REKLAMA

5G usmaży wam mózgi, mówią. Obalamy porcję nowych mitów

Najpopularniejsza grafika towarzysząca opisowi jakiegoś wydarzenia środowiska anty5G, to stacja bazowa strzelająca piorunami obok której płaczące dziecko jedzie na rowerze z płonącym Elmo w koszyczku. Chyba każdy natrafił na nią przynajmniej raz. Zawsze podziwiałem fantazję autora tego wiekopomnego dzieła. Piękny umysł.

5G usmaży wam mózgi, mówią. Obalamy kolejne mity
REKLAMA

Wycinanie drzew, milisekundowe opóźnienia i zdalne operacje mówiłem w poprzednim felietonie, teraz przyszedł czas na to, co tygryski lubią najbardziej, czyli smażenie mózgów stacjami co 100 metrów za pomocą nowych modulacji.

REKLAMA

5G usmaży mózgi

 class="wp-image-1198498"

Stacje 5G to wiszące i straszące kuchenki mikrofalowe - napisze wam na Facebooku każdy wyznawca teorii spiskowej ze swojego smartfona z aktywnymi dwiema kartami SIM. I doda: „jeżeli 5G nie szkodzi, to wsadź głowę w mikrofalówkę na minutę i potem wróć”.

Mało osób zdaje sobie sprawę, że najczęściej największym źródłem pola elektromagnetycznego w otoczeniu jest nasz telefon. A jeszcze mniej osób wie, że wraz z każdą kolejną generacją urządzenia nadają z coraz mniejszą mocą. Maksymalna moc terminali wynosi 2 waty dla 2G, 250 miliwatów dla 3G oraz 200 miliwatów dla 4G i 5G. Praktyczne testy pokazują wykorzystanie tych poziomów na poziomie kilkunastu procent. 

Kuchenka mikrofalowa działa w paśmie 2450 MHz z mocą ponad tysiąca watów, czyli ponad 2 tysiące razy większą niż telefon 5G. Zachęty towarzystwa anty5G brzmią mniej więcej tak: „jeżeli wzięcie prysznica nie szkodzi, to idź umyj się pod wodospadem Niagara i potem wróć”. Byłoby to ciężkie w realizacji, bo spadająca masa wody zabiłaby nas na miejscu. Ale jakie by to było epickie!

Stacje co 100 metrów!

Mniejsze moce maksymalne i faktyczne terminali wynikają także z tego, że siatka stacji bazowych 5G będzie gęstsza niż w przypadku poprzednich technologii. Jeżeli stoimy od siebie metr, to możemy rozmawiać szeptem. Jeżeli oddalimy się na 20 metrów, to już musimy krzyczeć, żeby skutecznie się porozumieć. Choć dźwięk to fala mechaniczna, to porównanie do fali elektromagnetycznej jest jak najbardziej trafne i prawdziwe. Im bliżej będziemy stacji, tym mniejsza energia jest potrzebna do nawiązania połączenia. Akumulator waszego telefonu już się uśmiecha, bo nie będzie tak „katowany” jak dotychczas.

„Stacje 5G będą co 100 metrów!” – straszą przeciwnicy technologii 5G. Mam dla nich złą wiadomość. One już teraz, w centrach dużych miast, są prawie co 100 metrów. Wystarczy w serwisie btsearch.pl włączyć sobie podgląd Warszawy. Nadajniki nowych generacji będą faktycznie upakowane gęściej, ale będą one mniejsze zarówno jeżeli chodzi o moce, jak fizyczne wymiary.

Nowe modulacje i polaryzacje

Nowe i nieznane modulacje. Sztucznie generowane. Pola torsyjne. To wszystko ma stać za technologią 5G. I tutaj szykuję wielkie rozczarowanie dla wielu, bo to, co „leci ze stacji” 5G tak naprawdę niewiele różni się od tego, co „rozpylają” nadajniki 4G. To modulacja QAM256, czyli sposób upakowania danych w kanale radiowym. Różnica to przede wszystkim mniejsze zapotrzebowanie na dane związane ze sterowaniem transmisji i wymianą danych o jakości połączenia, przez co efektywnie więcej pasma jest przeznaczane na przepływności uzyskiwane przez użytkownika. Różnica jest jednak niewielka, bo mówimy tu o pojedynczych procentach.

Do tego dochodzi system wieloantenowy MIMO (teraz 4x4, w przyszłości 32x32 i więcej), dojdzie także tzw. beamforming, czyli formowanie wiązki do miejsca, w którym znajduje się terminal. Uformowana wiązka służy oczywiście do selektywnej depopulacji, jak dowiemy się od wielbicieli teorii spiskowych, a od inżynierów usłyszymy, że pozwoli to na efektywniejsze wykorzystanie mocy stacji, bo sygnał będzie nadawany tam, gdzie faktycznie znajduje się użytkownik, a nie wszędzie dookoła.

Dużo „magii” w sieciach 5G dzieje się w (i dzięki) sieci szkieletowej (core), która obsługuje terminale i przetwarza dane. To, co „leci w powietrzu”, to na razie ewolucja.

Pomiary, normy a ekspozycja

Dużo hałasu na przełomie roku wywołało „stukrotne podniesienie norm” gęstości mocy pola elektromagnetycznego. Należy to raczej nazwać zharmonizowaniem ze światowymi standardami i zaleceniami WHO. W końcu doszlusowaliśmy do cywilizowanego świata i mamy normy jak oni. Zresztą ze 100-krotnością mamy do czynienia przy gęstości mocy pola (z 0,1 do 10 W/m2), a przy składowej elektrycznej mówimy o 9-krotności (z 7 do 61 V/m). To ten drugi parametr jest mierzony przy nowo uruchamianych i modernizowanych stacjach bazowych.

Norma to jedno, ale faktyczna ekspozycja to drugie. Zależy ona od tego, jak i gdzie dokonywane są pomiary. Sposób pomiaru opisany jest rozporządzeniem i nie ma tu swobody interpretacji. W praktyce stacja podczas pomiaru musi pracować na najwyższej zadeklarowanej mocy. Poziom mierzony i uśredniany jest w 6-minutowym okresie w miejscach dostępnych dla ludności. Zgodnie z przepisami, przez miejsca dostępne dla ludności rozumie się wszelkie miejsca, z wyjątkiem miejsc, do których dostęp ludności jest zabroniony lub niemożliwy bez użycia sprzętu technicznego. Czyli są to ulice, budynki, ale już np. nie dachy budynków, gdzie nie mogą przebywać postronne osoby. Balkon zaraz pod anteną jest już miejscem dostępnym dla ludności i tam normy muszą być dotrzymane.

A jak to wygląda w innych krajach? Na przykład we Włoszech jest to średnia dobowa dla komercyjnie działającej stacji. W nocy stacje pracują z minimalną mocą, więc za dnia mogą znacząco przekraczać normę liczoną w „polski sposób”, a i tak średnia dobowa będzie niższa niż norma i stacja będzie uznawana za dotrzymującą standardów.

Z kolei w wielu europejskich krajach pomiary dokonywane są nie we wszystkich miejscach dostępnych dla ludności, a w miejscach stałego przebywania. Czyli wewnątrz budynków mieszkalnych czy biurowych, ale już nie na ulicy, gdzie z reguły przebywa się przez krótki czas. Biorąc pod uwagę, że mury tłumią sygnał średnio 10-krotnie, to znaczy, że dokonując pomiaru w „polski sposób” na ulicy norma 61 V/m mogłaby być przekraczana.

Normy mamy więc już takie, jak na świecie, ale sposób ich pomiaru należy do najbardziej restrykcyjnych. W związku z tym faktyczna, maksymalna możliwa ekspozycja człowieka na pole elektromagnetyczne jest w Polsce niższa niż w wielu innych krajach.

Ciąg dalszy nastąpi

REKLAMA

Jest jeszcze kilka rzeczy wartych omówienia w kontekście 5G. Zrobię to w kolejnych felietonach. Chętnie też wyjaśnię rzeczy, o które poprosicie w komentarzach. Komentujcie, a będzie Wam dane!

Witold Tomaszewski. Założyciel i wieloletni redaktor naczelny TELEPOLIS.PL, później odpowiadający za wsparcie procesu inwestycyjnego budowy sieci Play na polu relacji publicznych. Teraz niezależny doradca działający na rynku telekomunikacyjnym, specjalizujący się w zakresie strategii komunikacji i procesie legislacyjnym. Specjalizacja: 5G.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA