego ten mit się wziął? Dla osób wyznających teorie spiskowe nie liczą się fakty, tylko ich interpretacja. Tak, jak powiązano rozprzestrzenianie się wirusa COVID-19 z postawieniem w podobnym czasie anten 5G w chińskim Wuhan, tak w jednym z miast amerykańskich miast zauważono wycinkę drzew w alei w momencie, kiedy jeden z amerykańskich operatorów budował tam swoją sieć 5G w oparciu o fale milimetrowe. Jest koincydencja czasowa? Jest. PRZYPADEG?

W Stanach Zjednoczonych mają teraz trochę mniej „średniego” (2-4 GHz) pasma pod 5G, więc muszą się męczyć z sieciami na 24 GHz. Trudno inaczej to nazwać w dzisiejszych realiach popytowo-ekonomicznych, a już we wcześniejszym felietonie pisałem, że tu chodzi przede wszystkim o marketing (jesteśmy nowocześni i mamy 5G!).

Milisekundowe opóźnienia

1 milisekunda opóźnień, która wielokrotnie pada w przekazach reklamujących 5G, jest tak naprawdę tylko opóźnieniem generowanym przez samą stację bazową. W wypadku LTE są to, stosując to samo odniesienie, 4 milisekundy. Pakiety danych ze stacji idą już do sieci szkieletowej (core) światłowodem lub radiolinią, a potem „wchodzą” w Internet. Nie ma więc szans na to, że do serwerów w USA będzie ta reklamowana milisekunda.

Ile to będzie realnie? W teorii, 3 milisekundy „zyskujemy” na stacji bazowej, małe kilka milisekund mniej zajmuje „obróbka” pakietów przez trochę bardziej wydajny niż w przypadku poprzednich generacji core. Cała reszta to już opóźnienia jak w kablowym Internecie. Realnie zyskujemy poniżej 10 milisekund w porównaniu do opóźnień technologii LTE. Speedtesty pokazują średnio 30-40 milisekund przy pomiarach wykonanych w sieciach 4G, więc w 5G można oczekiwać 20-30 milisekund w typowych warunkach i przy podobnie obciążonych stacjach.

Ciąg dalszy nastąpi

REKLAMA

W kolejnej części dowiecie się więcej o tym, czy „nowe modulacje i polaryzacje” stosowanych w sieciach 5G są szkodliwe, czy stacje stawiane będą wszędzie co 100 metrów i oczywiście o tym, że czy 5G usmaży Wam mózgi. Będzie też trochę o autonomicznych samochodach i sposobach pomiarów pola elektromagnetycznego.

Witold Tomaszewski. Założyciel i wieloletni redaktor naczelny TELEPOLIS.PL, później odpowiadający za wsparcie procesu inwestycyjnego budowy sieci Play na polu relacji publicznych. Teraz niezależny doradca działający na rynku telekomunikacyjnym, specjalizujący się w zakresie strategii komunikacji i procesie legislacyjnym. Specjalizacja: 5G.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA